Zza kulis
Publiczność uwielbia zakulisowe sensacje. Im bardziej są skandalizujące. tym większy wzbudzają posłuch; wzniecają plotki, które bez względu na zabarwienie wzmacniają zainteresowanie teatrem, aktorem, przedstawieniem. Skoro tak, czemu nie rzucić widzowi na pożarcie jakiejś pikantnej opo-wiastki zza kulis, zwłaszcza jeśli jej literackie i sceniczne ujęcie stwarza szansę dobrego zabawowego przedstawienia. Nie inaczej przyjmować chyba należy "Garderobianego" Ronalda Harwooda w Teatrze Powszechnym. W innym przypadku bylaby to przecież sztuka niesmaczna z jej demaskującym teatr ekshibicjonizmem.
Cóż bowiem oglądamy w tym przedstawieniu, jeśli nie karykaturalny obrazek XIX-wiecznego jeszcze zespołu objazdowego, pokutującego gdzieś na angielskiej prowincji w latach ostatniej wojny. To w gruncie rzeczy dość żałosna historia kończącego się szekspirowskiego aktora i właściciela teatru zarazem, który mitem własnej wielkości sterroryzował wszystkich dookoła, nie wyłączając najbliższego otoczenia. Sir, to egoista i megaloman, który żerował przez lata na ambicjach i uczuciach swych najbliższych, nie oferując im w zamian nic poza mrzonkami ne temat posłannictwa teatru. Jego załamanie psychiczne i nagła śmierć ujawniają jedynie bezdenną pustkę, którą wytworzył w życiu innych wypełniając ją dotąd samym sobą.
Być może uprościłem trochę opowieść Harwooda. bo dochodzi w niej również do głosu sporo prawdy o ludziach teatru ale tak właśnie wyglądałaby ona w przedstawieniu, gdyby nie znakomita kreacja aktorska Zbigniewa Zapasiewicza w roli Sira. Stworzył postać wielobarwną, tajemniczą i fascynującą, jak przystało na portret (autoportret?) wielkiego aktora. Ale też nie zawahał się okrasić tego obrazu zwykłymi ludzkimi słabostkami, środowiskowymi kompleksami, zabarwić go dozą aktorskiej autoironii.
Udanych ról jest w tym przedstawieniu więcej. Elżbieta Kępińska jako Lady gra podstarzałą aktorkę, zmęczoną już podwójną rolą zawodowej partnejki i domowej niańki wielkiego aktora. Ewa Dałkowska uosabia marny los inspicjentki Medge związanej z teatrem siłą wieloletniej, nieodwzajemnionej miłości do chlebodawcy. Jeszcze inna równie niewdzięczna rola przypadła Marcie Klubowicz, która jako młoda amatorka Irene, w nadziei na role gotowa jest ponieść w garderobie mistrza każdą ofiarę. Wszystkie trzy panie mają w spektaklu popisowe momenty i wykorzystują swoje szansę. Zwłaszcza Dałkowska - w krótkim, wymownym dialogu z Zapasiewiczem. Ale wśród ofiar Sira sa również mężczyźni. Jest Bronisław Pawlik w roli podrzędnego aktorzyny, któremu przypadkowe wyjście na scenę w cudzej roli przywraca resztki zawodowych nadziei. Pojawia się Mariusz Benoit jako wróg władzy absolutnej Sira, poddający się jednak nieświadomie jego magii. I tytułowy bohater tej sztuki Norman - garderobiany, w naturalnej interpretacji Wojciecha Pszoniaka.
Ten zakulisowy świat oglądamy właśnie jego oczyma. Ronald Harwood terminował kiedyś ponoć w podobnym teatrzyku jako garderobiany wybitnego, aktora i z tej właśnie pozycji proponuje nam teraz spojrzeć na tragikomiczną kreacje własnych wspomnień. Stad pewien dystans, z jakiego podglądamy całą tę żałosną historię, a Pszoniakowi już zawdzięczamy jawny lub tylko podskórny komizm każdej z zaistniałych na scenie sytuacji, nie wyłączając tragicznych.
Zygmunt Hübner po mistrzowsku prowadzi aktorów, tworzy zakulisową atmosferę, balansuje nieustannie między dramatem i komedią. Bawi nas, ale też przemyca kilka gorzkich, wcale nie zdezaktualizowanych prawd na temat teatru. A czyni to podobnie jajk Ronald Harwood za parawanem oczekiwanych przez widza sensacji zza kulis.