Artykuły

Marzenia do spełnienia

- Rozmawiamy w chwili, kiedy teatr obchodzi swój jubileusz, ale tego teatru właściwie nie ma. Stara siedziba przy ul. Kaszubskiej została zburzona, nowa jeszcze nie jest gotowa. Jesteśmy porozrzucani po mieście - mówi ZBIGNIEW NIECIKOWSKI, dyrektor Teatru Pleciuga w Szczecinie.

Rozmowa z dyrektorem Teatru Lalek "Pleciuga" Zbigniewem Niecikowskim

55. Tyle właśnie lat skończyła "Pleciuga". Czy będziecie obchodzić urodziny w specjalny sposób?

- Chcemy uroczystości przełożyć na najlepszy moment dla nas, czyli ten, w którym przeprowadzimy się do nowego budynku. Kiedy dokładnie będziemy świętować, to się okaże w styczniu, gdy otrzymamy klucze do teatru.

O nowej "Pleciudze" rozmawialiśmy wielokrotnie. W wielkim skrócie - jaka ona będzie?

- Nowy teatr przystosowany zostanie przede wszystkim do potrzeb dziecka. Będzie bezpieczny, przytulny, ciepły i to co najważniejsze - budynek "Pleciugi" będzie budynkiem przyjaznym osobom niepełnosprawnym.

Kończy się rok. Dla was bardzo szczególny. Potrafi go pan podsumować?

- Rozmawiamy w chwili, kiedy teatr obchodzi swój jubileusz, ale tego teatru właściwie nie ma. Stara siedziba przy ul. Kaszubskiej została zburzona, nowa jeszcze nie jest gotowa. Jesteśmy porozrzucani po mieście. Czasami się wszyscy nie widzimy. Nie jest to łatwe, ale cóż, tak akurat aktualnie jest. Podobnie jest z rozmowami o pieniądzach dla teatru. One też nie należą do łatwych i ja to rozumiem. W każdym bądź razie chcielibyśmy tam jak najszybciej się przeprowadzić. Chcemy spełnić oczekiwania naszych widzów.

Jakie cechy musi posiadać dyrektor teatru, a szczególnie teatru lalek? Jakim pan był przez te lata szefem?

- Kiedyś, kilkanaście lat temu, gdy przyszło mi objąć dyrekcję tego teatru, w jakimś wywiadzie powiedziałem, że chciałbym być dla zespołu ojcem, który pochwali, ale też będzie potrafił skarcić, w razie potrzeby. Czy mi się to udało? Czy to robiłem? Nie mnie to oceniać. Było wiele takich sytuacji, które patrząc na nie teraz, z perspektywy czasu, wymagały innego zachowania i innych decyzji. Dla wielu pracowników byłem kolegą ze sceny i dla wielu jestem nim nadal.

W takim razie, co jest łatwiejsze dla pana: dyrektorowanie, granie, a może praca reżysera?

- Najlepiej się czuję jako aktor. Jestem nim z wykształcenia, z przygotowania. To był ogromny dar od losu, że moim mistrzem tego zawodu był, nieżyjący już dziś, człowiek teatru, lalkarz, pan Jan Wilkowski. To jemu zawdzięczam to, że mogę w sposób ukierunkowany patrzeć na teatr lalek. I to co dzisiaj wydaje się czymś nowym w teatrze lalek - byliśmy już o tym uprzedzani. Wizja współczesnego teatru lalkowego była przez niego przedstawiana. Od kiedy jestem dyrektorem, gram tylko w jednym przedstawieniu, w "Co się dzieje z modlitwami niegrzecznych dzieci?" w reż. Anny Augustynowicz. Niestety, obowiązki szefa na to mi nie pozwalają. Poza tym trudno się przestawić z jednej roli na drugą.

Kieruje pan teatrem lalek, który gra głównie dla dzieci. Czy Szczecin poza wami ma wiele do zaoferowania najmłodszym mieszkańcom w dziedzinie teatru? -

- Jesteśmy jedynym teatrem lalek, czyli w pewnym sensie monopolistą. Wspomaga nas w tym Pogotowie Teatralne, które wypełniło, a właściwie zagospodarowało lukę dla najmłodszych widzów. Natomiast skupiając się wyłącznie na naszym teatrze, chcielibyśmy, żeby widz znalazł szereg różnorodnych propozycji, nie tylko klasyczne spektakle. Chcemy się również otworzyć na współpracę z artystami spoza Polski.

Czego pan sobie życzy w te wyjątkowe urodziny?

- Przede wszystkim tego, żeby można już było pracować w nowych warunkach. I żeby udało nam się urzeczywistnić nasze marzenia o nowoczesnym, nowatorskim i wielkim teatrze lalek.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji