Artykuły

Martwe dusze.Teatr TV

W "Martwych duszach", telewizyjnym widowisku według arcydzieła literatury rosyjskiej, kryje się tak bogata problematyka, że trudno zdecydować się na wybór. Czy skupić się na sprawach adaptacji i inscenizacji telewizyjnej, czy może tylko grze aktorskiej? Albo po prostu wdać się w dyskusję nad pryncypiami teatru w ogóle i widowiska telewizyjnego w szczególności?

Znakomicie poradził sobie Zygmunt Hübner z adaptacją powieści Gogola. Przystosował do wymogów małego ekranu nie tekst, co, niestety, zdarza się najczęściej, lecz ideę utworu. Wielki monolog Czyczykowa podzielił na części, w których bohater - tak jak w powieści - stara się oszukać swoich rozmówców.

Na samym początku rozmówcy Czyczykowa zwracają się bezpośrednio do widza, który niejako utożsamia się z bohaterem utworu. Dopiero później widzimy samego Czyczykowa, którego już dokładniej poznajemy w następujących po sobie obrazach. Obrazy te układają się w galerię osobliwości carskiej Rosji. I nie tylko chyba Rosji. Głupców zadufanych w sobie znaleźć można wszędzie i w każdej epoce. Zawsze też, niestety, znajdzie się jakiś Czyczykow. Hübner nie bał się wymiany poglądów z widzem na ten temat, i w końcu nawet zaatakowania go ciężkim pytaniem-oskarżeniem: "A czy i we mnie nie ma jakiejś części Czyczykowa?". Bardzo interesująco rozwiązana została również sprawa odautorskiego komentarza, który tak wielką rolą odgrywa w powieści. Wypowiada go narrator na tle poruszających sie plansz z ilustracjami Ignacego Witza. Narrator, który dyskutuje zarówno z widzami jak i z bohaterem. W tej dwoistości jego roli tkwi, moim zdaniem, tajemnica zbliżenia istoty powieści Gogola do współczesnych odbiorców. Dlatego możemy utożsamiać się niekiedy z Czyczykowem. Dlatego możemy odnaleźć w jego przywarach również własne błędy.

Natomiast Hübner-inscenizator konsekwentnie tonował nieprawdopodobieństwa sytuacji powieści. W poszczególnych scenach oddał atmosferę życia w skorumpowanej carskiej Rosji w sposób wstrząsający. To były obrazy z epoki przerażające swą autentycznością. To już był niemal surrealizm, prawie jak z Mrożka, co znakomicie przygotowało widza do finału, do owych słów (cytowanych) skierowanych wprost do niego. Utwór Gogola przybrał więc oryginalną formę telewizyjną, zachowując równocześnie wszystkie walory pierwowzoru.

Nie chciałbym rozdzielać grzecznościowych cenzurek aktorom. Łomnicki stwarzał swą kreację stopniowo, pogłębiając ją w miarę rozwoju akcji. Jego wielki talent uczynił postać Czyczykowa rzeczywistą, bez względu na sytuacje, w których się znajdował. Doborowa, świetnie wybrana galeria gubernialnych postaci była zbiorowiskiem głupców, i to głupców doskonałych, bo autentycznych. Tadeusz Fijewski (Pliuszkin), Zdzisław Mrożewski (Maniłow), Mieczysław Czechowicz (Sobakiewicz) czy Zdzisław Maklakiewicz (Nozdriew) byli bardzo sugestywni. Dzięki temu do współczesnego widza przemawiał przede wszystkim mechanizm głupoty i łajdactwa. Mechanizm, który właściwie się nie zmienia. Każdy aktor podporządkował swą indywidualność ogólnej koncepcji reżysera. Przyczyniło się to do jednolitości stylistycznej przedstawienia. Mimo wszystko, to nie było przedstawienie tylko Hübnera. To było widowisko przede wszystkim na wskroś Gogola. I również Hübnera, u którego zawsze imponuje umiejętność "schowania się" za tworzywo teatralne czy telewizyjne. Owa skromność, która według niektórych jest podstawą sztuki - wielka to umiejętność. Kto wie czy nie największa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji