Artykuły

Zrozumieć Witkiewicza

NARESZCIE Treugutt... Zastanawiająca jest ta nonszalancja TV w stosunku do własnych tradycji. Do przyzwyczajeń widza także. Myślę czasami o popełnieniu czegoś w rodzaju studium na ten temat. Więc Treugutt: jego charakterystyczna sylwetka, sposób mówienia, "aparycja intelektualna". Wszystko to weszło jakoś w krajobraz Teatru TV.

I pewnego dnia - jak nożem uciął. Nie ma. Teraz widzimy go znowu. Czy wyjątkowo z powodu Witkiewicza? Czy też - z powrotem?

Piszę to wszystko nie tylko dlatego, że zależy mi, aby Teatr TV był komentowany. Może nie tak, jak dotychczas, może nieco inaczej. Ale mniejsza w tej chwili o sposób. Idzie o zasadę. O to, że jedną z charakterystycznych cech "Szklanej Melpomeny" może być nie tylko pokazywanie teatru, ale także uczenie rozmawiania o nim.

Powód, dla którego wspominam o Treugucie, jest także innej natury. Chcę - cóż za samobójcza śmiałość - trochę z Komentatorem popolemizować.

CZYM NIE JEST, A CZYM JEST

Powiedział nam Treugutt na wstępie emisji, czym Witkiewicz nie jest. Że to nie ten teatr z fabułą, z przenikającym całość znakiem zapytania: co będzie dalej, co z tego wynika. Że to pewnego rodzaju antyteza Rittnerowskiego "W małym domku". Ze to nie jest teatr dziewiętnastowieczny. Że to nie jest...

I tak dalej. Zapewne, zapewne... Metoda określania pewnego zjawiska przez to, czym ono nie jest bywa czasami dość płodna. Co więcej - niekiedy jest jedynie możliwa. Ale czas płynie: czterdzieści dwie premiery w ciągu sześciu lat (a tak gęsto gra się Witkiewicza we współczesnych teatrach polskich...) do czegoś zobowiązują. Między innymi do przejścia od metody definicji negatywnych do metody definicji pozytywnych.

No z tym zgoda: Witkiewicz to nie Szekspir, nie Molier, nie Ibsen, nie Bałucki, nie Rittner. Ale czym jest Witkiewicz? Co reprezentuje? Czy można ustalić pozytywnie jego orientację duchową?

Odpowiedzi na te pytania oczekiwał bardzo widz Teatru TV. Niestety od docenta Treugutta jej nie usłyszał.

MÓJ WŁASNY STOSUNEK

Szpalty "Szklanej Melpomeny" są szpaltami szczerości. Wyznaję uczciwie: nie lubię twórczości Witkiewicza. Załatwiłem się z nią chyba raz na zawsze na następującej zasadzie:

- Każdemu z nas zdarzają się stany mniej więcej chorobliwe. Wizja świata jest wtedy okropna. Zewsząd zieje nuda, bzdura, koszmar i absurd. "Ten cholerny świat" - mówimy w takich sytuacjach. Ale zły stan zdrowia mija. Szkła, przez które patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość, przecierają się. Wraca zgubiony sens, odtwarza się normalna perspektywa, upiory pierzchają przed światłem dziennym.

Czy jest jakikolwiek sens w zachłystywaniu się wizjami niesprawnie funkcjonującej świadomości? I to z artystycznego czy intelektualnego punktu widzenia? Pewnie pod bełkotliwy tekst - im bardziej jest bełkotliwy - można podkładać dowolne podteksty.

Spojrzenie, wizja, koncepcje Witkiewicza są tworem chorej świadomości.

"W MAŁYM DWORKU"

A jednak mimo tak nihilistycznego stosunku do twórczości Witkacego - poniedziałkowe przedstawienie "W małym dworku" oglądałem z wielkim zainteresowaniem.

Na jakiej zasadzie? Prawdopodobnie obudzę" tym wyznaniem oburzenie licznych "witkiewiczologów" i jeszcze liczniejszych snobów, którzy ograniczają czynność umysłową do paplania rzeczy uchodzących za aktualnie "słuszne": otóż poprzez groteskę i ogromne porcje najoczywistszego bełkotu dostrzegałem realistyczną warstwę obyczajową.

Upadek pewnej warstwy. Straszne rzeczy działy się w takich małych dworkach w początkach Drugiej Rzeczypospolitej. Wiedziano tam dobrze - nawet za dobrze, nawet w przejaskrawieniu wywołującym popłoch - co się stało w Rosji z małymi i większymi dworkami. U nas było świeżo po uchwaleniu przez Sejm bardzo radykalnej reformy rolnej; później okazało się, że nikt tak gorąco nie je, jak się gotuje i w ogóle ta nasza polska miłość do ćwierćśrodków; ale to dopiero później... Na razie, w początku lat dwudziestych, kiedy Witkiewicz pisał tę sztukę, w

małych i wielkich dworkach lodowi strachu ściskały za gardło.

I głębiej: koniec pierwszej wojny światowej, kolosalne przemiany społeczne, polityczne, ekonomiczne. Tamten świat z ziemiaństwem na wierzchołku piramidy społecznej odchodził najwyraźniej w zmierzch historii. A przecież pozostawali ludzie żywi. W ich umysłach, w ich uczuciowości musiał panować straszny zamęt. Uczucie, że się na pograniczu realności i makabry. Dawny sens egzystencji przestał obowiązywać. Zdawało się więc, że weszliśmy w sferę absurdu i półrzeczywistości. W istocie było inaczej: w miejsce jednego układu wchodzi drugi. Ale to było trudno dostrzec. Nie tylko z perspektywy małego dworku.

Wtłoczone przeto zostały losy ludzkie w schemat, który od absurdu poprzez koszmar wiódł do zbiorowego samobójstwa.

PARADA FIGUR

W tym przedstawieniu tym co najmocniejsze jest parada figur. Kapitalnie skrojonych. Z wyżej przedstawionego (zdaję sobie sprawę, że bardzo kontrowersyjnego...) punktu widzenia na "Mały dworek" - najciekawszą może kreacją była postać Dziedzica Diapanazego. Wojciech Bąk w doskonały chyba sposób oddał zupełną bezradność i dezorientację, nasycone odcieniami kretynizmu, Dziedzica. Który Sobie Już z Niczym Poradzić Nie Może.

Ciekawie też eksponował swojego Antoni Pszoniak. Dziedzic jest bezradny praktycznie. Jego krewniak, Poeta, jest bezradny intelektualnie. Coś tam się w nim kołace- jakieś resztki staroświeckich uniesień i manier, gdy dojdzie jednak do jakiejś realizacji - słyszymy już tylko pretensjonalny bełkot. I Bąk i Pszoniak dali nam pyszne karykatury przedstawicieli warstwy społecznej osuwającej się w przepaść.

Mniej typowa pod tym względem by Halina Mikołajska w roli Anastazji. Gdy jej męscy partnerzy wyraźnie nawiązywali do jakiegoś - znakomicie podpatrzonego - konkretu obyczajowego, ona... No, ale może widmu przystoi być tak ponad czasem i ponad realnością społeczną.

Nie lubię Witkiewicza, choć wielka dziś na jego pisarstwo moda i odurzające wprost zachwycenie. No cóż, Przybyszewski tez był kiedyś bożyszczem i wyrocznią, a co z niego zostało? Jeśli jednak mimo tej pryncypialnej antypatii oglądałem spektakl z zainteresowaniem, a i teraz, pisząc o nim, wspominam z przyjemnością, to chyba... coś w tym jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji