Artykuły

Nuda "Orestei" i nadzieja "Formatu"

Stary Teatr rozpoczął sezon premierą "Orestei" Ajschylosa. Oznacza to dwa powroty. Pierwszy come-back to obecność w Starymi Teatrze jako reżysera wieloletniego dyrektora i współtwórcy sukcesów krakowskiego zespołu, Zygmunta Hübnera. Drugi powrót oznacza sięgniecie po tekst oryginalnego dramatu antycznego. Tu trzeba przypomnieć, że w ciągu 200-letniej historii budynku przy ulicy Jagiellońskiej oryginalny tekst dramatu antycznego pojawia się zaledwie po raz trzeci. Po raz pierwszy - 17 maja 1873 roku grano tu komedię Arystofanesa "Rycerze" w tłumaczeniu Józefa Szujskiego. Po 87 latach - 4 lutego 1960 roku na scenie kameralnej odbyła się premiera "Medei" Eurypidesa w reżyserii Lidii Zamkow, która grała zresztą tytułową postać. "Oresteia" jest trzecim dramatem starożytnej Grecji, jaki pojawia się w Starym Teatrze. Ale powiedzmy od razu - to dramat, a właściwie trylogia dramatyczna z wymienionych najważniejsza.

Ajschylos, uważany powszechnie za pierwszego dramaturga, napisał sztuk dziewięćdziesiąt, to znaczy trzydzieści trylogii. "Oresteia", powstała w 458 roku p. n. e., jest jedyną trylogią, która ocalała. Opowiada o dziejach domu Atrydów, a na bohaterów wybiera sobie słynnego wodza - zwycięzcę spod Troi, którego zamorduje w kąpieli własna małżonka, Klitajmnestra, padająca z kolei ofiarą syna - mściciela Orestesa. Mężobójczyni zamordowała córkobójcę, który kiedyś poświęcił swą córkę Ifigenię i padła z ręki matkóbójcy. Zamyka się w ten sposób koło zbrodni rozpoczęte przez protoplastów rodu - Atreusza i Tiestesa, a obecność bogów - Apollina i Ateny przecina ów ciąg morderstw.

Czy te trzy ważkie z osobna elementy spektaklu: Hübner jako reżyser, Ajschylos jako autor i sensacyjna fabuła antycznego horroru wystarczyły, by tak znakomitym aktorom, jak Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Jerzy Bińczycki, Jerzy Radziwiłowicz, Elżbieta Karkoszka i doskonale przygotowany chór nagrodzić oklaskami? Przedstawienie jest bowiem muzealnie nudne - trwa trzy i pół godziny, a instrumentacja muzyczna Stanisława Radwana, którego udział jest zwykle najmocniejszą stroną spektaklu nuży swoją manierą.

Można tylko westchnąć patrząc na aktorów, którzy dwoją się i troją: szkoda tego zespołu na starogrecki stos, który wygasza w nas wszystkie iskierki zainteresowania. Piekielna nuda w sosie grecko-anglosaskim, bo swoje trzy nie najmocniejsze grosze wtrącił również znany tłumacz - Maciej Słomczyński.

***

"Colas Breugnon" - przypomnienie wspaniałej powieści Romain Rollanda, której bohater, XVII-wieczny stolarz z francuskiego przedmieścia, stał się symbolem tej radości życia, jakiej nie mogą zmóc żadne troski i niepowodzenia. Humor zdaje się być jego jedynym obrońcą nawet w godzinie rozpaczy - po śmierci ukochanych i najbliższych. Nie jest to jednak ani postawa pozbawionego uczuć wesołka, and wyrafinowany cynizm cwaniaka, ani też bezmyślny rechot odmóżdżonego debila. To wiara w siebie jako człowieka nakazuje francuskiemu rzemieślnikowi sięgnięcie po skarb największy, jakimi jest życiowa mądrość.

Jerzy Kopczewski, noszący ze względu na swoją fizjonomię pseudo "Bułeczka", jest jednym z wymarzonych aktorów, którzy by mogli wcielić się w tę postać. Warunki zewnętrzne, podobny sposób reakcji, który staje się filozofią życia i przeżycia, a także pokaźny zasób umiejętności i wyśmienita kondycja estradowa sprawiły, że "Colas Breugnon" na maleńkiej scence przy ulicy Mikołajskiej jest wydarzeniem. Takim nawet, że do pięt mu nie sięga wiele wysiłków zbiorowych scen olbrzymów. Zobaczona na przykład tuż po spektaklu Kopczewskiego, którego reżyserował bardzo wymagający Tadeusz Lis, a muzykę któremu napisał niemniej bezwzględny Marek Grechuta, "Oresteia" wydać się musi karłowata.

Sukces Kopczewskiego, który na prowadzonej przez siebie scenie "Format" wraz z kolegami zaproponował od roku 1976 kilkanaście premier (zdążyły dotrzeć do 1600 kontrahentów - klubów, estrad, sal na terenie całej Polski), zderza się z decyzją o likwidacji Młodzieżowego Centrum Kulturalnego, które było dotychczas mecenasem Sceny. Stąd wraz ze słowami uznania dla Kopczewskiego - apel do władz miasta: ratujmy Scenę, bo daje szansę aktorom, a do widzów przemawia wprost proponując teksty (,,Konopielka", "Szkoła janczarów" czy "Cesarz"), przy pomocy których łatwiej rozumieć otaczający świat. Nie dopuśćmy do likwidacji jeszcze jednej, potrzebnej i oddolnej inicjatywy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji