Artykuły

Dobra robota - z morałem czy bez morału

Teatr Powszechny wystawił sztukę sześćdziesięcioletniego autora islandzkiego, dobrze już wprowadzonego na rynek mię­dzynarodowy. Rzecz należy do gatunku "sztuk problemowych". Na problem (rozpad rodziny i wzajemna obcość jej członków) wskazuje już tytuł. W poszcze­gólnych obrazkach z życia autor jest świetnym satyrykiem. Do­równuje wielkiemu komikowi monachijskiemu Karlowi Valentinowi jako twórcy skeczów (przykład: analogiczna u obu autorów scenka "idziemy do teatru"). Połączenie serio i buffo jest doskonałe. Aktorzy mają co grać.

Aktorzy Teatru Powszechnego grają na same piątki (para dziadków: Bronisław Pawlik i Aniela Świderska, para rodzi­ców: Kazimierz Kaczor i Ewa Dałkowska, dzieci: Danuta Kowalska, Marta Klubowicz i Jerzy Gudejko). Prowadzący ich reżyser zapewnił równowagę ko­mizmu i powagi w całym przed­stawieniu. Z krótkiego sprawoz­dania - krótki wniosek. Warto iść na "Obcych bliskich" i nie spo­sób nie bić brawa w teatrze.

O problemie sztuki, który brzmi: Jaka powinna być rodzi­na? trzeba by natomiast rozpi­sać się szerzej w felietonie lub homilii, które to gatunki ulega­ły u nas ostatnio identyfikacji. Ponieważ jednak sprawozdawca nie ma ani odpowiednio wyso­kiego konia, ani żadnego tytułu, by nań włazić i udzielać pou­czeń, może tylko z cicha nu­cić na znaną melodię "Nie moralistą-m ci ja", ograniczając się do kilku uwag ekonomicznych, dotyczących Islandii.

Rodzina w "Obcych bliskich" utrzymuje się z pracy najemnej. Ojciec nie jest samodzielnym przedsiębiorcą, co wynika z jego działalności w związku zawo­dowym. Matka jest nauczycielką. Rodzina ta ma telefon, mieszka w wysokometrażowym lokalu z czynnym domofonem, w kamie­nicy, w której gospodarz domu jest stale na miejscu. Ma pral­kę automatyczną i maszynę do mycia naczyń; naprawa lub wy­miana tych urządzeń na nowe również nie stanowi problemu, jak kupno kanapy z dostawą do mieszkania. Dalej: rodzice mają dwa auta i przeżywszy na Islan­dii czterdzieści lat (co wy­nika z wieku ich dzieci) budują dom własny. Inna uwaga eko­nomiczna łączy się z ogólnym prawem: każdy musi się liczyć z tym, od kogo bierze pieniądze. Dzieci w rodzinie islandzkiej nie uznają tego kategorycznego im­peratywu wobec własnych rodzi­ców, ale można przypuścić, nie bez ogromnej zresztą satysfak­cji, że nauczą się go po opusz­czeniu domu.

Poniważ wszyscy w sztuce są rozdrażnieni i nieszczęśliwi, to gdyby recenzent był moralistą, mógłby pięknie rozwinąć tezę, że dobrobyt nie daje szczęścia. Skoro jednak musi się on trzy­mać ekonomiki, zauważa tylko, co następuje: tatusia może tra­fić szlag równie dobrze z pra­cy w nadgodzinach na dwa auta i budowę domu, jak z pracy na uzyskanie normy paru metrów powierzchni na każdego członka rodziny, zaś o piekło familijne łatwiej jest w małym metrażu niż w dużym. To samo dotyczy spraw domofonu, telefonu, ka­napy, pralki i jej naprawy, czy też uzyskiwania i transportu produktów żywnościowych. Nieposzanowanie w rodzinie zasady "szanuj szefa swego, bo ci pła­ci" zdarza się zarówno (jak w sztuce) na poziomie hojnie wrę­czanych dzieciom dewiz, jak na poziomie najskromniejszego utrzymania bezdewizowego. Wnio­sku ekonomicznego zatem braku­je, a skoro autor noty nie ma tytułu moralisty ani z własnego nadania, ani z nadania przez tzw. środowisko, musi on za­kończyć na tym stwierdzeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji