Artykuły

Mdłości de Sade'a

"Marat Sade" w reż. Piotra Tomaszka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku, dodatku Kultura.

Co lepsze? Rewolucja czy kopulacja? W nowym spektaklu Piotra Tomaszuka idea buntu mas zostaje przetestowana przez teatr wariatów. Sąd nad rewolucją to sąd nad człowiekiem.

Wygląda na to, że spektakl "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" Tomaszuka nie tyle był domknięciem trylogii o poszukiwaniu świętości, ile otworzył nowy tryptyk. "Marat/Sade" po "Klątwie" i "Wierszalinie" jest kolejnym studium zbiorowości u kresu, w punkcie przemiany i oczyszczenia. 0 co pyta Tomaszuk? Nie o zasadność i potrzebę rewolucji. I nie o mechanizmy każdego społeczno - politycznego przewrotu. Po raz trzeci zakłada, że nie ma Boga. Ludzie są zostawieni samym sobie i szaleją z rozpaczy.

"Marat/Sade" służy Tomaszukowi do wejścia w piekło domu wariatów. Jesteśmy w przytułku Charenton, na początku XIX wieku, szalony markiz de Sade organizuje dla gości dyrekcji spektakl teatralny z pensjonariuszami w rolach głównych. To ma być opowieść o Wielkiej Rewolucji Francuskiej. O jej pierwszym bohaterze - Maracie - i jego morderczyni Charlotcie Corday. Ale po co rewolucja w domu wariatów? Tomaszuk nie chce o niej opowiadać. Chce ją sądzić.

Lider Wierszalina sięga w spektaklu po różne konwencje, jakby markiz jako reżyser nie mógł się zdecydować na jedną tonację. Jest coś w rodzaju Grand Guignol, prawie "Opera Żebracza", wyuzdana szopka, bluźniercze misterium. Trzeba pamiętać, że nie tyle słuchamy racji bohaterów, ile oglądamy upośledzonych aktorów amatorów, sterowanych przez de Sade'a. I że on sam jest jakoś niepoczytalny, wyrafinowanie zboczony, zdekonstruowany jako człowiek. Co to za sędzia i na jakim sądzie? Czy łajdak ma prawo oceniać lepszych, czy tylko gorszych od siebie? "Maracie, co się stało z naszą rewolucją?" - śpiewa u Weissa chór wariatów. Tomaszuk odwraca to pytanie. Jego szaleńcy powinni krzyczeć: "Co się stało z nami za sprawą rewolucji?" Spektakl de Sade'a na pokazać jej konsekwencje. Szaleństwo i okrucieństwo. Zemsta i orgia. To nowe przykazania nowych czasów. Zrewoltowane masy przypominają markizowi rozlewające się na wiele ulic i kwartałów nienasycone ciało. Wielogłowego potwora. Nawet on, który wiele widział i wiele sobie wyobraził, mógł się zrzygać ze strachu. Bo de Sade zatrudnia przemoc tylko w służbie przyjemności. To Marat zrównuje absolutną przemoc z absolutną władzą. Rafał Gąsowski to najdziwniejszy de Sade, jakiego widziałem. To rześki figlarz, nieustannie drwiący ze swoich pomocników wariatów. Prowokator-egoista. Marat Karola Smacznego jest jawnie ubezwłasnowolniony przez markiza. Nie rozumie słów, które każe mu mówić de Sade. Nawet jego cierpienie i choroba, nieznośne swędzenie skóry to poza, udawanie męczennika W jednej ze scen Marat zaczyna dźwigać krzyż. Chrystus z karabinem? Jezus Gilotyny? Fałszywy rewolucyjny zbawiciel. To uzurpacja straszniejsza niż obłęd

Tomaszuk wie, że rytm szaleństwa nie pokrywa się z rytmem rewolucji. Jest co najwyżej jego koślawym echem. Co jakiś czas słychać drwiny reżysera z sadystycznej antrepryzy. W ostatnim obrazie de Sade uderza się w opatrunek na pupie i kwiczy z rozkoszy. Tomaszuk mówi, że owszem, wyrwanie się z klatki ciała i konwenansu jest wolnością, ale każdy bunt mas tę wolność odbiera. Moja wolność roztapia się w niewoli tłumu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji