Artykuły

Jacek Borusiński chciałby zagrać Hamleta?

- Wszyscy w Mumio uciekamy przed szufladą, ta z kolei nieustannie nas goni i non stop się zamyka. Chce nas zamknąć raz na zawsze, by wszyscy mieli spokój. Mam jednak nadzieję, że ta rola [Bazyla w filmie w "To nie tak jak myślisz..."] coś raczej otworzy niż zamknie. I chyba na siłę nie będę teraz uciekać od emploi, które się sprawdza - mówi JACEK BORUSIŃSKI, aktor, współtwórca kabaretu Mumio.

Rozmowa z Jackiem Borusińskim [na zdjęciu]:

Marcin Mońka: Kiedy po raz ostatni oglądałeś "Zezowate szczęście"?

Jacek Borusiński, aktor: Nie pamiętam, choć jest to film mi bliski. Kobiela był jednym z najwybitniejszych aktorów komediowych, mam do niego wielki szacunek. Kryła się w nim wielka tajemnica: w jego talencie zamieszkało jakby mimochodem wszystko to, z czego się śmiejemy.

Gdy zobaczyłem Cię na ekranie w "To nie tak jak myślisz..." od raz skojarzyłem postać Bazyla z rolami Kobieli. To świadome nawiązanie?

- Reżyser filmu wyraźnie wyartykułował, że komizm tej postaci będzie wynikał z przerażenia. Nie chcieliśmy sytuacji z gagami czy minami. Szybko uzgodniliśmy, że nie robimy na śmiesznie, by było śmiesznie, ale raczej na poważnie, by było śmiesznie. Stąd te wątki wiązane z Kobielą: śmieszność wynikająca z przerażenia, nieporadności, słabości. Lubię takie postaci, są miłe do grania również z tego powodu, że gdzieś mają z góry zapisaną sympatię u widza. Niektórzy widzą też moje podobieństwo fizyczne do Kobieli, że nos, że uszy.

Nad postacią Bazyla często unosi się duch improwizacji. Dostałeś podczas pracy wolną rękę?

- Mam to szczęście, że gdy ludzie zwracają się do mnie z prośbą o współpracę, to już z góry zakładają mój wkład, liczą na to, co od siebie dorzucę. I ja w takiej sytuacji czuję się najlepiej. Kiedyś Jerzy Stuhr sobie zastrzegał, że gdy dostanie scenariusz, będzie mógł dialogi przemielić po swojemu. Ja też nad wieloma dialogami się zastanawiałem i w paru miejscach udało mi się zaproponować coś swojego.

Długo zastanawiałeś się nad przyjęciem tej roli?

- Niezbyt. Ta kreacja była w zakresie środków, których lubię używać. Choć oczywiście gdy otrzymuję jakąkolwiek propozycję z tematem komedia, od razu włącza mi się światełko z napisem "ostrożnie". Nigdy nie wiadomo, co z tobą chcą zrobić.

W "To nie tak jak myślisz..." zagrałeś wspólnie z czołówką polskich aktorów.

- To cenne doświadczenie. Odczułem przyjemność grania na przykład z Janem Fryczem. Przypomina mi to trochę rozgrzewkę przed meczem tenisa stołowego, gdy zawodnicy podają sobie piłeczkę. Tak wyglądały właśnie moje próby na planie.

W swojej pracy szukam urealnienia postaci, dlatego zawieszam się, pojawiają się brudy językowe, potknięcia, zająknięcia, niewyraźne mamroty. I teraz ten mój aktorski język, metodę pracy, sprawdziłem w nowym dla mnie kontekście. Przyjemnie jest grać w tej aktorskiej ekstraklasie, a gdy jeszcze czujesz, że dajesz radę, przyjemność się zwielokrotnia.

Bałeś się długiego metrażu?

- Ludzie znają mnie z twórczości fragmentarycznej, z 25-sekundowych scen telewizyjnych, albo z nieco dłuższych scen Mumiowych. Ale to nie są postaci rozciągnięte na długi czas. Chciałem pokazać, że nie jestem jedynie specjalistą od krótkich strzałów, rozśmieszenia niemal punktowego. Jako Mumio jesteśmy poza systemem: każdego z nas zatrudniają jedynie na podstawie widzianych wcześniej dokonań. A długi metraż poznałem już wcześniej, przy "Hi Way" oraz "Raj za daleko".

Pozostaniesz dłużej przy tym emploi?

- Wszyscy w Mumio uciekamy przed szufladą, ta z kolei nieustannie nas goni i non stop się zamyka. Chce nas zamknąć raz na zawsze, by wszyscy mieli spokój. Mam jednak nadzieję, że ta rola coś raczej otworzy niż zamknie. I chyba na siłę nie będę teraz uciekać od emploi, które się sprawdza. Choć wizerunku nie zaneguję, to chętnie spróbowałbym innej rzeczywistości i zagrał np. rolę tragiczną.

Otrzymujesz wiele propozycji ról?

- Wcześniej były to głównie propozycje, które chciały wykorzystać efekt mojego krótkiego pojawienia się na ekranie. Były to np. propozycje z komedii romantycznych, by zagrać super śmiesznego kelnera, który pojawi się na minutę. Miałem propozycję od Patryka Vegi, by zagrać w 10-odcinkowym serialu. Przeczytałem scenariusz i włos mi się zjeżył, bo był niesamowity, napisany właściwie dla mnie. Jednak ze względu rodzinnych zrezygnowałem z projektu - realizacja przewidywała bowiem 100 dni zdjęciowych.

Ciągnie Cię do reżyserii?

- Oczywiście, że tak. Choć nie chciałbym być twórcą, który odcina kupony i wykorzystuje jakąś tam popularność. Pracuję sobie powoli i jeśli rzeczywiście pojawi się pomysł, do którego będę przekonany, wtedy go zrealizuję. Niestety, zauważam denerwujący rozdźwięk w polskim filmie - rozjazd na kino festiwalowe i komercyjne. Każdy robi pod jakąś koniunkturę. Nie mamy takiego kina jak w Czechach, gdzie na "Samotnych" przychodzi milion widzów, a film jednocześnie jest wielkim sukcesem artystycznym. Brak nam takiego dystansu, luzu, pewności siebie i przede wszystkim pracy nad czymś, nad czym naprawdę chcemy pracować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji