Artykuły

"Ulisses" w Teatrze "Wybrzeże"

OPUBLIKOWANIE polskiego przekładu "Ulissesa" Joyce'a stało się sensacją sezonu. W "Głosie Wybrzeża" ukazała się niedawno następująca notatka: "W sali teatralnej klubu studenckiego "Żak" w Gdańsku odbyła się wczoraj wieczorem niecodzienna impreza zorganizowana dla miłośników książki. Postawiono na licytacji "Ulissesa" oraz "Kamienne tablice" Wojciecha Źukrowskiego. Organizacja imprezy pomysłowa. Sala przepełniona. Cena wywoławcza "Kamiennych tablic" - 48 zł. Sprzedano je za 110 zł. Wreszcie licytacja "Ulissesa". Cena wywoławcza - 101 zł. Podniecenie na sali. Padają sumy: 400, 550. 1.000, 1050. Coraz mniej konkurentów. Wreszcie - 1700 zł Artur Bartoldi - ekonomista z Sopotu płaci pieniądze otrzymując książkę. Snobizm? Postęp? Zamiłowanie?

Nakład "Ulissesa" został wyczerpany w ciągu kilku tygodni. A był to nakład niemały: 40.000. Książka została rozchwytana, nie można jej dostać. Nic dziwnego, że teatr skorzysta! z tej koniunktury. Dobry to teatr, który wyczuwa głód publiczności. Okazja nadarzyła się zresztą nie lada. Od lat pracował nad sceniczną wersją "Ulissesa" jego znakomity tłumacz Maciej Słomczyński, marzył o jej wystawieniu jeszcze w Krakowie ówczesny dyrektor Starego Teatru Zygmunt Hubner. Teraz mogli zrealizować swoje pragnienia. Znalazł się teatr, który zaryzykował, powierzając im to trudne zadanie. Przedstawienie "Ulissesa" na scenie Teatru "Wybrzeże" w Gdańsku jest na pewno jednym z ważniejszych wydarzeń obecnego sezonu teatralnego w Polsce. Ale spróbujmy zastanowić się nad wynikami tej pracy bez ulegania ogólnej fali zachwytu i bezkrytycznego zachłystywania się dziełem Joyce'a. Po pierwsze sprawa transkrypcji scenicznej. Sam Słomczyński pisze, że nie jest to adaptacja powieści. I ma bez wątpienia rację. To raczej sztuka Słomczyńskiego, napisana na kanwie utworu Joyce'a, wyprowadzona z jego fabuły, postaci i ducha. Trzeba przyznać, że jest w tej scenicznej wersji Ulissesa kilka znakomitych pomysłów teatralnych. Zaliczam do nich potraktowanie wielkiego monologu Molly, jako ramy, w której mieści się cała akcja, jako swoistego komentarza do zdarzeń, powracających raz po raz do żony Leopolda Blooma i wielkiego łóżka, które jak symbol nie opuszcza prawie sceny. Bardzo trafne wydaje mi się także powierzenie interpretacji kilku najważniejszych postaci kobiecych "Ulissesa" jednej aktorce, która uosabia jakby odwieczną i wszechogarniającą kobiecość. Bardzo dowcipne jest wprowadzenie do akcji Paddy Dignama, rzucającego swoje uwagi i komentarze spod unoszącego się wieka trumny. Mógłbym zapewne wymienić jeszcze niejeden dobry pomysł teatralny tej transkrypcji. Ale nie będzie tu żadną rewelacją, kiedy powiem, że Słomczyński jest gorszy od Joyce'a, a jego sztuka mająca ambicje przedstawienia na scenie całego "Ulissesa" i skomplikowanej problematyki powieści wydaje mi się mocno uproszczona i chwilami niejasna, niezrozumiała dla tych którzy nie znają oryginału.

Widziałem przed laty na scenie Teatru Narodów w Paryżu inną wersję "Ulissesa". Jej twórcy byli skromniejsi. Wzięli na warsztat tylko piętnasty epizod powieści "Ulisses w nocnym mieście", napisany w formie dialogów już przez autora i wydaje mi się, że osiągnęli lepszy efekt, niż Słomczyński.

Nie znaczy to, bym odmawiał przedstawieniu w Teatrze "Wybrzeże" poważnych walorów. Jest ono bardzo interesujące, chwilami fascynujące. Ale brak mi w nim klarowności myślowej i pewnych wątków, nieodzownych dla przedstawienia rozległej problematyki "Ulissesa". Po macoszemu potraktowany tu został np. Stefan Dedalus, poeta i człowiek poszukujący prawdy, znikła prawie zupełnie Zoe, ważne przeciwstawienie Molly, wiele postaci i spraw utraciło swą wyrazistość.

Z największym uznaniem jestem natomiast dla pracy reżyserskiej Zygmunta Hubnera. Nadał on przedstawieniu płynność i rytm, starał się wyjaśnić widzom to wszystko, co tylko wyjaśnić się dało, powiodło mu się z pomocą scenografii Skarżyńskich i muzyki Radwana oddanie poetyckiego uroku "Ulissesa", jego humoru i zadumy nad losem człowieka. Poprowadził też znakomicie parę czołowych protagonistów sztuki. Halina Winiarska może uważać rolę Molly za swój życiowy sukces. Jest niezrównana w swej bujnej kobiecości i żądzy użycia, jak i w swym macierzyńskim cieple, przeobraża się swobodnie i lekko w młodą dziewczynę, przeżywająca tak ostro erotyczne marzenia i w położnicę na chwilę przed porodem, wędruje pewnie poprzez postacie i problematykę powieści Joyce'a, zawsze świadoma tego, co ma widzom powiedzieć i jak to zrobić.

Bardzo interesująco gra także rolę Leopolda Blooma Stanisław Igar. Oddaje lęk i słabość tego żydowskiego akwizytora, pełnego urazów i kompleksów, żądnego erotycznych podbojów, a przecież po kobiecemu nieśmiałego i zawstydzonego. Przekazuje jego niezaspokojone pragnienie syna i miłości do Molly, pełną żalu za jej zdrady i za pogardę, jaką mu okazuje. Bloom Igara jest galaretą pełną myśli, obsesji i lęków. Tylko chwilami jest śmieszny. Po największej części jest tragiczny. I to chyba jest właściwy klucz do interpretacji tej postaci. Niekiedy jest tragikomiczny; te momenty są może najlepsze. Do głębi wzrusza w końcowych scenach ze Stefanem i z Molly. W ogóle można powiedzieć, że druga część przedstawienia (rozgrywająca się w znacznej części w nocnym mieście) jest lepsza od pierwszej, a końcowy monolog Haliny Winiarskiej wznosi się na wyżyny wielkiej sztuki.

Niewiele pozostawił Maciej Słomczyński tekstu Stefanowi Dedalusowi. Jan Sieradziński gra tę rolę delikatnie i wrażliwie, wydobywając z niej szczególnie w scenie śmierci wiele prawdy i wyrazu.

Pozostali aktorzy stanowią już tylko tło przedstawienia. Niektórzy z nich zaznaczają swą obecność nawet w małych scenkach. Należy do nich przede wszystkim Stanisław Dąbrowski, jako rudy Patrick Dignam, lecz także Leon Załuga (Starzec w jarmułce), Jadwiga Polanowska (Zoe) Stanisław Michalski (w kilku rolach) i Joanna Bogacka (Florry).

Przedstawienie "Ulissesa" mówi niejedno o Irlandii, o życiu jej mieszkańców i ich sprawach, o miłości i stosunkach wzajemnych mężczyzny i kobiety. Tych jednak, którzy pragną naprawdę poznać wielkie dzieło Joyce'a i zrozumieć je do głębi, muszę jednak odesłać do lektury powieści. Przedstawienie może najwyżej rozbudzić ich ciekawość i skłonić do konfrontacji tego, co widzieli na scenie, z tym, co napisał autor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji