Artykuły

"Zemsta" na małej scenie

Na okładce programu portrecik {#au#207}Fredry{/#}; na zaproszeniu ten sam portrecik, ale z przymrużonym filuternie okiem. A więc zapowiedź parodii, pastiszu, nie daj Boże - zgrywy? Nic podobnego! Za to obietnica wysmakowanej "Zemsty" przede wszystkim dla widzów, którzy już na niejednej "Zemście" się śmiali, "Zemsty" odkurzonej, oddostojnionej, jakby odwołanej z funkcji salonowo-szkolnych na zabawę intymną w gronie dorosłych. Taką "Zemstę" wystawił Zygmunt Hübner na Małej Scenie Teatru Powszechnego. "Szkandał" mruknęła pani Dulska.

"Zemsta" jest lekturą szkolną, należy do najbardziej znanych i uznanych arcydzieł polskiej klasyki. Stale, z niesłabnącym entuzjazmem zapoznają się kolejne roczniki Polaków z tą sztuką i każdy przeżywa swe młodzieńcze radości, gdy ją po raz pierwszy ogląda, śmieje się z jej dowcipów, raduje jej arcypolskością. Ale "z biegiem lat, z biegiem dni" najcudowniejsze wrażenia powszednieją. Kto jak ja widział "Zemst" do diabła i trochę, ma chyba prawo do wybredzania i do ziewnięcia na boku, gdy setny raz słyszy te same słowa, na pamięć znane, i widzi te same sytuacje, pod jeden kanon ustawione.

Aż tu inaczej. Bez zadęcia, bez parad, bez rozczuleń tradycją, która w tym przypadku staje się sztampą. Jakby ta sztuka nam wczoraj spadła z nieba. I starte w powtarzaniu słowa odzyskują świeżość, a dialogi i sytuacje stają się na powrót pełne humoru i finezji. Spodziewałem się lekkiej nudy, oglądałem, rozbawiony, oczarowany. A przy tym Hübner w niczym nie uchybił intencjom i mistrzostwu Fredry i jego przedstawienie - choć tak bardzo "antyszkolne" - można również polecić młodzieży oraz tym, którzy mają szczęście oglądać "Zemstę" po raz pierwszy. Tyle że Hübnerowi udało się dobrać klucz do nowej, powabnej inscenizacji, że odświeżył cudownie materię, z jakiej skrojona jest ta arcykomedia. A że ma świetnych aktorów, którzy umieli wcielić w życie jego zamysł - powstało jedyne w swoim rodzaju przedstawienie, jak najdalsze od celebracji, parady kostiumów i gestów, patosu (choćby w komediowym wydaniu), a przecież wcale nie obrazoburcze, wcale nie nowatorskie na siłę, owszem, w jakimś sensie nawet tradycyjne, szanujące słowo i tekst autora, nie próbujące go żadną miarą "poprawiać" i przeinaczać. W tym się mieści tajemnica reżyserskich umiejętności, większa niż w swobodnych manipulacjach ze scenariuszami, w dowolnym przestawianiu tego, co autor sobie ustawił inaczej.

Żadnych symboli, żadnego muzealnictwa. Dwaj mali posesjonaci wadzą się i pieniaczą, aż się wreszcie godzą, po niebywale zabawnych perypetiach. Cześnika gra Bronisław Pawlik, zgroza, żadna zgroza, lecz nieodparcie śmieszny dziedzic połowy zamku, szlachcic na zamkowej zagrodzie, pełen szumu i hałasu o nic. Rejent to chytra sztuka, właściwie już miejski inteligent a nie hreczkosiej, pysznie jego obłudę ukazuje Władysław Kowalski. Znakomita Podstolina, oblatana i pewna siebie, ale świadoma, że czas nagli (Anna Seniuk). Wyborny Papkin Wojciecha Pszoniaka, mądrzejszy od chlebodawcy, tym bardziej żałosny w roli etatowego błazna. Dekoracje też są, a jakże, parę sprzętów i jedna drabina, a mamy wrażenie, że jest i zamek i murarze, stawiający nieszczęsny mur graniczny.

Sceny młodych w "Zemście" są jałowe, często zbywane aktorsko, uważamy je za koncesje dla konwencji i czekamy aż miną. U Hübnera stanowią samoistną wartość (choć nie jest to oczywiście jego wynalazek). Po pierwsze: przez grę Joanny Żółkowskiej, która pokazała, że pod maseczką trusi i dziewczęcia polskiego ukrywa się panna sprytna i świadoma czego chce; po wtóre: przez obsadzenie Andrzeja Wasilewicza w roli Wacława. Ten tęgobary, rosły mężczyzna już swą posturą jest w tej "Zemście" na małej scenie zabawny. I jest męski, krwisty, w sam raz tłumaczący efekt Podstoliny. Doceniam eklektyczne zadania teatrów w terenie. I wynikające z nich obowiązki. Ale Warszawa ma wiele teatrów. I mogła sobie pozwolić także na taką "Zemstę" bez polonistycznego zaplecza.

I jeszcze jedno. Niespodzianki obsadowe w tej "Zemście" przywołują na pamięć stały problem powszechnego upodobania aktorów w graniu ról przeciw swemu emploi. Tak Pszoniak wystąpił jako Bel-Ami, Pawlik w roli Fausta, a urodzony komik Kłosowski gra w Łodzi Ryszarda III. To są omyłki. Ale zarazem koszty eksperymentów, które, warto podejmować. Choćby dlatego, by obejrzeć Pawlika i Pszoniaka w "Zemście", jak niegdyś podziwialiśmy w "Zemście" Kurnakowicza i Woszczerowicza, także w rolach niby to "nie dla nich".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji