Artykuły

Trzy w linii prostej

W ciagu kilkunastu dni można było zobaczyć w Warszawie premiery trzech współczesnych polskich sztuk. To brzmi bardzo ładnie. Ale dalej, jak we wschodniej przypowieści, okazuje się, że dwie z tych premier, to teatralne przeróbki prozy, a trzecia jest spóźnioną o dziesięć lat warszawską prapremierą dramatu, który przez tyle czasu nie znalazł uznania w oczach żadnego ze stołecznych dyrektorów. Ten dramat, to <Żegnaj Judaszu> Iredyńskiego. Sceniczne dzieje tej sztuki stanowią proste zaprzeczenie wypowiedzi reżyserów i dyrektorów teatrów, którzy tak często zapewniają o swoim życzliwym stosunku wobec współczesnej polskiej dramaturgii, a także o tym, że . Tym razem czekali na nią w Warszawie aż dziesięć lat, mimo że w roku 1968 zagrano ją w Zurychu, że poznał się na niej Swinarski robiąc świetny spektakl w roku 1971. Poza tym wystawił ją jeszcze Przybylski w Olsztynie i Wawrzyniak w Opolu. Inni wciąż czekają na polską sztukę współczesną. Historia najlepszej, po i , sztuki Iredyńskiego: . Znów wszyscy czekają, a nie zagrał jej żaden z czołowych teatrów w kraju. Aż dziw bierze, że Iredyńskiemu, który pisuje dobrą prozę, chce się jeszcze pisać dramaty.

<Żegnaj Judaszu>, to chyba wciąż najlepsza sztuka Iredyńskiego. Z prostym, funkcjonalnym dialogiem, ze szkicowo, ale prawdziwie narysowanymi postaciami. Wszystko służy w niej jasno skomponowanej formie przypowieści-moralitetu. Iredyński uniknął tam, natrętnego w jego późniejszych sztukach, operowania wypreparowanymi z życia sytuacjami i postaciami stanowiącymi ilustracje tez etycznych czy społecznych. Napisał sztukę o jakichś południowoamerykańskich rewolucjonistach i policjantach, utrzymaną w poetyce kryminalnego filmu, a jednocześnie przypowieść o Judaszu, który zdradza swojego Szefa dlatego, że ten Szef nie uwierzył w jego niewinność, dlatego, że-zanim Judasz-naprawdę zdradził, już był przez "swoich" uznany za zdrajcę. Można się doszukiwać wielu podtekstów w tej historii o rewolucjoniście torturowanym przez policję i wypuszczonym na wolność, którego właśni towarzysze podejrzewają o zdradę i sami zaczynają torturować, a który wreszcie sypie schwytany ponownie przez policję - nie ze strachu przed następną torturą, ale dlatego, że jako rzekomy zdrajca - został już określony i zdeterminowany. Te podteksty nie kryją się w powtórzonej za Biblią historii Judasza, ale w tym, że bohater Iredyńskiego, po hulankach za policyjne srebrniki - wiesza się, nie z poczucia winy wobec Szefa, ale - wobec samego siebie. Ginie jako jedyny w tej sztuce człowiek mający poczucie sprawiedliwości; wyrażające się - najpierw w zrozumieniu wyrządzonej mu moralnej krzywdy, za którą płaci zbrodnią, a potem - w zrozumieniu tej zbrodni i odkupieniu jej poprzez samobójczą śmierć. Judasza zdradzają wszyscy: Szef i towarzysze i nawet dziewczyna, którą pokochał, a która, za pieniądze, zdradziła go przed policją. Ale tylko on ma poczucie zdrady i winy. Jest to historia moralisty otoczonego przez pragmatyków: przez Szefa i towarzyszy z organizacji, którzy mają za cel zdobycie władzy, komisarza policji, który broni władzy panującej w kraju, dziewczynę, która jest głodna i potrzebuje pieniędzy na chleb. Przedstawienie <Żegnaj Judaszu> w Teatrze Powszechnym jest znaczące nie tylko ze względu na przypomnienie samej sztuki, a też dlatego, że zagrali je młodzi aktorzy, a Mariusz Benoit wydawał się naprawdę rozumieć swoją tytułową rolę. Reżyserujący to przedstawienie Wiesław Górski poprowadził je dość schematycznie, ale nic w tekście nie popsuł, a co najważniejsze, umiał jasno pokazać całą wewnętrzną, moralitetową akcję sztuki.

Jednocześnie z premierą w Powszechnym, odbyła się w Teatrze Małym prapremiera teatralna dwóch tekstów Iredyńskiego: słuchowiska radiowego i noweli filmowej . Mimo że jeden z tych utworów napisał Iredyński dla radia, a drugi dla filmu, oba są po prostu opowiadaniami utrzymanymi w formie monologu. Oba też, podobnie jak Judasz i jak prawie wszystkie rzeczy autora , są zamaskowanymi moralitetami, opartymi na wciąż tym samym motywie zbrodni czy przewiny i wymierzonej samemu sobie przez jej sprawcę sprawiedliwości. to historia kobiety z "pokolenia ZMP" ukazująca społeczne i polityczne determinanty postępowania człowieka zabijającego w dosłownym sensie własną miłość. Druga nowela to z kolei psychologiczne studium chłopaka, który w świecie "ludzi normalnych" pragnie znaleźć "czystą miłość", a za niemożliwość jej znalezienia, za rozczarowanie - mści się przez morderstwo. Obie nowele utrzymane są w dobrej, zwyczajnej poetyce realistycznej i napisane w tradycyjnej technice monologu (w jest to rozdwojony monolog aktorki czytającej dziennik tytułowej bohaterki). Z można by na pewno zrobić dobry scenariusz filmowy, a daje się świetnie czytać jako słuchowisko radiowe. Na scenie zmieniają się one w dwa spektakle "teatru jednego aktora".'

I dlatego też bardzo trudno oceniać mi to przedstawienie, bo "teatru jednego aktora" po prostu nie lubię. Jest dla mnie zawsze w tej formie coś z popisu "wirtuoza", a sama sytuacja wydaje mi się fałszywa, bo zmusza aktora do szukania - na siłę, a nie w sposób naturalny - kontaktu z widownią. Zresztą te cechy jednoosobowego teatru zemściły się chyba bardzo na Olbrychskim, który umie grać, a nie opowiadać o granej przez siebie postaci. Natomiast w - Kucówna, która już w monodramach grywała, wie jak wykorzystać swoją osobowość, jak nawiązać kontakt z publicznością, potrafi - opowiadać tekst. Ale i ona, kiedy zaczyna szukać wspomagającego długachny monolog gestu, ratuje się sztuczną grą rąk i palców przypominającą balet.

Trzecia wreszcie polska premiera, to {#au#282}Bratnego{/#}, w adaptacji Hübnera, na małej scenie Teatru Powszechnego. Tekst Bratnego ma jedną ważną i wspólną z Iredyńskiego, a rzadką w naszej literaturze cechę - próbuje opowiadać coś o tym, co się w Polsce w ciągu ostatnich trzydziestu lat wydarzyło. I ani autor, ani reżyser nie ukrywają tutaj, że jest to właśnie tylko próbowanie. Całe przedstawienie, to scena kręcenia filmu o latach czterdziestych i pięćdziesiątych. W migawkowych ujęciach, w dyskusjach i dialogach mówi się tu dużo o konfliktach, o błędach, wypaczeniach i wybaczeniach, ale całość jest pełna niedopowiedzeń. Zręcznie skomponowane i dobrze grane (Herdegen, Bąk, Szalawski, Bukowski) przedstawienie nie jest wcale jakąś literacką i teatralną publicystyką, ale znamienną próbą pokazania tworzenia filmu, literatury, teatru na temat, który nie został dotąd naprawdę w żadnym gatunku artystycznym w pełni dopowiedziany.

I takie mamy trzy polskie przedstawienia, od których nareszcie zaczął się warszawski sezon, trzy przedstawienia, które wcale nie ukazują się w linii , prostej, bo nieprosta jest droga literatury na scenę, a linie, jakimi kreśli się współczesność we współczesnej literaturze, kręcą sie wciąż i rozpływają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji