Zapiski z życia pewnego szpitala
"Życie szkodzi zdrowiu" w reż. Wojciecha Dąbrowskiego we Wrocławskim Teatrze Komedia. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
O tym, do czego prowadzi szpitalne spotkanie hipochondryka-erotomana, nieśmiałego chłopaka i dojrzałego, zmęczonego życiem mężczyzny, opowiada Wojciech Dąbrowski w spektaklu "Życie szkodzi zdrowiu", najnowszej produkcji Wrocławskiego Teatru Komedia
Rytm życia pacjentów angielskiego szpitala wyznaczają muzyczne hity puszczane z radiowęzła, codzienne obchody i, co najważniejsze, częste wizyty pielęgniarek. Czas pomiędzy tymi najważniejszymi punktami dnia wypełniają rozmowy o chorobach, oczekiwanie i strach przed kolejnym zabiegiem, na który najczęściej bohaterowie nakładają maskę pewności siebie. Nie inaczej wygląda codzienność trzech pacjentów oddziału chirurgicznego. Przechwalający się miłosnymi podbojami hipochondryk (Marek Feliksiak) trafia tu, by zagłuszyć samotność, która nie pozwala mu funkcjonować poza murami szpitala. Jego ciężko chory sąsiad z łóżka obok (Stanisław Melski), by zapomnieć o chorobie, udaje twardego i straszy młodzieńca (Jakub Giel) niekompetencją i obojętnością lekarzy. Chłopak bardziej niż chorób boi się wyrwać z rodzinnego domu i zacząć samodzielne życie. Trójce towarzyszą wiecznie zmęczony lekarz (Edward Kalisz) i dwie troskliwe pielęgniarki (Dorota Wierzbicka-Matarrelli i Netta Naas).
"Życie szkodzi zdrowiu" to nieklasyczna angielska farsa. Warstwa psychologiczna jest tu poszerzona o przemianę, jaka zachodzi w każdym z mężczyzn pod wpływem spotkania. Bohaterowie oprócz tego, że śmieszą, na oczach widzów uświadamiają sobie swoje słabości i lęki.
Spektakl w reżyserii Wojciecha Dąbrowskiego to ciekawie pomyślana inscenizacja, której najmocniejszym punktem powinna być gra aktorska. Ta jednak, mimo paru dobrych momentów, szwankuje. Postaci są jednowymiarowe i mało wiarygodne. Prawdziwą głębię swoim bohaterom nadali jedynie Jakub Giel i Dorota Wierzbicka-Matarrelli, interesująco wypadł także Edward Kalisz. Uwagę zwraca ciekawie zaaranżowana przestrzeń sceniczna i niesztampowa scenografia, jednak to wciąż zbyt mało, żeby uwierzyć w słodko-gorzkie losy bohaterów.