Artykuły

Kategorie marzeń, kategorie wymagań

Sala nieduża, przytulna, jasna. Miejsc 150, ale może być i 160, bo fotele nie mają bocznych oparć, przypomin jąc raczej zestawione ciasno razem niskie i miękkie tapicerskie ławeczki. Numeracja także celowo niekolejna, długo trzeba szukać, mozolnie, marudzić i przeciskać się wśród znajomych. Ściany w drewnianej okładzinie, złotobeżowe ławeczki półkoliście ustawione wokół przestrzeni, na której: długi podest z szynami pod wózek kamery (na podeście kamera i dwoje ludzi z jej obsługi), nieco bardziej w lewo kilka krzeseł, zielony, skórzany fotel, w głębi biurko z telefonem. Perspektywę zamyka ciemna ściana rozjaśniona czterema planszami ruin i domów nie zburzonych oraz jednym godłem państwowym. Pośród tego wszystkiego ludzie w dżinsach, hałasujący, kłócący się, nawołujący. Sekretarka planu, reżyser w skórzanej marynarce, aktor w oficerkach i ortalionowej fufajce gardłujący o zaginioną kurtkę od munduru. Na widzów poszukujących ukrytych dowcipnie miejsc tłumek spod kamery i biurka nie zwraca najmniejszej uwagi.

I właściwie nie wiadomo, kiedy zaczyna się to przedstawienie. "Trzech w linii prostej" według powieści Romana {#au#282}Bratnego{/#} o tymże tytule, wyreżyserowane i zaadaptowane przez Zygmunta Hübnera. Spektakl inaugurujący działalność Małej Sceny Teatru Powszechnego.

Jeżeli jednak, gdzieś około godziny 21-szej, niepostrzeżenie rozmowy Niki Sołubianki{/3}, Janusza {#os#207}Bukowskiego, Andrzeja Grąziewicza i dwojga od kamer nabiorą charakteru dialogów uporządkowanych, a na przestrzeń z biurkiem w głębi wejdzie Herdegen - przedstawienie wystartowało. Od tego momentu trwać będzie mniej więcej godzinę i piętnaście minut. Przez tę godzinę i kwadrans - narodowo-społeczna psychoanaliza. Teatr w służbie historii najnowszej. Migawki, zderzenia, skojarzenia, racje, monologi. Publicystyka okraszona psychologią, podana w pomyśle inscenizacyjnym lekkim, łatwym i przyjemnym. Bo oto - kręci się tu film, film realistyczny. O trudnych latach i losach Polaków. A także - o co upomina się jeden z bohaterów, najważniejszy, bo z generacji pięćdziesięciolatków - o pięknych latach i losach Polaków. W uproszczeniu - idzie o okres 1944-1955, a właściwie 1944-1975. Czas historyczny trzech pokoleń, a w nim...

Cały Bratny. Jego problematyka, bohaterowie, stałe wątki i motywacje. "Trzech w linii prostej" - 70-latek, który przyszedł z I Armią, ale cholernym inteligentem z cenzusem był już przed, rokiem 1939, 50-latek który wojnę spędził w Kedywie, a młodość nieco bardziej dojrzałą w partii, 20-latek, który doświadcza emocji parapolitycznych na Uniwersytecie: namiętnie pragnie "prawdy" oraz wolności od głupoty. Dziadek, ojciec, syn.

Andrzej Szalawski, Leszek Herdegen, Piotr Zaborowski. Nie mają zbyt wiele do grania. Nie budują (nie mieliby z czego) ról. Sygnalizują postawy, pokazując je w konfrontacji racji. Nie mają teatralnie zadań wdzięcznych ani łatwych - swoje racje muszą nie tyle demonstrować na materiale psychologicznym, co wydyskutować. W dyskursie ideologicznym, w rozmowach, które przypominają udramatyzowane artykuły polityczne. Adaptator zrezygnował z wielu wątków powieści, świadomie i konsekwentnie koncentrując się na publicystycznej stronie utworu. I chociaż Szalawski, Herdegen i Zaborowski prezentują tylko syntetyczne modele i prototypy, a nie pełnokrwistych ludzi - to tutaj jest to w porządku.

Bo uprawdopodobniono i przypomniano dostatecznie przekonywająco prawdę, o której tekstem Bratnego mówi jego książkowe porte parolles - Jerzy Jerzman (Leszek Herdegen): "nasi ojcowie chcieli, żeby była. Byle jaka, nawet słomą kryta. My - żeby była sprawiedliwa, Oni (to do dzisiejszej młodzieży) - żeby była równa światu".

Różne marzenia, różne wymagania. Trzy pokolenia i trzy kategorie marzeń i wymagań wobec Ojczyzny.

Tak to widzi Bratny. To widzenie chce przekazać reżyser. Właściwie tylko to i tylko tyle. Skromnie. Tej skromności nie wiem czy nie przeszkadza ów "filmowy" entourage, wszystkie te wózki, script-girl, klapsy, kadry et caetera, słowem to, co ma osłodzić i ubarwić widzowi skok w moralne refleksje i moralne obrachunki, co jest rekwizytornią podstawowego tricku kompozycyjnego. Nie to jest jednak najważniejsze.

Nowa scena pozwala na dużo większą intymność. Znaczy to tyle, co większa swoboda gospodarowania naszymi - widzów - emocjami. Większe fory dla teatru, dla jego propozycji.

"Trzech w linii prostej" jako pierwszy sprawdzian i pierwsza prowokacja potwierdzają rangę, styl i kierunek poszukiwań i ambicji kierownictwa teatru dla nowej sceny.

Teatr Powszechny, Mała Scena - Roman Bratny, "Trzech w linii prostej", adaptacja i reżyseria: Zygmunt Hübner, scenografia: Jan Banucha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji