Artykuły

Ciemność widzę, ciemność

"Mord założycielski" w reż. Jacka Raginisa w Teatrze TV. Pisze Krzysztof Lubczyński w Trybunie.

Najgorsze było to, że oglądając żałosne widowisko "Mord założycielski", poświęcone okolicznościom śmierci Marcelego Nowotki, a zrealizowane w ramach Teatru Paktu publicznej telewizji, wpatrywałem się w ekran telewizora i niewiele mogłem zobaczyć. Najzwyczajniej trzeba było przedzierać się wzrokiem przez egipskie ciemności. Skoro już inicjatorzy i realizatorzy tej serii mającej swoje źródło w praktyce i ideologii IPN męczą nas odbierając prawo do prawdziwego teatru, to mogliby przynajmniej nie utrudniać widzom oglądania. To nie pierwsza taka tortura, bo większość przedstawień osławionego Teatru Faktu realizowany jest tak jakby była przeznaczona dla publiczności składającej się z kretów i nietoperzy a nie z ludzi. Jest to tortura zwłaszcza w stosunku do osób starszych, a trzeba przyjąć założenie, że to oni byli najbardziej zainteresowani przedstawieniem, bo kogo z młodych ludzi poza nielicznymi maniakami historii interesuje, kto zabił Nowotkę i o czym 66 lat temu rozmawiali Finder, Fornalska, Duracz, Gomułka i Spychalski Gdy już w końcu widz wzrok z tymi ciemnościami oswoił, oczom jego ukazała się nie historia polityczna lecz jakiś mroczny film gangsterski klasy B, w którym bandziorzy warczą na siebie jak groźne bestie, nieustannie wygrażają sobie i chleją wódę z butelek jak wodę mineralną. Widowisko, które ma być lekcją historii, przypomina mieszaninę teatru brutalistycznego spod znaku Sary Kane, opowieści pijackiej Steinbecka i antyalkoholowych agitek z lat 50. w stylu inscenizowanego dokumentu "Rozbita zabawa".

Można mieć różne zastrzeżenia do polskich komunistów, można ich darzyć największą nienawiścią, ale to przedstawienie jest najzwyczajniejszym fałszem. Po pierwsze, tajemnica śmierci Nowotki nigdy nie została wyjaśniona, tymczasem autorzy widowiska takie wielce wątpliwe wyjaśnienie arbitralnie serwują. Po drugie, liczne świadectwa historyczne oraz wiedza o obyczajach epoki wykluczają tego rodzaju zachowania protagonistów, jakie oglądaliśmy na ekranie, jakby rodem wzorowane na obyczajach niektórych współczesnych nam środowisk, nie tylko młodzieżowych. A przecież polscy komuniści byli produktem obyczajów tamtej pruderyjnej, patetycznej w stylu epoki i zgodnie z ówczesną modłą oni także odznaczali się pewną solennością w zachowaniu, skłonnością do stylu uroczysto-pryncypialnego. Mieli poczucie i historycznej misji, i nieustannego śmiertelnego zagrożenia. Czujność wymuszała na nich pewne usztywnienie. Nie znaczy to, że odmawiali sobie wypicia wódki, ale z całą pewnością nie zachowywali się jak współczesne nam nastolatki na imprezie alkoholowej wzbogacanej dawkami amfetaminy. I tylko szkoda było dobrych aktorów: Michała Anioła, Marii Ciunelis, Aleksandra Bednarza, czy Mariusza Bonaszewskiego, że wzięli udział w takim histerycznym kiczu. Teatr Faktu powszechnie nazywany teatrem IPN rozpoczął się pod ciemną gwiazdą i pod ciemną gwiazdą trwa już nie tylko fałszując historię, ale szerząc straszliwe brednie, wciskając - nomen omen - ciemnotę. A Szekspir, Molier, Czechow i Słowacki czekają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji