Artykuły

Kanclerz na odchodnym

"Odejścia" w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Co się dzieje, kiedy polityk kończy karierę? Całe życie zajmował się polityką, adorowany przez kobiety, niańczony przez matkę, dozorowany przez kochankę, obsługiwany przez nadskakujący personel, rozpieszczany przez sprzedajne media, i nagle staje wobec świata, którego tak naprawdę nie zna. Ten frapujący temat, bliski sercu każdego dobrowolnego czy przymusowego emeryta, podjął w swojej najnowszej sztuce Vaclav Havel, sam przecież były polityk i legenda opozycji, powracający tym tekstem do zawodu pisarza teatralnego po 20 latach przerwy. A że to majster dramatyczny nie byle jaki, a do tego z taką, a nie inną biografią, narobił sztuką "Odejście" niemałego apetytu. Może nawet ponad miarę tego, co w sztuce jest.

Niektórzy dostrzegli w niej przepastne głębie, inni aluzje do polityków aktywnych, jeszcze inni doznali rozczarowania. Havel bowiem napisał utwór na pozór prościutki, a jednak złożony. Niby to komedia obyczajowa, trochę groteska, a trochę wypisy z klasyków, bo mnóstwo tu aluzji do Czechowa ("Wiśniowy sad") i Szekspira ("Król Lear"). Na tym przedziwnym rusztowaniu dramaturgicznym Izabella Cywińska rozpięła posępny obraz polityki i polityków, załganych po czubki włosów i wykorzystujących władzę do zaspokajania własnych ambicji, pomnażania nielegalnych fortun i prowadzenia pasożytniczego życia. W tym świecie panują te same wilcze prawa, co w tragediach władzy Szekspira, i te same spopielałe uczucia, co w dramatach zmierzchania Czechowa. Schorowana Europa (czy tylko środkowa?) masowo produkuje zwichniętych moralnie ludzi. Jest sporo do myślenia między wierszami i ponad wierszami, i to właśnie wydobyła w swojej inscenizacji Cywińska, ukazując, co zostaje politykowi po zakończonych kadencjach: trochę portretów - bohomazów, figur pamiątkowych (przez scenę kilka razy przenoszona jest figura Gandhiego naturalnej wielkości, rzecznika świata bez przemocy, jak na ironię) i gorzka świadomość straconego czasu.

Tony narastającej rezygnacji, pokrywanej grą pozorów i próbami udowodnienia samemu sobie, że świat się nie skończył, odsłania Piotr Fronczewski, jako polityk zamieniony we frazes, ale i tak w swoim bajdurzeniu stokroć lepszy od następców, którzy cynicznie zamieniają jego rezydencję w burdel. Fronczewski odwołuje się do swoich dawniejszych ról, postaci władców, polityków, ludzi przegranych i oszukanych, dzięki czemu tekst inkrustowany cytatami literackimi wydaje się naturalnym językiem porozumienia z widzem. Szkoda, że następca kanclerza, niejaki Klein (niewydarzona rola Krzysztofa Tyńca), jest tylko żałosnym kombinatorem z operetki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji