Artykuły

Wierzyłam w aniołka

BOŻENA STACHURA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie wyznaje w rozmowie z "Opolanką", że święta to czas wzruszeń i tęsknot, które zawsze osładzają śląskie makówki mojej mamy.

Kto w pani rodzinnym domu przynosił prezenty pod choinkę: Mikołaj, Aniołek, Gwiazdor?

- Długo wierzyłam w istnienie Aniołka i moją ambicją było przyłapać go przy choince. Jednak rodzice byli czujni i skutecznie odwracali moją uwagę. Kiedy tata wrzucał paczki pod choinkę, mama stała ze mną i moją siostrą w oknie, kurczowo przyciskała nasze nosy do szyby, krzycząc: "O! leci, leci! widzicie srebrne skrzydełka?" Zawsze się na to nabierałam i zanim się obejrzałam, już było po wszystkim. Wiarę w Aniołka rozwiała dopiero nauczycielka w szkole i pamiętam, że bardzo mnie tym zmartwiła. Śmiesznie było, gdy po latach pojawił się nasz młodszy brat i my z siostrą robiłyśmy dokładnie to samo w sprawie Aniołka, co z nami rodzice. Nawet posunęłyśmy się dalej i zadbałyśmy o to, żeby maluch Aniołka zobaczył. Spisek wyglądał mniej więcej tak: rodzice wrzucali prezenty pod choinkę, siostra trzymała brata w oknie, a ja pod tym oknem biegałam okryta prześcieradłem z niebieską lampką i pokrzykiwałam anielskie tony. W efekcie mały się przestraszył i chyba przez chwilę dość miał wigilijnych tradycji.

Jakie są święta dorosłej Bożeny Stachury?

- Boże Narodzenie to zawsze dla mnie czas magiczny, wyczekiwany jak ta pierwsza wigilijna gwiazdka. Będąc dzieckiem, przeżywałam święta bardziej od strony migających lampek na choince i prezentów, a dzisiaj doceniam w nich przede wszystkim możliwość spotkania z najbliższymi. Doceniam niepowtarzalny smak i zapach wigilijnych potraw, wspólne śpiewanie kolęd. W dzieciństwie było bardziej bajkowo, a dziś to czas wzruszeń, wspomnień, tęsknot, które zawsze osładzają wspaniałe śląskie makówki mojej mamy, serwowane ze smażonym karpiem. Palce lizać!

Nie tak dawno reklamowała pani Paczków w telewizji. Lubi pani to miejsce? Spędza pani w Paczkowie święta?

- W tym roku wyjątkowo na święta wyjeżdżam za granicę, ale rzeczywiście zazwyczaj spędzam je w Paczkowie, do którego może nie przyjeżdżam często, ale systematycznie. Lubię tę piękną okolicę, bliskość gór, przygraniczne, niezwykle malownicze polsko-czeskie trasy rowerowe. Ostatnio byłam w listopadzie i wybraliśmy się z ojcem na rowerach nad Zalew Paczkowski, utworzony niedawno dzięki zaporze na rzece Nysie. Nie sądziłam, że tam jest tak pięknie! W zaroślach mnóstwo dzikiego, wodnego ptactwa, m.in. białe czaple. Miałam wrażenie, że jestem w rezerwacie ornitologicznym. Jest w Paczkowie unikatowe Muzeum Gazownictwa, które polecam wszystkim odwiedzającym te strony!

Ale jest też druga strona Paczkowa...

- I ona mnie przygnębia. Myślę tu chociażby o zabytkowych kamieniczkach renesansowo-barokowych, które niszczeją w Rynku. Zdewastowane szyldami reklamowymi, antenami satelitarnymi, odrapane z tynku. Wiem, że władze miasta bardzo się starają, żeby paczkowska starówka rozkwitała, ale renowacja zabytków to ogromne koszty i trzeba znaleźć pomysł na zdobycie pieniędzy, i to jak najszybciej. Paczków potrzebuje dobrej reklamy. Istnieje już świetna strona w internecie, która jest skarbnicą wiedzy o tym terenie, pojawiły się wspaniałe albumy o zabytkach Paczkowa, widokówki, kalendarze. Teraz jeszcze trzeba umieć przyciągnąć tu turystów. Mam nadzieję, że program "Travel 2008", który w maju nakręciliśmy o Paczkowie, właśnie temu będzie służył. Uważam, ze nasze polskie Carcassonne zasługuje na to, by stać się miejscem popularnym i kultowym, ale trzeba o to zadbać!

Masową popularność przyniosła pani rola Grażyny w serialu "M jak miłość". Lubi pani tę postać?

- Lubię, chociaż ostatnio dziwi mnie jej zachowanie. Znowu zaczyna miłosne podboje i znowu pojawia się w związku jako ta druga. Tym razem obiektem jej westchnień jest Michał Łagoda. Mam nadzieję, że Grażyna nie popełni jakiegoś głupstwa. A nawet jeśli, to wierzę, że jej to państwo wybaczą.

Jednak przede wszystkim jest pani aktorką teatralną.

- Pracuję w zespole Teatru Narodowego w Warszawie, gdzie w tym tygodniu mieliśmy premierę "Wiele hałasu o nic" Szekspira w reż. Macieja Prusa. Gram w tej sztuce zwariowaną damę dworu Urszulę. Czekam też na pokaz dwóch teatrów telewizji, które ostatnio nagrałam. Pierwsza sztuka - "Teorban" w reż. Marii Zmarz-Koczanowicz o tragedii WTC w Nowym Jorku z 11 września 2001. Druga rzecz, z cyklu Scena Faktu, o Stanisławie Mikołajczyku i jego ucieczce z kraju w 1947 roku, w reż. Janusza Petelskiego. Zagrałam tu postać działaczki PSL - Marii Hulewiczowej, jego ówczesnej towarzyszki życia. Lata czterdzieste, wnętrza, kostiumy, charakteryzacja jak ze starej fotografii - moje ulubione klimaty.

Wiele młodych Opolanek obawia się, że Opole to prowincja, że trudno stąd się wyrwać, wykształcić, zdobyć ukochany zawód i zaistnieć w nim. Pani jest zaprzeczeniem tej tezy. Jak przekonać malkontentów, aby zmienili swe zdanie? Jaki jest patent na sukces?

- Wojciech Młynarski śpiewał: "róbmy swoje!". Trzymam się tej zasady i być może to jest właśnie patent na sukces. Róbmy dobrze to, co do nas należy, z oddaniem, poświęceniem, zapałem, a z czasem na pewno zostaniemy docenieni. Poza tym nie zgadzam się, że Opole to prowincja. Pamiętam, gdy parę lat temu przyjechałam tu na Konfrontacje Teatralne wraz z zespołem Teatru Narodowego, byłam mile zaskoczona: piękny Rynek, wieczorem tętniący kawiarnianym życiem, rozbudowujący się Uniwersytet Opolski, wyremontowane uliczki, nowe sklepy, galerie handlowe...

Właśnie o te sklepy mamy żal. To nie są inwestycje nakręcające koniunkturę i gospodarkę miasta.

- Dziś już wszędzie wyrastają te molochy handlowe, czy nam się to podoba czy nie. Kiedy studiowałam w Krakowie, wysiadałam na skromnym dworcu, tuż obok był bazarek z różnościami i pysznymi bajglami krakowskimi, a dziś w tym miejscu łomocze wielka galeria handlowa! Takie czasy.

Czy spotyka się pani z innymi Opolanami, którzy zakotwiczyli w stolicy?

- Pracuję w Teatrze Narodowym razem z Arkiem Janiczkiem, który pochodzi z Opola i jest bardzo utalentowanym aktorem młodego pokolenia. A przede wszystkim jest świetnym kolegą w pracy. Czasem rozmawiamy sobie o naszych rodzinnych stronach i są to miłe pogawędki, bo zarówno Arek, jak i ja kochamy swoją małą ojczyznę.

Portret

Bożena Stachura, aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, urodziła się w Paczkowie, ale kiedy w 1999 roku ukończyła PWST w Krakowie, dołączyła do zespołu warszawskiego Teatru Narodowego, w którym gra do dziś. Na ekranie zadebiutowała w jednym z odcinków "Miodowych lat". Widzieliśmy ją też jako Solange w "Chopinie. Pragnieniu miłości" Jerzego Antczaka. Publiczność serialowa zna ją jako Grażynę w "M jak miłość".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji