Artykuły

Strasznie chciało mi się teatru

- Studiowałem we Wrocławiu. Robiłem też drugi dyplom na DAMU w Pradze. Miałem się zaangażować do wrocławskiego Teatru Współczesnego, ale kolega mnie wygryzł. Wysłałem CV do Lublina - opowiada MIKOŁAJ ROZNERSKI, aktor Teatru im. Osterwy w Lublinie.

Tamar Gong: Debiutant rzadko dostaje do zagrania od razu kilka czołowych ról pod rząd. Pana możemy oglądać w tych dniach w dwóch bardzo odmiennych postaciach : Kirkora w niekonwencjonalnej "Balladynie" Bogdana Cioska i w "Rock'n'rollu" Stopparda, zrealizowanym po raz pierwszy w Polsce przez Krzysztofa Babickiego. Wkrótce czeka Pana premiera w dużej roli w "Widnokręgu" wg Myśliwskiego. Ma Pan prawdziwe wejście smoka... Skąd się wziął w Lublinie Mikołaj Roznerski?

Mikołaj Roznerski: Studiowałem we Wrocławiu, z tamtych okolic pochodzę. Robiłem też drugi dyplom na DAMU w Pradze. Miałem się zaangażować do wrocławskiego Teatru Współczesnego, ale kolega mnie wygryzł. Wyprawiłem się więc najpierw do Warszawy, gdzie przez całe wakacje zaciągałem się do seriali, których miałem już po dziurki w nosie. To nie jest rozwijające, taka maszynka do robienia pieniędzy... Strasznie chciało mi się teatru. Wysłałem CV do Lublina. I to był dobry wybór. Wszedłem od razu w zastępstwo w "Lego-landzie", to według mnie wspaniała sztuka. Lekko nie było. Trudna rola, dużo tekstu, mało prób, stres , którego nie potrafię nawet opisać. Ale grywam nie tylko w Lublinie. W poniedziałki jeżdżę grać do Teatru na Woli.

Pierwsza główna rola to Birbancki w "Dożywociu". Miał Pan apetyt na Fredrę?

- Przyznam, że w szkole teatralnej nie byłem miłośnikiem Fredry, ale Birbancki naprawdę mi przypasował. Lubię bardzo grać ten spektakl, zwłaszcza spotkać się na scenie z Jerzym Rogalskim, to dla młodego aktora zaszczyt. Robiliśmy sobie próby w garderobie, pracowaliśmy razem nad tekstem.

A już w "Balladynie" obsadzono Pana w roli księcia Kirkora...

- Różnie się o tym spektaklu mówi. Gra wierszem, skonfrontowanie się z dramatem Słowackiego, to był dla mnie pewien problem. Jestem intuicyjny, niematematyczny. Reguły, branie oddechu, fraza itp. to nie są moje ulubione sposoby budowania postaci. Wolę je tworzyć poprzez mój wewnętrzny rytm. Poza tym Kirkor od początku jest skazany na klęskę. Ale ze spektaklu na spektakl staram się coś z niego wykrzesać. Dlatego tak lubię teatr, bo gra się przecież nie tylko premierę.

Ze 193 centymetrami czystego wdzięku nie ma rady, czeka Pana kariera amanta...

- To oczywiście miłe, jak trzynastolatki piszczą na widok Kirkora , albo czekają pod teatrem, ale, o Boże, amant? Nieee!

W "Rock'n'rollu" Stopparda wciela się Pan w jednego z dwóch czeskich opozycjonistów.Czy ktoś tak młody może wiedzieć, o co chodziło dysydentom w 1968 roku i potem?

- Postać Ferdynanda jest, co było dla mnie ułatwieniem, bardzo podobna do mnie. Jest taki rozwichrzony, że można w tej roli pokombinować. Dobrze mi się gra z Szymonem Sędrowskim - Janem, bo jest na scenie bardzo czujny. Reagujemy na każdy swój sygnał i dzięki temu tekst żyje i jest za każdym razem inny. Wiele się dzięki tej sztuce dowiedziałem. Na premierze studenckiej okazało się, że młodzi kupują ten spektakl i to pewnie nie tylko dlatego, że "palimy" na scenie trawkę. Myślę , że kupują klimat tamtych wydarzeń. Teraz tak naprawdę ludzie nie mają o co walczyć. Może im tego brakuje. Zaprosiłem na przedstawienie kilku znajomych z Warszawy, w moim wieku. Mówili , że to świetny spektakl. Trzeba go tylko słuchać. Słów tak samo uważnie jak muzyki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji