Artykuły

Miasto szarego psa

"Kariera Artura Ui" w reż. Heinera Müllera z teatru Berliner Ensemble na Festiwalu "Dedykacje - Brecht" w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Gdy pies staje na dwóch łapach - ludzie przesadzają z humanistycznym optymizmem. Przywołują starą ironię Menandra: "Homo sum; humani nil a me alienum puto" - i syci są. Co, nie rozumie pies po łacinie? Powiemy po naszemu. Jestem człowiekiem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce - zwłaszcza pozycja wyprostowana. Więc dzień dobry, nowy kolego! Oto dłoń na przywitanie...

I klepią ludzie psa po ramieniu, cygarem częstują, pogaduchę wszczynają, na kawę proszą, ba, wspólne interesy proponują, bo czemu nie, skoro nowy kolega najwyraźniej swój chłop jest, humanistyczny bardzo. Nie ma co pytać, czy zna i lubi, dajmy na to, "Króla Olch" Goethego. Wiadomo, że tak. To samo z operami, nie inaczej z wielkimi bajkami świata - choćby szekspirowskimi, co mroczną naturę człowieka zgłębiają. A że bywa, iż nowy trochę nieprzyjemny jest w obejściu - mój Boże, któż nie ma ułomności! Jak to tam szło? Oko i belka w oku? Nie rzucać kamieniem? No właśnie. Miłuj bliźniego, jak siebie samego. Witaj, nowy bliźni!... I wtedy nic nie da się zrobić. Całkiem jak w wyreżyserowanej przez Heinera Müllera "Karierze Artura Ui". Gdy Ui stanie na dwóch łapach - będzie za późno na ocalenie.

Na razie nie wstaje. Jeszcze człapie na czworakach. Świat wciąż może cieszyć się życiem. Jeszcze trochę tak. Szary pies z przylizaną czarną grzywką jeszcze się nie podniósł. Węszy, dyszy z wywalonym ozorem, z gołej skóry ręki śmiesznie ludzkimi zębami wygryza pchły. Pięciopalczastą łapą drapie ciepłe pachy. Jęczy. Wysoko nad Chicago cudny głos śpiewa Schuberta - pieśń do słów "Króla Olch" Goethego. Pies podnosi tylną nogę - znaczy miasto żółtym smrodem. Ma krwawiące dziąsła. Z języka kapie czerwień. To jedno się nie zmieni.

Gdy wreszcie stanie na dwóch łapach, wciąż będzie pchał pazury do pyska, by ukoić kolebiące się zęby. Słuchając mniej bądź bardziej słodkiego łaszenia się doń gangsterów Chicago, słuchając, jak cała ta menażeria indywiduów ociekających wszelką ułomnością, obwieszonych grzeszkami, liźniętych ciemnością, jak całe to nieskore do rzucania kamieni stado bliźnich z belkami w oczach chce go mieć po swojej stronie - pluł będzie czerwienią. Ale to za chwilę. Na razie jest jeszcze na czworakach. Na razie świat jeszcze nie słyszał jego zawrotnej wersji starej ironii Menandra: Jestem psem i nic, co ludzkie, nie jest mi niesmaczne.

Nie znam doskonalszego otwarcia opowieści teatralnej. I poza Martinem Wuttke - nie znam aktora, który by w etiudzie krótkiej, rozpiętej między Schubertem a żółtym smrodem na murze, potrafił tak krystalicznie i dojmująco ustawić intonację i dotknąć sedna następnych trzech godzin opowieści. Gdy Wuttke - Arturo Ui o krwawiących dziąsłach, szary pies z przylizaną grzywką - wreszcie się podniesie - będzie jasne, potwornie jasne: arcydzieło Brechta to arcydzieło o nieuchronności. Pies staje na dwóch łapach - i jest już za późno na ocalenie. Pies zje miasto. Pies zje świat.

Spętany psimi tikami, z gardłem dźganym całą skalą zwierzęcych śpiewów - od skowytu po pisk, metodycznie, niczym matematyk wciąż gęstniejącej w nim czerni, bez zmrużenia oka rozpruje gangsterski trust kalafiorowy, pożre ciemne interesy słabych, opornym przegryzie gardła. Groteskowy, lodowaty w swych furiach, zawsze ostateczny. Bezwiednie powtórzy potworności szekspirowskiego Ryszarda III, lecz nigdy nie zdoła błagać: "Królestwo za konia!". Z miłosnych oper weźmie tylko dno - spółkowanie. A menażeria gangsterska będzie niczym menażeria bezwolnych marionetek w tanim teatrzyku. Bo tutaj, w mieście psa, który stanął na dwóch łapach, nic już nie da się zrobić. Można tylko czekać. Pokornie i nie na ocalenie.

Goryczy tej kolosalnej bezwolności nie sposób przełknąć. Müller nie ma litości dla żadnych form sentymentalizmu, gier psychologicznych, patosu cierpienia, scenicznego baroku. W jego "Karierze Artura Ui" nie spływa łza. Dlatego czerń, co puchnie na scenie prawie pustej, jest tak lepka, tak nieuchronna. I coś jeszcze - żadnych złudzeń, że to koniec. W finalnej, kolosalnej scenie, Müller streszcza dokonany los zjedzonego miasta. Uspokojenie? A skąd pewność, że to nie zapowiedź jutra? Że nie powtórzy się szary pies?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji