Artykuły

Zamknij oczy - "Unknown" Towarzystwa Prze-Twórczego

"Unknown # 1" Towarzystwa Prze-Twórczego w warszawie. Pisze Anna Królica w wortalu Nowytaniec.pl

2 i 3 grudnia w warszawskim Teatrze Academia odbył się czterokrotnie spektakl Unknown, w którym wystąpiły Iwona Olszowska i Renata Piotrowska, muzykę przygotował Daniel Pigoński, a wizualizację Cezary Koczwarski.

Pod koniec miesiąca (20 i 21 grudnia) kolejne odsłony "Unknown", ale w nowym składzie: Renata Piotrowska, Anita Wach i Rafał Dziemidok. Muzyka tym razem będzie dziełem Radka Dudy, a wizualizacja - Sylwka Łuczaka. Swoimi wrażeniami z pierwszej wersji "Unknown" dzieli się Anna Królica.

Trudno waloryzować przedstawienie "Unknown", gdyż obecność widzów, ich sposób działania prawdopodobnie stwarza każdorazowo inny spektakl. Paradoksalnie jedynymi osobami, które widzą przedstawienie w całości, są tancerki (Renata Piotrowska i Iwona Olszowska oraz ich ekipa), sytuacja jest dokładnie odwrócona względem tradycyjnego spektaklu, kiedy to widz ogląda, a artysta "przedstawia". Improwizacja była wpisana w założenia tego wydarzenia od początku, już podtytuł informował, że "Unknown" jest "improwizowanym spektaklem taneczno-muzycznym". Nikt jednak nie spodziewał się, że improwizacja dotyczyła będzie zarówno artystów, jak i publiczności, której rola wcale nie była niepozorna i potraktowana jako kolejny trick czy udziwnienie w przedstawieniu. Właściwie cała idea tego zdarzenia czy spotkania bazuje na pomyśle włączenia widzów w materię spektaklu. Właśnie doświadczenie przez widzów czasu, przestrzeni, swojego ciała i interakcji z innymi osobami zajmuje miejsce przeznaczone w tradycyjnym teatrze dla dokończonego "produktu" (spektaklu). Tytuł oczywiście jest tutaj znaczący i odnosi się właśnie do odczuć publiczności, określając ich sytuację permanentnego stanu niewiedzy. Pewnie u każdego uczestniczącego pojawiło się pytanie: co dalej będzie się działo z ich ciałem, z nimi samymi w tej nieznanej przestrzeni - lub kiedy zacznie się prawdziwy spektakl?

Wyprowadzeni z foyer na scenę czy widownię (trudno powiedzieć) zostajemy zdani na samych siebie. Na oczach każdy ma przepaskę i próbuje odnaleźć się w przestrzeni, znaleźć swoje miejsca w nowej sytuacji, kiedy się nic nie widzi.

Tutaj nie może nastąpić nic innego niż opis moich odczuć. Nie potrafię zrekonstruować, co działo się z innymi osobami i jak czuły się, stojąc w ciemności a może wędrując w poszukiwaniu - no właśnie, czego?: stagnacji, wrażeń, innego zabłąkanego widza - zdane na Iwonę Olszowską i Renatę Piotrowską, sprawczynie całego zdarzenia.

Polecenia prowadzących-opiekunów pojawiają się z rzadka, nikt nie uprzedzał, że nie można się komunikować werbalnie, ale dla wszystkich było to samo przez się zrozumiałe. Nikt o nic nie pytał, choć nic nie było wiadome.

Aspekt wizualny tego spektaklu został ograniczony do minimum. Akcent przesunął się na dotyk i uaktywnienie pozostałych zmysłów przy równoczesnym wykluczeniu aktywności wzroku. Wszystkim widzom przed wejściem na salę zasłonięto oczy przepaskami i taki stan obowiązywał przez większą część spektaklu, czyli około 20 minut, a może nieco dłużej. Co ciekawe, właśnie ta część jest, prawdopodobnie, najbardziej fascynująca dla uczestników.

Stojąc raz samotnie, kiedy indziej prowadzona czy też animowana przez wspomniane tancerki, zastanawiałam się nad kondycją widza. Lubi on przyjść do teatru, w którym zna i rozpoznaje wszystkie konwencje, jak oswojona przestrzeń i przebieg wydarzeń dają poczucie bezpieczeństwa. Choć tutaj nie odczuwałam lęku przed możliwością fizycznego uszkodzenia mojego ciała, czułam się nieswojo. Nie znałam scenariusza tego przedstawienia. Jak długo mam mieć zamknięte oczy i czy wszyscy mają je nadal zamknięte? - bardzo wiele pytań pojawiało się, oczekiwałam, że w dalszej części zdarzenia, znajdę na niektóre odpowiedź. Czy twórcy przedstawienia oczekują, że będę robiła coś konkretnego czy mam po prostu stać i grzecznie czekać, aż ktoś do mnie podejdzie? Właściwie najłatwiej przychodziło mi przyzwolenie na "posługiwanie się moim ciałem". Szczególnie, że wymagania czy animacje opiekunów- artystów nie były zbyt skomplikowane, nie sprawiały trudności. Artyści sugerowali poprzez dotyk, prowadzili ciało do zmiany płaszczyzny, np. ze stojącej na siedzącą, czy do kucnięcia, schylenia się, dalej powrót do tzw. pozycji wyjściowej, kołysanie całym ciałem, podnoszenie rąk.

Próbowano również - takie odniosłam wrażenie - pobudzić widzów z zasłoniętymi oczami do wzajemnej interakcji. Czasem się to udawało. Uczestnicy delikatnie sprawdzając tę ślepą dla nich przestrzeń, natrafiali niekiedy na inną architektonikę ciała, tym samym wchodząc z nią w kontakt. Wszystkie interakcje, jakie miały miejsce, odbierałam raczej jako przyjemne, nikt nie przekraczał przyjętych granic.

Mimo to powracało we mnie nachalnie pytanie: czego "oni" oczekują od "nas", widzów? Momentami pojawiało się drażniące uczucie niewiedzy. Niepewność - co będzie dalej?. Czas płynie Stoję, z wyciągniętymi rękami próbując ogarnąć przestrzeń, słyszę pstryknięcia z palców, znany dźwięk, szelest miętej folii, szeleści coś blisko mnie? Czy mam to wziąć? Wyciągam dłoń, ale trafiam na pustkę. Jaki jest scenariusz?- zastanawiam się, czy mamy odegrać nieświadomie jakąś rolę, czy inne osoby nadal mają zasłonięte oczy, a może wszyscy już zdjęli opaski poza mną? Znowu interakcja, ktoś podchodzi i dotyka mojej ręki, kołysze moim ciałem, próbuje podłożyć głowę, tak aby znalazła się pod opadającym ruchem mojej ręki, podrzuca ją i znowu chce pod nią jakby wejść. Cisza. Jakieś głosy dookoła, nadal nie słychać muzyki. Znowu ktoś się zbliża Stoję samotnie, próbuję przemieścić się opodal. Natrafiam nieoczekiwanie na korek, który tworzą ludzkie ciała - rzeźby, stoją nieruchomo, niektórzy napięci, to pewnie widzowie w opaskach, jak ja - niepewni, ciała artystek przy kontakcie są otwarte, rozluźnione. Nagle wpadam w jakąś, wydawałoby się, zorganizowaną grupę, gdzie wszyscy przepychają się, ocierając o innych. Jest gęsto, za gęsto jak dla mnie, próbuję wycofać się na tyle, na ile rozpoznaję kierunki, początkowo, o ironio, trafiam do epicentrum kotłujących się ciał, ale po chwili udaje mi się jakoś opuścić tę nieprzychylną, moim zdaniem, przestrzeń. Jakaś ręka sugeruje mi ruch w dół, siedzę na podłodze, próbuję coś usłyszeć, nadal nie ma muzyki, czasem ktoś zaczyna się śmiać, a inni mu wtórują. Działa to dość kojąco.

Nagle słyszę szept: możesz ściągnąć opaskę i odkryć oczy. Okazuje się, że stoję w tłumie ludzi niczym na dyskotece na środku sali. Zabawne, przez cały czas miałam poczucie, że ludzi jest o wiele mniej, że stoję samotnie. Teraz pojawiają się kolorowe światła i muzyka, na podłodze kładzie się Renata Piotrowska, z nieruchomego tłumu wyłania się Iwona Olszowska, wchodzi w kontakt wzrokowy z jakimś mężczyzną, później z innymi osobami.

Powoli bez słów performerki poprzez sugestię ruchową dają do zrozumienia widzom, aby wycofali się z białego paska na środku podłogi, który teraz okazuje się sceną, kiedy wokół nich pustoszeje, dochodzi do kontakt improwizowanego pomiędzy nimi. Teraz środki ruchowe, kompozycje i pozycje nie są już tak ubogie, jak w naszym wykonaniu. W pewnym momencie również performerki zakładają sobie opaski na oczy jak my przed chwilą, ale nie przeszkadza im to w utrzymaniu kontaktu i dynamicznym przemieszczaniu się, wizualizacje na ścianach i podłodze dodatkowo aktywizują tę przestrzeń.

Znowu jestem w foyer. To chyba koniec spektaklu, nie ma jednak miejsca na oklaski, może dlatego ludzie nie rozchodzą się do domów czy pubów. Wszyscy stoją w oczekiwaniu, w dziwny sposób zjednoczeni. Jakby mieli ochotę pogadać, o tym, co się tu właśnie wydarzyło. To było silne wrażenie, a nie działo się nic spektakularnego, a ile przy tym zabawy!

Przedstawienie "Unknown" zrywa z przyjętym od wieków w naszej kulturze prymatem wzroku, w której patrząc z odległości właśnie, podziwiamy obrazy na ścianach w muzeach i galeriach, nie wchodząc z nimi w żaden bezpośredni kontakt, kiedy jednak staramy się do nich zbliżyć naszą aktywność przywołuje do porządku nierzadko alarm. Od pewnego czasu dużo się mówi o performatywności w teatrze, ten spektakl zapewne do takich należał, ale jak bezdusznie brzmi to określenie performatywny wobec wszystkich wrażeń, z jakimi widz styka się bezpośrednio w czasie spektaklu.

To jedne z najciekawszych projektów, w których przyszło mi ostatnio brać udział, dawno tak intensywnie nie przeżywał każdej minuty spektaklu, zdarzenia z niecierpliwością oczekując, co będzie dalej. Sztuka w przedstawieniu U"nknown" rzeczywiście staje się synonimem doświadczenia - chciałoby się napisać - "widza" (patrzącego), ale tu właśnie nie pasuje to określenie i trzeba je zamienić na poruszającego się - uczestnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji