Trzy w linii prostej
W ciagu kilkunastu dni można było zobaczyć w Warszawie premiery trzech współczesnych polskich sztuk. To brzmi bardzo ładnie. Ale dalej, jak we wschodniej przypowieści, okazuje się, że dwie z tych premier, to teatralne przeróbki prozy, a trzecia jest spóźnioną o dziesięć lat warszawską prapremierą dramatu, który przez tyle czasu nie znalazł uznania w oczach żadnego ze stołecznych dyrektorów. Ten dramat, to <Żegnaj Judaszu> Iredyńskiego. Sceniczne dzieje tej sztuki stanowią proste zaprzeczenie wypowiedzi reżyserów i dyrektorów teatrów, którzy tak często zapewniają o swoim życzliwym stosunku wobec współczesnej polskiej dramaturgii, a także o tym, że
<Żegnaj Judaszu>, to chyba wciąż najlepsza sztuka Iredyńskiego. Z prostym, funkcjonalnym dialogiem, ze szkicowo, ale prawdziwie narysowanymi postaciami. Wszystko służy w niej jasno skomponowanej formie przypowieści-moralitetu. Iredyński uniknął tam, natrętnego w jego późniejszych sztukach, operowania wypreparowanymi z życia sytuacjami i postaciami stanowiącymi ilustracje tez etycznych czy społecznych. Napisał sztukę o jakichś południowoamerykańskich rewolucjonistach i policjantach, utrzymaną w poetyce kryminalnego filmu, a jednocześnie przypowieść o Judaszu, który zdradza swojego Szefa dlatego, że ten Szef nie uwierzył w jego niewinność, dlatego, że-zanim Judasz-naprawdę zdradził, już był przez "swoich" uznany za zdrajcę. Można się doszukiwać wielu podtekstów w tej historii o rewolucjoniście torturowanym przez policję i wypuszczonym na wolność, którego właśni towarzysze podejrzewają o zdradę i sami zaczynają torturować, a który wreszcie sypie schwytany ponownie przez policję - nie ze strachu przed następną torturą, ale dlatego, że jako rzekomy zdrajca - został już określony i zdeterminowany. Te podteksty nie kryją się w powtórzonej za Biblią historii Judasza, ale w tym, że bohater Iredyńskiego, po hulankach za policyjne srebrniki - wiesza się, nie z poczucia winy wobec Szefa, ale - wobec samego siebie. Ginie jako jedyny w tej sztuce człowiek mający poczucie sprawiedliwości; wyrażające się - najpierw w zrozumieniu wyrządzonej mu moralnej krzywdy, za którą płaci zbrodnią, a potem - w zrozumieniu tej zbrodni i odkupieniu jej poprzez samobójczą śmierć. Judasza zdradzają wszyscy: Szef i towarzysze i nawet dziewczyna, którą pokochał, a która, za pieniądze, zdradziła go przed policją. Ale tylko on ma poczucie zdrady i winy. Jest to historia moralisty otoczonego przez pragmatyków: przez Szefa i towarzyszy z organizacji, którzy mają za cel zdobycie władzy, komisarza policji, który broni władzy panującej w kraju, dziewczynę, która jest głodna i potrzebuje pieniędzy na chleb. Przedstawienie <Żegnaj Judaszu> w Teatrze Powszechnym jest znaczące nie tylko ze względu na przypomnienie samej sztuki, a też dlatego, że zagrali je młodzi aktorzy, a Mariusz Benoit wydawał się naprawdę rozumieć swoją tytułową rolę. Reżyserujący to przedstawienie Wiesław Górski poprowadził je dość schematycznie, ale nic w tekście nie popsuł, a co najważniejsze, umiał jasno pokazać całą wewnętrzną, moralitetową akcję sztuki.
Jednocześnie z premierą
I dlatego też bardzo trudno oceniać mi to przedstawienie, bo "teatru jednego aktora" po prostu nie lubię. Jest dla mnie zawsze w tej formie coś z popisu "wirtuoza", a sama sytuacja wydaje mi się fałszywa, bo zmusza aktora do szukania - na siłę, a nie w sposób naturalny - kontaktu z widownią. Zresztą te cechy jednoosobowego teatru zemściły się chyba bardzo na Olbrychskim, który umie grać, a nie opowiadać o granej przez siebie postaci. Natomiast w
Trzecia wreszcie polska premiera, to
I takie mamy trzy polskie przedstawienia, od których nareszcie zaczął się warszawski sezon, trzy przedstawienia, które wcale nie ukazują się w linii , prostej, bo nieprosta jest droga literatury na scenę, a linie, jakimi kreśli się współczesność we współczesnej literaturze, kręcą sie wciąż i rozpływają.