Za kulisami - Piotr Pilitowski
Mało kto wie, że aktor Teatru Ludowego w Nowej Hucie PIOTR PILITOWSKI, ulubieniec widzów z serialu "Pensjonat Pod Różą", znany również z wielu reklam telewizyjnych, ma bardzo oryginalne hobby: w wolnych chwilach gra na perkusji w zespole, który założył wspólnie z kolegami - aktorami.
Panowie grają przeboje z lat 60., 70. i 80., co spotyka się z dużym zainteresowaniem publiczności. Prywatnie pan Piotr ma dwójkę dzieci córkę Zosię (17 1.) z pierwszego małżeństwa i 10-letniego Szymka.
Jest Pan zadowolony z dotychczasowych osiągnięć zawodowych?
- Pracuje w tym zawodzie 16 rok i, kiedyś myślałem, że nie mam już większych perspektyw. Cztery lata temu nastąpił przełom. Dostałem propozycję zagrania pierwszej, dużej roli - Franza Kafki w sztuce Franza Obła "Kafka", co spotkało się z dobrym odbiorem. A jak człowiek zyskuje wiarę w siebie, procentuje to również w pracy. Nie ukrywani jednak, że w tym zawodzie cały czas chciałoby się więcej i więcej. Marzy mi się, żeby zagrać główną rolę w dobrym, polskim fabularnym filmie, pracować z ciekawymi ludźmi. Na razie spełniam się w teatrze i cieszę się tym, co mam.
Sporo krakowskich aktorów gra ostatnio w polskich serialach i filmach.
Związek z Alicją nie należy do najłatwiejszych.
- Myślę, że poszukiwane są nowe twarze, a że Kraków ma dobrą opinię, jeśli chodzi o produkcję aktorów, część reżyserów, w tym Maciej Wojtyszko, chętnie z nami pracują.
Czuje Pan już zmęczenie popularnością?
- Popularność bywa pewnie męcząca dla gwiazd dużego formatu, ja spotykam się z bardzo miłymi wyrazami uznania sympatii. I, choć czasami trzeba zacisnąć zęby i odpowiadać na trochę głupawe zaczepki, w sumie jest to miłe. Wiem, że wielu ludzi bardzo przeżywa losy mojego bohatera, co widać na stronie internetowej. Ostatnio jakaś pani zapytała: "Kiedy Pan rzuci tę cholerę?" (chodzi o serialową narzeczoną).
Zgodzi się Pan, że Pana bohater z "Pensjonatu Pod Różą" to typ prawdziwego pedancika?
- Być może. Prywatnie pedancikiem nie jestem i choć dbam o siebie, jestem czyściochem, używam kremu do twarzy, to jednak włosów pod pachami nie depiluję. Na pewno nie mam nic wspólnego z postacią tzw. mentalnego pedancika, czyli mężczyzny przesadnie dbającego o siebie.
Zawód wybrał Pan z powołania czy to tradycja rodzinna?
- Rzeczywiście, mama, Maria Nowotarska przez wiele lat była aktorką Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Od 15 lat mieszka w Toronto, gdzie prowadzi polski "Salon muzyki i poezji".
Pana żona Dorota Berny prowadzi agencję artystyczną. Dzięki temu udzielacie się także towarzysko?
- Jak to w Krakowie. Mamy grono przyjaciół, a od roku nowe mieszkanie. Lubimy przyjmować gości. Żona jest wspaniałą gospodynią. Niebawem będą święta, które jak zwykle spędzimy w domu, a na Sylwestra może wyjedziemy w góry.
Rozm. Teresa Gałczyńska