Artykuły

Czekając na komedię

W Rampie odbyła się premiera najnowszej sztuki Stanisława Tyma pt. "Mississippi". Jest to współczesna komedia. Akcja toczy się w teatrze. W jakimś prowincjonalnym, polskim teatrze, gdzie "nic się nie wystawia", bo brakuje zarówno pomysłów, jak i pieniędzy na przedstawienia.

"Ruszyli się sponsorzy" - raduje się na wstępie Dyrektor (Adam Dzieciniak). "Dostaliśmy 200 tys. zł i dwa kalendarze". Przez następne trzy godziny bawimy się śledząc, jak teatr pokpiwa sam z siebie, z własnej impotencji twórczej i praktyczno-życiowej bezradności.

Poprzednią premierą w Rampie był spektakl pt. {#re#28223}"Chopin w Ameryce"{/#}. Akcja tego widowiska także toczyła się w teatrze. Rozpoczynała je dyskusja między dyrektorem a młodą dramatopisarką, dyskusja ujawniająca komiczną rozterkę artystów sceny, zupełnie pogubionych w tzw. nowej rzeczywistości. Wreszcie jeszcze wcześniej w Rampie grano przezabawny "Big Zbig Show". Również i tam przedmiotem żartów były finansowe i organizacyjne trudności związane z przygotowaniem spektaklu teatralnego. "Nie podoba się długo, kto ma jeno jeden rodzaj dowcipu" twierdził La Rochefoucauld, a - jak wiadomo - znał się na rzeczy.

Nie oznacza to bynajmniej, że chodzi o kiepski dowcip. Przeciwnie, autoironia jest z pewnością jedną z najszlachetniejszych odmian humoru, toteż "Mississippi" tchnie niekiedy komizmem wysokiej próby. Dyrektor i Dyrektorowa (Stanisława Celińska) z kłamliwą emfazą deklamują o "świątyni teatru" i "ołtarzu sceny", autentyczne podniecenie budzi w nich jednak dopiero widok banknotów, którymi miejscowy biznesmen chce zapłacić za odnajęcie owego "ołtarza". Gdy nie udaje się dobić targu, dyrektorska para wspólnie z Bufetową (Zofia Merle) i Strażakiem (Jerzy Turek) próbuje wykombinować jakiś "pomysł na wykorzystanie sceny". Ministerialną aprobatę (i obietnicę dotacji) zyskuje zaledwie jedna propozycja - grafomańskie dzieło pod chwytliwym tytułem "Ślady zatrze zbój w teatrze". Prezentując jego fragmenty Tym pokpiwa już nie tylko z teatru, ale i z samego siebie i własnej sztuki pisarskiej: "Pan postaci gubi, wątki Pan zaczyna i nie kończy...".

"Mississippi" ma rzeczywiście bardzo swobodną konstrukcję, właściwie składa się z szeregu skeczy, luźno ze sobą powiązanych. Niektóre mają szansę wejść do historii gatunku. Ale - rzecz znamienna - najzabawniejsze wydają się te żarty, które śmieszą absurdalnym humorem sytuacyjnym, innymi słowy, śmieszą dzisiaj tak samo, jak mogłyby śmieszyć przed dziesięciu laty i jeszcze za lat dwadzieścia. Dowcipy aktualne, zrodzone z obserwacji bieżących realiów społecznych i politycznych bywają znacznie mniej udane. Dlaczego?

Ano właśnie, tu powracamy do kwestii, o której pisałam na początku. Skąd bowiem pochodzi dziwny upór, z jakim scena wciąż na nowo eksploatuje ten sam wątek "teatru w teatrze"? Zjawisko to nie ogranicza się przecież do Rampy. Po sąsiedzku, w Powszechnym, grane są {#re#19338}"Wariacje Goldbergowskie"{/#}, tam również opowiada się historię powstawania pewnego spektaklu. Gdyby spisać wszystkie przedstawienia - powiedzmy z ostatnich pięciu sezonów - w których teatr mówi albo napomyka sam o sobie, zebrałaby się wcale pokaźna lista.

Może dlatego, że artyści wciąż jeszcze czują się bezradni w świecie, który tak błyskawicznie zmienił oblicze. Niepewni swoich rozpoznań instynktownie odwołują się do wiedzy najbardziej niewątpliwej. A zatem - do najlepiej znanej ludziom teatru rzeczywistości teatralnej. Albo do ustaleń dobrze ugruntowanych w potocznej świadomości. Na przykład do bezpiecznych żartów z tego, z czego Polacy przywykli już żartować. I nawet tak wytrawny humorysta jak Tym nie potrafi się z tej pułapki wydostać. W "Mississippi" kpi się więc z biznesmena, który kiedyś był - jakżeby inaczej? - funkcjonariuszem SB, z ministra, który groszem nie śmierdzi, albo dowcipkuje się na temat zmian w nazwach ulic w trzy lata po tym, jak dowcipy takie opowiadali swoim pasażerom wszyscy taksówkarze.

Znacie to? Znamy! No, to posłuchajcie... Mistrzem takiej satyry był Pan Jowialski. Szkoda talentu Tyma na podążanie tym tropem.

Chcę być dobrze zrozumiana: "Mississippi" dostarcza dostatecznie dużo zabawy, by warto było spektakl obejrzeć. Tym bardziej, że komedia współczesna rzadko kiedy gości na naszych scenach. Za próbę odrodzenia tego ginącego gatunku Tymowi należą się wyrazy uznania, do których dołączyć wypada życzenia, by na tej jednej próbie się nie skończyło. Może z czasem powstanie wreszcie taka komedia, która naszą teraźniejszość opisze w sposób naprawdę odkrywczy i zaskakujący, komedia, która śmiało zadrwi z tego, z czego sami drwić nie potrafimy bądź - nie śmiemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji