Artykuły

Dręcząca rodzinna miłość

Niemal przez trzy godziny trwa ten spektakl, w którym podziw, chwilami może nawet zachwyt wzbudza gra aktorów; prawie przez trzy godziny poddani jesteśmy jednak osobliwej torturze stając się świadkami, ba, współuczestnikami ponurego rodzinnego dramatu. Ojciec - zgrany aktor, obsesyjny sknera, matka - narkomanka, jeden z synów - alkoholik, drugi - gruźlik. Ci ludzie kochając się, będąc do siebie niewolniczo przywiązani - niszczą się, gnębią i poniewierają. Choć nie są na siebie skazani, trwają jednak w tym rodzinnym kręgu, z którego robią piekło, spychając się nawzajem coraz niżej. Sytuacja bez wyjścia, zamknięty krąg. Do końca.

Jak we wszystkich sztukach {#au#825}0'Neilla{/#} tak i w tej można, oczywiście, podziwiać sumę obserwacji autora, wnikliwy psychologiczny rysunek postaci, można zauważyć, że na ten stan rzeczy akurat w tej sztuce, miały wpływ - osobiste życie autora, tak jak chęć wykorzystania modnych wówczas prądów literackich. Odrobina naturalizmu, nutki ekspresjonizmu, no, i brutalny, męski realizm, który znamionował i znamionuje sztuki amerykańskiego dramaturga. Do brutalizmu, także i na scenie, przywykliśmy; nic, lub prawie nic nie jest nas w stanie zaskoczyć; więc może po prostu "Zmierzchem długiego dnia" jesteśmy tylko zmęczeni? Może tamte sprawy, tamtych ludzi - choć mają tyle tragicznych odnośników do naszej współczesności, wydają się nam, mimo wszystko, obce i dalekie? Czy też może, mimo pozornej łatwości sztuki 0'Neilla, nie tak łatwo dają się grać, podobnie jak, powiedzmy, sztuki {#au#194}Czechowa{/#}?

Trudno z długości spektaklu robić komukolwiek zarzut; ta sztuka bez dynamicznej akcji, zbudowana na dozowaniu i zmienności nastrojów - ma "grać" manifestowaną monotonnością, pod którą skrywa się dramat. Wybuchy przerywają monotonię, ich cykliczność, łatwa do przewidzenia staje się także monotonną oczywistością. Można w tym miejscu przypomnieć, że sztuki 0'Neilla grywane w świecie cieszą się powodzeniem - czy tylko przez ową szansę aktorską? Chyba nie. Reakcje i upodobania widowni są ciągle wielką niewiadomą - może nawrót do problemów, spraw i zjawisk końca ubiegłego wieku staje się modą? Może istnieje potrzeba ucieczki od tej rzeczywistości, która nas raczy już nie dramatami, a niespodziewanymi tragediami, niespodziewanymi, choć już przecież niemal codziennymi?

Przedstawienie Teatru Współczesnego reżyserował Zygmunt Hübner oddając głos autorowi i aktorom. Starał się cieniować, cyzelować i stopniować napięcie, podkreślać męczącą i rozwlekłą "długość" zmierzchu tego dnia, w którym toczy się akcja. Intencje szlachetne, mimo to jednak przedstawienie jest nierówne, osiada szczególnie w swoich partiach końcowych. Trudno czynić zarzut reżyserowi, że nie korzystał ze skrótów, taka widać była jego intencja - miarą słuszności wyboru jest jednak reakcja widowni. Zmęczonej widowni. Nie udało się reżyserowi zespolić całkowicie gry niewielkiego przecież, bo zaledwie pięcioosobowego zespołu, a to także szkoda.

Zofia Mrozowska gra w tym spektaklu rolę matki-narkomanki i gra wyśmienicie. Potrafiła wydobyć wiele prawdy z dramatu tej kobiety, która broni się i - ulega nałogowi, która chce zachować człowieczeństwo i - boi się życia. Zawikłaność sytuacji, gdzie są wszyscy razem, a przecież nie są ze sobą, gdzie jest dom, a nie ma zrozumienia - Mrozowska czuje, rozumie i doskonale, cienko i subtelnie podkreśla.

Jej scenicznym mężem jest Władysław Hańcza - pozornie tylko rubaszny, ironiczny, pewny siebie, a tak naprawdę skrywający swoją tragedię pod maską obojętności i zgody na to, co się dzieje wokół. Ciekawie poprowadzona roli, warta uznania i podziwu.

Młodszego syna - gruźlika gra Damian Damięcki i gra interesująco; zamknięty w sobie, szukający oparcia i poczucia bezpieczeństwa młody człowiek z wyrokiem bezwzględnego losu. Tak pokazuje to Damięcki. Starszym synem Tyrone'ów jest w tym przedstawieniu Józef Nalberczak - umiejętnie pokazujący nastroje alkoholika, ale tu w tej roli kryje się coś znacznie głębszego, co Nalberczak zagłuszył krzykiem, brutalnością, jednostronnością w potraktowaniu postaci. Podobać się mogła Barbara Sołtysik w niewielkiej, charakterystycznej roli Katarzyny - pokojówki.

Oprawę scenograficzną, podkreślającą opuszczenie starego domu, który miał być domem rodzinnym, a stał się tylko czymś w rodzaju przytułku - stworzyli Lidia Skarżyńska i Jerzy Skarżyński.

Teatr Współczesny: Eugen O'Neill: "Zmierzch długiego dnia". Przekład: Wacława Komarnicka i Krystyna Tarnowska, reżyseria: Zygmunt Hübner, scenografia: Lidia i Jerzy Skarżyńscy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji