Artykuły

"Ulisses"

Od interpretowania tekstu "Ulissesa" może w zasadzie odstraszyć świetna parodia wnikliwych analiz, dana nam w książce przez hojnego Joyce'a. "- To bardzo interesujące, ponieważ ten motyw brata, wie pan, znajdujemy także w starych irlandzkich mitach. Właśnie to, co pan mówi. Trzej bracia Shakespeare. U Grimma także, wie pan, w bajkach. Ten trzeci brat, który żeni się ze śpiącą królewną i zdobywa to, co najlepsze", (s. 226).

Także rozważania o tym, czy Szekspir był, czy nie był "homokochaneczkiem" mogą zniechęcić do podejmowania próby oswojenia arcydzieła. Wśród uwag o sensie metafizycznym i ogólnoludzkim dzieła Joyce'a większość dysputujących zapomina o tym, że także ogólnoludzkie można przedstawić za pomocą jednostkowego. Uogólnienie przychodzi potem.

James Joyce był Irlandczykiem piszącym o Irlandczykach; konkretnie o dublińczykach - piszącym po angielsku, a ze znaczenia tego faktu doskonale zdawał sobie sprawę. Chociażby barykady na ulicach Belfastu każą się zastanowić nad zespołem problemów, sygnalizowanych refleksją Stefana w trakcie dysputy domorosłych intelektualistów (dublińskich) o Szekspirze lub jego uwagą o sporze z żołnierzami. "Pełne przepychu i nieruchome wyolbrzymienie mordu. - Robert Greene nazwał go zabójcą duszy, powiedzął Stefan. (...). Hamletowie w khaki strzelają bez wahania. Zbryzgana krwią jatka w akcie piątym jest zapowiedzią obozu koncentracyjnego, opiewanego przez pana Swinburne'a". (s. 201). "Ale ja powiadam: niech moja ojczyzna zginie za mnie. Przeklęta śmierć! Niech żyje życie!", (akt II sztuki).

Autor przekładu "Ulissesa", Maciej Słomczyński, napisał sztukę posługując się tekstem Joyce'a. Sztukę niezwykle wobec pierwowzoru wierną, a jednocześnie będącą wobec niego komentarzem. Tekst tej sztuki odrzuca wszystkie uwarunkowania, umownie mówiąc, obyczajowo - irlandzkie, na rzecz misterium o Everymanie. Wrażenie to potęguje się tym bardziej, że postaci sztuki przenikają się (Molly Bloom - wdowa po Dignamie - matka Stefana Dedalusa - Gerty MacDowell - Minna Purefoy - Bella Cohen Molly Bloom).

Scenografia Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego jest niezmiernie istotnym czynnikiem przedstawienia, łączącym w sobie piękno, czytelność i funkcjonalność. Służyła spotęgowaniu nastroju - była aluzją do dwóch splatanych w jedno, skondensowanych żywiołów. Tło akcji scenicznej stanowiły rozwieszono sieci, w których tkwiły skłębione w kształty muszli bety; na podobnych będą sie siedzieć Gerty i Bloom. Nie sposób też nie wspomnieć o kostiumach; bardzo stylowych, pustych, a jednocześnie świadomie teatralnych (żałobne ubranka dzieci Dignama, kostium Zoe, czy Cissy). Nawet kostium Molly -nocna koszula, zgodnie z tekstem - jest jednocześnie teatralnym kostiumem, niepozbawionym elegancji.

Na scenie dominowała Molly - kobieta, kryjąca w sobie różne role życiowe. Halina Winiarska w tej roli, a raczej rolach (ba nawet Bellę Cohen umiała rozszczepić na dwie postaci) zdumiewa maestrią i precyzją, z jaką wciela się nieustannie w coraz to inne osoby sztuki. Niezwykły efekt osiąga, jak się zdaje, dzięki dyscyplinie i umiarowi, a także panowaniu nad każdym włóknem swego ciała (a nie tylko tak zwanymi kończynami). Stąd, zaznaczając jakiś stan, czy charakter postaci, posługuje się jednym gestem - jak zbyteczne poprawianie kapelusza, czy lekkie drgnienie postaci w scenie "pogrzebowej". Koncentruje w ten sposób uwagę widza; w omawianej scenie sugestywniej przekazuje stan "podchmielenia", niż inni wykonawcy tego samego przedstawienia - rozmazujący postać w mnóstwie charakterystycznych gagów, tików i gestów "wziętych z życia". Jako Gerty, już siadając, samym układem ciała sugeruje ułomność. Innym razem posługuje się Kłosem - zmieniając jego barwę. Starczy głos matki Stefana lekko ochrypłego, wulgarnego głosu Belli.

Stanisław Igar jako jej partner, Leopold Bloom, zagrał humanistycznego liberała, pragnącego chociażby tylko złudzeń, pozorów. Motywem przewodnim swojej roli uczynił pragnienie porozumienia, nawiązania kontaktu, mimo wszystko świetna aktorsko scena sądu i obrony. W teatrze zresztą scena ta nabiera innej trochę, niż w lekturze, wymowy. Lincz staje się prawdziwy, a wywyższenie wymarzonego - jednak ręce tłumu "ściągają na ziemię" Blooma, iluzja sukcesu pryska. Sama scena sądu jest trochę nużąca; można mieć szczególnie zastrzeżenia co do metody budowania nastroju koszmaru poprzez nawiązanie do baśni.

Następujące po niej sceny w zakładzie Belli i nocnym mieście zostały ukazane nieraz rodzajowo, jak zbiorowa scena bójki z żołnierzami, z silnie zarysowanymi postaciami charakterystycznymi - epizod Zoe (Jadwiga Polanowska). Kojarzą się z "Operą za trzy grosze".

Jednym z największych osiągnięć teatru jest scena Gerty MacDowell - Bloom, przetransponowana z wiernością zdumiewającą wobec tekstu literackiego, z zachowaniem klimat, a nawet dowcipu - nie tylko sytuacyjnego, ale słownego. Niemała w tym zasługa aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji