Artykuły

Śmiech nie wykorzystany

Słynny aktor, a w tym wypadku i dyrektor Narodowego Teatru Angielskiego w Londynie, Laurence (tak, tak - ten z legendarnego "Hamleta" i "Henryka V") zdecydował się przed 2 laty na ryzykowny krok i zamówił u Petera Shaffera jednoaktówkę, jako... farsowe uzupełnienie premiery Panny Julii Strindberga. Po wielu perypetiach, zmianach w scenariuszu, skreśleniach i dopiskach - nie tylko ze strony samego autora- pojawiła się na scenie "Czarna komedia". Zgodnie z opinią Oliviera "była to farsa tworzona w okolicznościach farsy.

Tytuł Czarna komedia narzucałby wrażenie, że w utworze chodzi o pewien rodzaj specyficznego skrajnego humoru obyczajowego. Oczywiście, można by czegoś takiego doszukać się w farsie Shaffera - gdzie niektóre sytuacje, w jakich znaleźli się bohaterowie sztuki - sugerują ów czarny klimat obyczajowej komedii. Są to jednak ambicje autorskie tak skromnie zaprezentowane, że tylko dobra wola krytyka byłaby zdolna wyciągnąć je (ambicje!) niemal za uszy na światło dzienne.

Natomiast "Czarna komedia" dysponuje wcale zręcznie dobranym arsenałem gagów, spięć dialogowych i sytuacyjnych - mniej lub bardziej wybrednych - co pozwala dobrym wykonawcom bawić siebie i widownię, jeśli reżyser spektaklu znajdzie tu odpowiednią ramkę rodzajową dla wtłoczenia w nią czegoś więcej, aniżeli płaskiej rewii z równie płaskimi dowcipami.

W Teatrze Kameralnym "Czarną komedię" wziął na swój warsztat reżyserski - Zygmunt Hubner. Tekst Shaffera, aczkolwiek zgrabnie skonstruowany - wionie pustką intelektualna. Stał się więc dla reżysera pretekstem do zastosowania takiego chwytu teatralnego, który by chociaż w minimalnym stopniu usprawiedliwił także ideowy wybór tej pozycji w repertuarze.

W "Czarnej komedii" dominuje jeden pomysł: rozgrywania sytuacji podczas ciemności, spowodowanej awarią elektryczną na terenie domu, gdzie toczy się kcja sztuki. Rzecz oczywiście umowna na scenie, ponieważ ciemność oznacza dla widza światło - i na odwrót.

Odkrywamy więc sylwetki ludzi oraz ich reakcje podczas błądzenia po omacku. Powstaje na naszych oczach typowa farsa sytuacyjna. Pełna niespodziewanych spięć komicznych, nie wolna od trywialności - ale prześmieszna na tle występujących osób, które się wzajemnie nie widzą - a więc demonstrują postawy wobec siebie i zdarzeń bez tzw. masek obowiązującego ugrzecznienia towarzyskiego. Utwór Shaffera przynależy do rzędu dramaturgii relaksowej. Wybuchy śmiechu na widowni dają odprężenie na czas trwania spektaklu. Potem pozostaje tylko pustka. Przyznaję, że dawno już nie rozśmieszyło mnie w takim stopniu widowisko teatralne. Nawet do granic przesytu, na skutek powtarzania pewnych dowcipów, jakie z wyraźną przesadą stosuje autor w tekście.

Mocną stroną przedstawienia są aktorzy. Właśnie wyborna gra i zróżnicowane typy karykaturalnych postaci w wykonaniu Marka Walczewskiego, Jana Nowickiego, Anny Seniuk, Haliny Kwiatkowskiej, Mirosławy Dubrawskiej, Kazimierza Fabisiaka, czy Tadeusza Wesołowskiego - pozwalają przetrwać niektóre dłużyzny spektaklu w nastroju rozbawienia.

Tym niemniej, bez sterującej ręki reżysera, bez owej klamry czystego niejako humoru "na zgrywę'' - bez absurdalnego spiętrzania sytuacji oraz jaskrawej prezentacji sylwetek ludzkich w skrótowych ujęciach - byłoby to widowisko poprawnie zabawne. Hubner znalazł dla tego bzdurnego, choć komicznego szaleństwa na scenie - metodę. Metodę parodystyczną. I dlatego osiągnął sukces dla dzieła, które nie mając dostatecznych ambicji literackich - nabiera w końcu znaczenia jakiejś pure nonsensowej farsy obyczajowej.

Spektakl składa się z dwóch części. Pierwsza z nich, jednoaktówka "Niewinne kłamstwa" - odbiega nastrojem komizmu od drugiej. Jest po prostu melodramatem domieszką czarnego humoru na temat modnych na Zachodzie wróżek, których "niewinne kłamstwa" z przeszłości i przyszłości ich klientów - kończąc się nie przewidywaną śmiercią tej co rzekomo posiadła tajemną wiedzę o losach ludzkich. W całym widowisku występują 3 osoby, ale główną bohaterką jest ta sama wróżka, spętaną własnymi kłamstwami - tragikomiczna postać, zbuntowana przeciw wymuszonej na sobie roli płatnej oszustki. Śmierć zawodowej przedstawicielki niewinnych kłamstw - urasta do miary ironicznej ceny za prawdę.

Ten utwór Shaffera graniczy już z podejrzaną nutą sentymentalnej ckliwości. Rzecz reżyserowała i grała Romana Próchnicka w towarzystwie Andrzeja Buszewicza i Adama Romanowskiego. Robili, co mogli - by wyjść zwycięsko z walki ze słabym tekstem - ale kiepska literatura w końcu wzięła górę...

W sumie: premiera "Czarnej komedii" zdaje teatralny egzamin rozrywkowy, ale pozostawia spory niedosyt intelektualny. Gdyby autor dopracował swój zabawny pomysł da końca i nie poszedł po linii najmniejszego oporu - wówczas ta komedio-farsa, nie tracąc niczego ze swych walorów relaksowych i efekciarskich - przyniosłaby więcej pożytku pod względem społeczno - wychowawczym. Szkoda, bo w obecnym wydaniu tekstu przytępiło się tu wcale dobre ostrze satyrycznego śmiechu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji