Pod znakiem aktorstwa
Lato przyniosło w teatrach kilka pozycji, w których na planpierwszy wybija się aktorska gra w takim stopniu, że więcej chciałoby się o niej mówić niż o sztukach, a także reżyserii. Paradoksem jest, że przynajmniej w jednym przypadku jest to niezaprzeczalny triumf reżysera, jeśli uznać, że najlepsza jest taka właśnie reżyseria, której nie widać, bo wyraża się przez grę zespołu.
Takim właśnie przedstawieniem, w którym reżyser, Zygmunt Hübner, tak dyskretnie pokierował zespołem, pozostając w pozornym cieniu, jest "Grupa Laokoona" Różewicza w Teatrze Współczesnym. Ale skoro jest to przedstawienie znakomicie harmonijne, to kogóż jak nie reżysera pochwalić za niewidzialną dla nas batutę?
A blasku w tym spektaklu niemało. Zofia Mrozowska w roli Matki gra na wysokim diapazonie transformacje psychologiczne, które jej dyktuje tekst. Przeistoczenie tak zwanej kury domowej w zwariowaną malarkę wychodzi w jej wykonaniu bardzo przekonywająco. Ilona Stawińska w roli Przyjaciółki przedstawia doskonale paniusię z towarzystwa, mielącą ozorkiem przerażające banały. Wiesław Michnikowski jako Ojciec-humanista tworzy jeszcze jedną ze swoich niezrównanych kreacji w zakresie sobie tylko właściwego komizmu, skoligowanego z chaplinowskim, a także buster-keatonowskim. Józef Fryźlewicz sugestywnie i przebojowo gra obie role mu powierzone: Celnika II, niemal milczącego, i Ordynatora, mającego najwięcej do powiedzenia na konkursie rzeźb.