Artykuły

Trzech w linii prostej

Już od dawna nie mieliśmy w Warszawie przedstawienia, które by wzbudziło tyle dyskusji. Nie klasą artystyczną, bo ta wydaje się niewątpliwa, lecz swoim ładunkiem treściowym. Trochę to nieoczekiwane, bowiem powieść Romana {#au#282}Bratnego{/#} jest dobrze znana i jeśli nawet wywołała jakieś emocje, to dawno już one minęły.

Zygmunt Hübner otworzył Małą Scenę Teatru Powszechnego - na którą przyszło nam poczekać z racji jakichś błędów budowlanych prawie rok - swoją adaptacją powieści "Trzech w linii prostej" i okazało się to pomysłem bardzo owocnym. Sądząc po temperaturze popremierowych dyskusji, przedstawienie ma zapewnione komplety na dłuższy czas.

Myślę, że mówiąc o przedstawieniu należy się oderwać od powieści Bratnego. Wydaje się bowiem, że nie tyle istotna jest tu sprawa zgodności adaptacji z powieścią, co pewna metamorfoza, jeśli tak można powiedzieć, jakiej uległ jej tekst w zetknięciu ze sceną. Mówiony przez świetnych aktorów zyskał coś, co można by nazwać pogłębionym brzmieniem, pełniejszym tonem.

Bratny w "Trzech w linii prostej" porusza jeden z najbardziej nabrzmiałych problemów naszej współczesności - odpowiedzialności jego pokolenia za kształt tego, co nas dziś otacza. "Mogę być sędzią - pisał w innej powieści - a to dlatego, że jestem i świadkiem, i oskarżonym w tej samej sprawie i dlatego powinienem to zapisać". Zapisać, a więc bronić i oskarżać, wyważać racje, konfrontować je z opiniami pokolenia ojców i pokolenia synów. "Trzech w linii prostej" - to trzy pokolenia Jerzmanów. Najstarszy, prawnik, oficer I Armii, na własne żądanie wychodzi z sądownictwa, bojąc się manipulowania prawem. Jerzman II wkroczył w nasze trzydziestolecie jako zupełnie młody człowiek, wziął na siebie całe ryzyko pełnego uczestnictwa w budowaniu nowego życia i żadna gorycz nie została mu oszczędzona: jego próby samookreślenia, wyważenia własnych racji w ramach racji ogólnych budzą szacunek, jeśli nawet nie zawsze można się z nimi zgodzić. Jerzman III, dzisiejszy dwudziestolatek, zadaje pytanie o sens i celowość tego co było, o koszty pomyłek.

Zarysowany tu szkic topograficzny przeznaczony jest dla tych, którzy nie znają powieści Bratnego, natomiast jej istotne treści nie dadzą się zamknąć w kilku zdaniach. Chodził w końcu - drobiazg! - o ocenę trzydziestolecia.

Oponenci zarzucają spektaklowi Hübnera, że mówi się w nim półprawdy i robi uniki. Ba, wielkie słowa. To w końcu nie "Dziady", w których w genialnym skrócie zamknięte zostały marzenia i klęski pokolenia romantyków. Żadne inne pokolenie swego Mickiewicza nie miało.

Czy rzeczywiście z Małej Sceny Powszechnego padają tylko półprawdy? Nie sądzę. Gdyby tak było, gdyby autorska ostrożność czy niechęć do wzięcia na siebie pełnej moralnej współodpowiedzialności za swój czas dominowały w tym spektaklu, rozeszlibyśmy się spokojnie do domów, nie kłócąc się o przedstawienie.

Wszystkim nam brak dystansu do doświadczeń minionego trzydziestolecia, nie tylko Bratnemu. Różnica w doświadczeniach równa się bowiem różnicy w perspektywie, z jakiej się je ocenia. Nie znaczy to przecież, żeby nie podejmować prób i nie kłócić się o nie. Dzięki Hübnerowi mamy w Warszawie spektakl, który jeśli nawet nie daje odpowiedzi na fundamentalne dla nas pytania, stawia je prawidłowo zmuszając widzów do pomyślenia o sobie samych. I nie dzieje się to przy pomocy Szekspira czy innego klasyka, lecz współczesnego dobrego pisarza, w kostiumie naszej epoki. Ja osobiście usłyszałam w tym przedstawieniu echo swoich własnych rozmów z dwudziestolatkami i co mnie zaskoczyło - to zbieżność używanych w tych dyskusjach argumentów, podobny tok rozumowania, coś w rodzaju kanonu postaw dwóch pokoleń - dojrzałego i dojrzewającego. Bratny uchwycił tu ton gry, jaki niewątpliwie istnieje w tych pokoleniowych zapasach.

Zygmunt Hübner zrobił z "Trzech w linii prostej" znakomite przedstawienie. Akcja powieści Bratnego dzieje się w trakcie kręcenia scenariusza Jerzmana II. Sceneria ta pokazana jest z ironicznym dystansem i humorem, co świetnie robi samej problematyce odejmując jej tę śmiertelną powagę, która kładzie się na - rzeczywistych, nie scenicznych - "Polaków nocnych rozmowach". I to jest pierwszy sukces Hübnera. Następny to obsada: ANDRZEJ SZALAWSKI (Jerzman I), LESZEK HERDEGEN (Jerzman II), JANUSZ BUKOWSKI (reżyser filmu), HENRYK BĄK (były pułkownik bezpieczeństwa), MIECZYSŁAW PAWLIKOWSKI (redaktor), MACIEJ SZARY (Jerzman III), ANDRZEJ GRĄDZIEWICZ (aktor) oraz MONIKA SOŁUBIANKA (script-girl) - grają wybornie. To ich zaangażowaniu, ładunkowi emocjonalnemu i intelektualnemu, jaki włożyli w grane postacie, zawdzięczamy wrażenie, że spektakl jest głębszy, bardziej nośny niż sama powieść. Krótko mówiąc, jest to przedstawienie świetnie poprowadzone reżysersko i doskonale grane. A przy tym angażujące nawet opornych widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji