Artykuły

Czasem idę na całość

Traktuję ciało jak instrument, ono musi być sprawne, w doskonałej kondycji. Wolę chodzić na siłownię niż do kosmetyczki - mówi ALEKSANDRA CWEN, aktorka Teatru im. Kochanowskiego w Opolu.

Aleksandra Cwen zadebiutowała w Teatrze Kochanowskiego w 1997 roku. Jest dwukrotną laureatką Złotej Maski (2004, 2007), nagrody za wybitne osiągnięcia artystyczne w danym roku. W "Aktorach prowincjonalnych" Agnieszka Holland powierzyła jej główną rolę kobiecą.

Jak długo rozbestwiony tłum linczuje panią w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego"?

- 10 minut, jeśli nie dłużej.

Popychają, znęcają się. Oglądając przedstawienie, myślałam: niech to się już skończy!

- Właśnie o taką reakcję nam chodziło. Pomysł na tę scenę wziął się ze "Strachu" Grossa, gdzie jest wstrząsający opis linczu na młodym Żydzie. "Opowieści Lasku Wiedeńskiego" mówią o złu, które siedzi w nas wszystkich i ujawnia się w najmniej oczekiwanym momencie. Aby to pokazać, moja Emmą dziewczyna upośledzona umysłowo, musiała skończyć w ten sposób. Po premierze słyszałam jednak głosy, że scena jest za słaba. Jakby tłum wziął metalowe pręty i okładał Emmę, byłoby lepiej. Mówiły to delikatne kobiety, związane z teatrem.

Ciekawe, czy potwornie brutalna scena gwałtu na Lady Macduff w "Makbecie" też wydała im się za słaba... Oba przedstawienia reżyserowała Maja Kleczewska. Upatrzyła sobie panią na idealną ofiarę?

- Śmiejemy się z tego z Majką. Ona mówi, że jestem jedną z nielicznych aktorek, które się zgadzają na takie - jak ona to określa - hardcore'y

Hardcore to dobre określenie. Schodzi pani po tym ze sceny o własnych siłach?

- Tak; ale potem leczę sińce, zadrapania i stłuczenia Po scenie gwałtu mam posiniaczony cały brzuch i biodra. Co dziwne, na scenie nie czuję bólu, bo poziom adrenaliny jest tak wysoki. Poza tym nauczyłam się tak rozluźniać ciało, by poddawać się "ciosom". Raz jednak przytrafiła mi się kontuzja. Kiedy próbowaliśmy "Makbeta" po dłuższej przerwie, rozminęliśmy się w akcji z gwałcącym mnie Leszkiem Malcem. Naderwałam sobie mięsień przy kręgosłupie i już nie wstałam. Na szczęście umieram w tej scenie (śmiech).

Co pani rodzicie powiedzieli po "Makbecie"?

- Nie zaprosiłam ich na to przedstawienie. To nie to, że się wstydziłam, ale bałam się, że jak dojdzie do gwałtu, tata wtargnie na scenę (śmiech). Oczywiście to żart. Pomyślałam jednak, że to mogłoby być zbyt silne przeżycie dla nich. Na premierze była więc tylko moja starsza siostra. Po spektaklu powiedziała: Boże co oni z tobą robią, jak ty się na to zgodziłaś".

Kiedy chcieliśmy zrobić pani prywatne zdjęcie, zaprosiła na Pani na siłownię.

Nabiera tam pani siły, żeby przeżyć kolejne przedstawienie Kleczewskiej?

- To naprawdę pomaga! Traktuję ciało jak instrument, ono musi być sprawne, w doskonałej kondycji. Wolę chodzić na siłownię niż do kosmetyczki. Ćwiczę nawet cztery razy w tygodniu. Poza tym siłownia to jest doskonałe miejsce do uczenia się tekstu sztuki. Chodzi o samo wykucie na pamięć, bez grania, bez emocji. Zawsze biorę ze sobą egzemplarz sztuki, rozkładam na bieżni i absolutnie się wyłączam.

Rodzice chcieli, żeby została pani dentystką. Miałaby pani teraz pewnie własny gabinet, duże pieniądze...

- Żadnych stresów i orania psychiki. Ale to nie dla mnie.

Zaczęło się od roli Kopciuszka na scenie głubczyckiego domu kultury, gdy miała pani 6 lat. A potem?

- Potem, w głubczyckim liceum śpiewałam w słynnym chórze Tadeusza Eckerta Byłam w maturalnej klasie, gdy pewnego razu pojechałam na warsztaty chóralne do Wrocławia. Warsztaty były w jednej ze szkół i w tym samym budynku próby odbywał zespół Teatru Polskiego (to było krótko po tym, jak teatr się spalił). Pomyliłam sale, weszłam na próbę aktorów, a jak już weszłam, to nie wyszłam, aż się skończyła. Wtedy pomyślałam, że żadna medycyna, tylko aktorstwo.

Ale po maturze jechała pani złożyć papiery na filozofię, na którą miała pani wolny wstęp. I nie dojechała nam.

- Bo po drodze zobaczyłam w gazecie ogłoszenie o naborze do studium aktorskiego w Krakowie. Egzaminy właśnie trwały. Z pierwszej napotkanej budki telefonicznej zadzwoniłam do Krakowa i poprosiłam, żeby na mnie zaczekali. Zdążyłam i dopiero wieczorem zawiadomiłam zdumionych rodziców, że będę studiować aktorstwo.

Gdyby ktoś wtedy powiedział, że zagra pani główną rolę kobiecą w sztuce reżyserowanej przez Agnieszkę Holland...

- Nie uwierzyłabym! Nie mogłam uwierzyć, gdy usłyszałam na pierwszej próbie czytanej: Anka - Aleksandra Cwen. Umarłam ze szczęścia, nie mogłam oddychać. Z nerwów rozcięłam sobie palec o egzemplarz. Natychmiast wymazałam go krwią, bo krew na scenie oznacza szczęście.

Gra pani aktorkę lalkową i jest w przedstawieniu niezwykle piękna scena, gdy bardzo fachowo animuje pani lalkę.

- Bo mój pierwszy dyplom zrobiłam siedem lat temu z lalkarstwa. Kiedy pierwszy raz wzięłam lalkę do ręki, okazało się, że nie umiem jej nawet trzymać. Ona cały czas była martwa. Uświadomiłam sobie wtedy, jaka to jest trudna praca, by lalka patrzyła, sięgała po coś ręką, poruszała się. W myśli przeprosiłam wszystkich lalkarzy za moją naiwność.

Słyszałam, że w pani rękach ożywają też stare meble.

- Bardzo lubię stare rzeczy, stare domy. One mają dusze, w przeciwieństwie do rzeczy nowych i nowoczesnych. Kiedyś w jakiejś gazecie zobaczyłam wnętrze urządzone starymi meblami i zamarzyło mi się, by tak kiedyś mieszkać. Na 19, a potem 25 metrach kwadratowych w domu aktora to było jednak nierealne. Ponad dwa lata temu kupiłam jednak duże mieszkanie i zaczęłem spełniać swoje marzenia. Pierwszy mebel - wiekową toaletkę - kupiłam za 100 zł na Allegro. Sprowadziłam ją aż z Łeby. Była okropnie zniszczona. Zabrałam się do jej renowacji. Wszystkiego uczyłam się metodą prób i błędów. Na początku pomagał mi też jeden z teatralnych montażystów, z zawodu stolarz. Teraz radzę sobie sama odkornikowuje, szlifuję, szpachluję, maluję. Mam dwie ogromne skrzynie drobniejszych narzędzi, a do tego wiertarki, wkrętarki, liczne piły.

Rozumiem, że nie należy pani pytać o ciuchy?

- Mój ulubiony sklep to Castorama. Często się śmiejemy z koleżankami, bo gdy one w garderobie chwalą się nową sukienką czy szminką, to ja opowiadam, że ostatnio trafiłam na cudowną szlifierkę.

Gdyby więc kiedyś znudziło się pani aktorstwo...

- To mam konkretny fach w ręku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji