Artykuły

Historie kuchenne z wojną w tle

"Kiedy świat był młody" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Powstania to nie tylko szczęk broni. To także pobrzękiwanie pustych garnków i dzwonienie łyżek o dna talerzy. W spektaklu "Kiedy świat był młody" Pawła Kamzy kuchenne dźwięki wybrzmiewają jedynie w wyobraźni widza.

W luksusowym apartamencie Madame Stefani (Barbara Karasińska) na toaletce mienią się kolorowe karafki i flakony perfum. Lokatorka buduaru przechadza się w tę i z powrotem, zmieniając połyskujące peniuary wykończone piórami. Hrabina (Magdalena Płaneta), sprzedaje Niemce za bezcen drogocenne klejnoty. - Jest wojna - mrugają do siebie porozumiewawczo obie panie. Po czym hrabina wdziewa wojskowy mundur i przypina sobie do niego zdjętą ze ściany szablę dziadka. Obrotna stara poznanianka Marta (Teresa Kwiatkowska) znosi tymczasem dla Madame kolorowe fatałaszki, które zdobywa jakimś cudem. Trzy zupełnie różne kobiety, trzy odmienne światopoglądy, trzy skrajne punkty widzenia łączy czas oczekiwania na zmiany, które muszą nadejść. I miłość: do kochanków, mężów i synów, którzy przeczołgali się przez okopy I wojny światowej, a teraz muszą znów walczyć w powstaniu.

U Pawła Kamzy zamiast huku wystrzałów rozkwita rozmowa o wyższości zupy rybnej nad mączką piernikową. Nad tym, jak przyrządzić wigilię z samych ziemniaków zastanawiają się Madame i Marta, przysiadłszy na chwilę na drewnianej ławce. Rezolutna poznanianka, wygłaszająca ludowe mądrości gwarą i taszcząca w worku kartofle ma w sobie energię i siły witalne służących z filmu Roberta Altmana. Co jednak w "Gosford Park" buduje całą symfonię postaci i sytuacji, tutaj jest zaledwie piosenką, nuconą przez jedną osobę. Wielka historia dzieje się w obu realizacjach symultanicznie: w czeluściach zaparowanych kuchni i przy suto nakrytych stołach, gdzie wielcy tego świata rozmawiają o ważnych sprawach, zajadając wiktuały, przyrządzone przez maluczkich. Nie do końca szczęśliwym pomysłem reżysera było obsadzenie Barbary Karasińskiej w roli śpiewającej amantki. Aktorka, obdarzona charakterystycznym głosem "z chrypką" w roli estradowej divy raczej śmieszy niż wzrusza. Jeśli reżyser chciał w ten sposób ukazać życiowe złamanie postaci, granej przez Karasińską, to efekt został osiągnięty. Od scenicznych popisów wokalnych "na siłę", wolę chyba muzykę z głośnika. Ot, taki na przykład rockowy evergreen "Children of the revolution", którego nie zawahał się użyć Jan Klata w spektaklu "Sprawa Dantona". Myszką trąci też u Kamzy szumnie zapowiadany wątek rewolwerowo-szpiegowski. Szczegółów nie zdradzę - do spektaklu nie wnoszą zresztą zbyt wiele.

W najbardziej zagadkową i intrygującą postać wciela się Łukasz Chrzuszcz - żołnierz, dezerter. Zjawa to, czy jawa - nie mamy do końca pewności. Pewne jest natomiast, że na tak magiczne, oszczędne kreacje chciałoby się patrzeć zawsze.

Czego mi szkoda? Że w tej narodowo-historycznej zupie wciąż brak przypraw. Że jak o nieobecnych bohaterach, to tylko pozytywnie. Trudno oczywiście zarzucać Kamzie, że tak widzi wyzwoleńczy zryw sprzed 90 lat. To jego autorska wizja - jedna z wielu wersji tej samej, wspólnej historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji