Artykuły

Kłopoty z sędziowaniem sumień

Franz {#au#590}Kafka{/#} ochrzcił bohatera swego "Procesu" kryptonimem, kroniki sądowe w pismach codziennych kryją zbrodniarzy pod inicjałami. Nic więc dziwnego, że Władysław {#au#12}Terlecki{/#} pisząc powieść, która stać się potem miała kanwą widowiska teatralnego, nazwał główną postać dramatu fikcyjnym imieniem Sykstus, choć elementy owego dramatu wziął z historii. Fikcja imienia podkreśla, iż dramat zawieszony jest gdzieś między życiem czyli zbrodnią, a metaforą czyli patologią sumień. Ponad realne przesłanki skandalu i afery stawia wyraźnie Terlecki grę racji moralnych, które dają się dość łatwo wpisać w dzieje grzechów jego Sykstusa.

Rzece, którą oglądamy na scenie Teatru Powszechnego ma zresztą jawny rytm epickiej przypowieści, nie jest dramatem sensu stricto, porozrywanej na luźne sekwencje konstrukcji, próbuje ograniczoność formy zapewnić dopiero muzyka Bohdana Mazurka, głuchymi akordami podsycająca nastrój i przedłużająca życie słowom.

Słowa mówią o odwiecznej walce dobra ze złem, mówią o miłości osiągającej złą pełnie w występku, mówią także o podświadomym dążeniu człowieka, by sprawdzać siebie przez przekraczanie granic niemożliwości. Do tej tematyki moralnej dodaje Terlecki dyskretne tło polityki, związanej z realiami roku 1910, kiedy to toczy się akcja "Odpocznij po biegu", zlokalizowana w jednym z z miast b. Kongresówki; a więc - carat, socjalizm, polski patriotyzm, dyferencjacje religijne. Pomieszanie materii zatem ogromne, a pamiętać trzeba i o tym, iż nominalny tok akcji uwzględniać jeszcze musi elementy kryminalne - zagadkę mordu, jakiego dopuścił się Sykstus.

Meandry owej zagadki próbuje rozwikłać prowadzący śledztwo sędzia a Petersburga, Iwan Fiodorowicz.

I właściwie to sędzia, a nie zbrodniarz staje się główną postacią utworu. Gubiąc z pola swej uwagi mechanikę czynu przestępczego, Iwan Fiodorowicz cały jest zafascynowany jego metafizycznością; nie demaskuje Sykstusa, lecz tropi szatana; ślady moralnej infekcji interesują go mocniej, niźli okoliczności ciosu sykstusowej siekiery. W trakcie śledztwa wytwarza się osobliwy związek dusz pomiędzy sędzią a przestępcą, w tej walce przegrywają zresztą obaj: Sykstusowi zasłużony los wyznacza litera prawi, sędziemu przychodzi zrozumieć, iż istnieje granica spraw poznawalnych: można osądzić czyn, ale nie zawsze można dotropić się szatana.

Niewątpliwie, trudno wyzbyć się wrażenia, iż wszystkie te sprawy brzmiały pełniej na kartach powieści, specyfika sceny nie sprzyja wytworzeniu się takiego stopnia intymności, iżby odczucia Iwana Fiodorowicza przemówiły do nas z całą swą siłą. Może nie bez pewnej winy jest tu odtwórca głównej roli - Władysław Kowalski.

Aktor operuje dość jednostajną skalą środków wyrazu: przyciszone potoki słów rwie od czasu do czasu ostrym wybuchem krzyku, stało powtarzanie tej wymiany rytmów ociera się o monotonię, nie służy też przekazaniu całej nerwowej ekscytacji bohatera, przemienności jego nastrojów, zaś zwłaszcza narastania w świadomości Iwana poczucia własnej klęski, która tkwi w samym fakcie wchłonięcia sędziego przez sataniczną magię tej zbrodni.

Także Maciej Rayzacher jako Sykstus cały się zawarł w jakimś psychodelicznym otępieniu, nie prowadzi gry ani jako postać, ani jako aktor. Od tego tła odbija niezmiernie korzystnie Marta Ławińska jako Barbara, kochanka Sykstusa.

W jej aktorskim ujęciu uwydatnia się cała wielość intencji, jakimi rozszarpywana jest piękna kobieta, co sama zdaje się nie wiedzieć, czy jest w zbrodni wspólniczką czy ofiarą, inspiratorką bluźnierczych czynów czy zmysłową lalką: ta migotliwość roli znalazła w Ławińskiej inteligentną i subtelną interpretatorkę... Objawiła się znów przed nami świetna artystka, co w dawnym wrocławskim okresie olśniewała taką mnogością ról pięknych.

Wyraziście prezentował się też drugi plan scenicznej akcji. Mieczysław Pawlikowski (Prezes Sądu) nie bał się przejaskrawień, które dobrze służyły demaskacji tego sądowego biurokraty; Tadeusz Białoszczyński (Zakonnik) ze szlachetną powściągliwością tonu gospodarzył w scenie klasztornej; Franciszek Pieczka (Dorożkarz) bez popadania w stereotyp ukazał sylwetkę prostego człowieka, którego naiwna wiara została wykorzystana w imię zbrodni, w dramatycznym epizodzie Żony Dorożkarza dała się zauważyć Ewa Dałkowska; retoryczny dialog Doktora, co pomaga Iwanowi Fiodorowiczowi w zrozumieniu zawodności jego poczynań, inteligentnie punktował Edmund Fetting...

I w tym momencie nachodzą mnie wątpliwości, czy niedosyt, jaki budził się we mnie w scenicznym obcowaniu z sędzią Iwanem i mordercą Sykstusem, był całkowicie zawiniony przez aktorów? A może dawała tu o sobie znać epickość samej literackiej materii, oporna wobec prób rzeczywistej teatralizacji? Warto przecież odnotować upór teatru, co w obliczu znanych powszechnie trudności z oryginalną dramaturgią rodzima, pragnie zaradzić kryzysowi. I to zaradzić w sposób prawdziwie ambitny, że wspomnimy tu próby z Bratnym i Białoszewskim. Próba z Terleckim też zasługuje na życzliwość krytyka i widza. Nie jest pełnym sukcesem, jest przedsięwzięciem ciekawym...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji