Artykuły

Klęska Iwana Fiodorowicza

Normalna kolej rzeczy jest taka: najpierw powstaje powieść, potem robi się jej adaptację sceniczną, którą się wystawia. Z "Odpocznij po biegu" było nieco inaczej. Terlecki napisał powieść i jednocześnie zrobił jej wersję sceniczną. Z kolei Hübner przykroił dla sceny "autoadaptację {#au#12}Terleckiego{/#}, a budując spektakl niejednokrotnie starał się wydobyć to, co było ważne w powieści, a nie: wyszło w adaptacji. Po trosze wrócił do książki, po trosze sam dodał własną interpretację postaci i niektórych scen, które u Terleckiego pozostały niedookreślone.

Spektakl w Teatrze Powszechnym okazał się ciekawy i ważny. Dramat znalazł tu oparcie w prozie, a niedostatki adaptacji zostały w maksymalnym stopniu zniwelowane przez staranną robotę reżyserską, kreacje aktorskie i dobrą dekorację. Banucha dobudował do szarej, ceglanej ściany zamykającej scenę Teatru Powszechnego cztery potężne skarpy tak, że cały spektakl dzieje się jakby u podnóża klasztornego muru. Gorzej jest z funkcjonalnym rozwiązaniem scenicznej konstrukcji. Zawieszony pomiędzy skarpami pomost z balustradą tworzy dodatkowe miejsce do gry, które jest właściwie niepotrzebne. A przecież kompozycja inscenizacji jest reżysersko udana. Rozwlekły ciąg przesłuchań i rozmów utrzymany został we właściwym, co wcale nie znaczy, że za szybkim rytmie. Prawie umownie potraktowane zmiany miejsca akcji nie zmuszają do przerw, przebieg spektaklu sprawia wrażenie jakby przez opierającą się teatrowi mulistą prozę płynął prąd czystego dialogu.

Nie znaczy to wcale, że Hübner nastawia się na to, aby celowo ciemną, pełną niedomówień, aluzji historycznych, literackich i moralno filozoficznych sentencji prozę Terleckiego oczyścić i wyszlamować. Taki zabieg okazałby się zabójczy. Powstałaby albo ponura kryminalna historia, albo moralno-jurystyczna dysputa. Tymczasem spektakl w Powszechnym, to sztuka o poszukiwaniu uzasadnień dla ludzkiego postępowania, a przede wszystkim oparcia dla postaw czy nawet systemów moralno-filozoficznych, które reprezentują główni bohaterowie. Zresztą to poszukiwanie,te ciągłe pytania rozpływające się w niedomówieniach, albo we wspierających je literackich aluzjach i zapożyczeniach - od Dostojewskiego, poprzez Nietzschego po Gide'a i aż po Celine'a czy egzystencjalistów - stanowią zasadniczą cechę powieści Terleckiego. Jej największą zaletę i największą wadę. Wadę dlatego, że autora nie stać na to, aby odpowiedzieć na którekolwiek z zasadniczych pytań, które stawia sobie i czytelnikom. Zaletę, bo właśnie w niedomówieniach i aluzjach literackich tkwi swoisty, niepokojący, niemal fałszem podszyty urok jego pisania.

Samo słowo "urok" brzmi tutaj przewrotnie, bo Terlecki robi przecież wszystko, żeby do swoich bohaterów i do tematu swojej powieści zniechęcić. Wybiera obrzydliwą sprawę morderstwa dokonanego przez Paulina na mężu swojej kochanki. Morderstwa i procesu przed carskim sądem, który zbulwersował całą Polskę i był żałosną sensacją, którą przesłoniły nam wydarzenia 1905 i 1914 roku. Dlatego też nie mogę zgodzić się z wyrażaną już opinią, że Odpocznij po biegu, to powieść historyczna. Nonsens. Tematem prawdziwej powieści historycznej z tamtej epoki mogłaby być ostatecznie "sprawa" Brzozowskiego, tragiczna, ciemna i w niektórych aspektach obrzydliwa, ale mówiąca wiele o sytuacji Polaków około roku 1900. Sprawa ojca M. takim tematem nie jest. W dodatku ustawienie akcji w ten sposób, że racje moralne płynące z lektury Dostojewskiego i Nietzschego, że tragizm człowieka poszukującego uzasadnień etycznych - "z pustym niebem nad głową" - prezentuje tu sędzia śledczy będący urzędnikiem administracji rosyjskiej, a racje postępowania płynące z wiary w Boga i Diabła (nie w głębszym filozoficznym, ale dużo prostszym katechetycznym rozumieniu) prezentuje polski zakonnik - morderca i złodziej - wyklucza sensowną historyczną interpretację powieści Terleckiego. Wybór takiego właśnie tematu budzi tylko niesmak i poczucie fałszu.

Inaczej wygląda wszystko, jeśli się spojrzy na "Odpocznij po biegu" jak na przypowieść o ludziach postawionych wobec konieczności zrozumienia siebie (Sykstus) i jeszcze trudniejszego zrozumienia innych (Sędzia Iwan Fiodorowicz). Terlecki napisał powieść o człowieku, który sam będąc ateistą czy agnostykiem, usiłuje pojąć znaczenie wiary w Dobro i Zło, w Boga i Szatana i konsekwencje tej wiary dla moralnego wyboru. Napisał też wokoło tej zasadniczej sprawy wiele rozważań i aluzji literackich, a także użył realiów sądowo-historycznych, które łatwo mogą przesłonić rzeczywisty sens jego książki.

W Teatrze Powszechnym, zarówno sposób interpretacji całości, jak i też rola Władysława Kowalskiego, który gra sędziego Iwana Fiedorowicza, przesądza o moralno-psychologicznym charakterze przedstawienia. Kowalski potrafił nie tylko zbudować postać intelektualisty-urzędnika z przełomu wieków, ale umiał też naprawdę przekonywająco pokazać klęskę tego myślącego i czującego głęboko człowieka wobec tego, co w ludzkiej naturze i w ludzkich sposobach widzenia świata pozostaje ciemne, niezrozumiałe, na pozór naiwne i łatwe do obalenia, a w istocie niezwykle mocne, groźne, wspaniałe; wymykające się nie tylko zrozumieniu, ale i osądowi. Obok Kowalskiego, Inne ciekawe role: Prezes Sądu Lutkiewicza - jowialny, pełen "zdrowego rozsądku", nawet dowcipny - stanowiący doskonałe przeciwieństwo Iwana Fiodorowicza, zaparty w swojej wierze i ciemnocie Dorożkarz Pieczki, doskonała drugoplanowa rola Jana Jeruzala, który gra Protokolanta - urzędasa i szpicla o gołębim sercu i epizodyczna niemal postać Lekarza (Fetting).

Ale najtrudniejsze że wszystkich zadanie miał Maciej Rayzacher grający Sykstusa. O ile Iwan Fiodorowicz jest pełnym człowiekiem, który swoje racje wykłada poprzez działanie i walczy o zrozumienie świata, o tyle Sykstus, tylko o sobie opowiada. Jest to rola statyczna, będąca jedynie czymś w rodzaju "głowy tureckiej" na którą, raz po raz, ktoś się zamierza. Jednakże zarówno interpretacja reżyserska, jak i budowanie roli przez Rayzachera poszły w kierunku maksymalnego zdynamizowania tej postaci. Opisane w książce, ale niejasne i trudne do uchwycenia wewnętrzne zmagania Sykstusa, jego walka z Szatanem i jego wiara w Miłosierdzie, jego rozgrywanie procesu przeciw sobie - niezależnie od śledztwa i przyszłej rozprawy sądowej - zostały w teatrze maksymalnie wyraźnie pokazane. I za to należy się reżyserowi i aktorowi prawdziwe uznanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji