Artykuły

Im dalej w las, tym ciekawiej

"Sen nocy letniej" w reż. Wojciecha Kościelniaka - dyplom krakowskiej PWST w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Każdy sen się kiedyś kończy. Na szczęście przebudzenie nie zawsze bywa bolesne. Bohaterowie "Snu nocy letniej" - transopery Wojciecha Kościelniaka i Leszka Możdżera po przebudzeniu, kiedy stają pod drzwiami swojego macierzystego teatru, są zwyczajnie zdezorientowani.

Nie dziwię się. Za każdym razem po obejrzeniu "Snu nocy letniej" (a widziałem bardzo wiele realizacji) też jestem lekko zdezorientowany. To taka niesamowita komedia Szekspira, która ciągle nęci nie tylko ludzi teatru, ale i choreografów, filmowców kompozytorów... "Sen nocy letniej" uwiódł również Leszka Możdżera, pianistę i kompozytora jazzowego. Całe szczęście, że zamiast smooth jazzu, który wydaje się, że idealnie korespondowałby z dusznym klimatem letniej nocy, zaproponował ostry, nieco chłodny klimat bliski jassowi i transowi.

Mnie się ten zabieg kontrapunktu spodobał, zwłaszcza w drugiej części wieczoru, kiedy Możdżer łamie przyjęte z góry założenie i wprowadza aluzyjnie klimaty ostrego rocka, a niekiedy, wręcz na prawie cytatu, rosyjskie czastuszki, piosenki z krainy łagodności czy popowy duet. Nie wszystkie te zabiegi się sprawdzają na scenie, ale im dalej w las, tym robi się muzycznie i teatralnie lepiej.

Leszek Możdżer postawił aktorom wysoko poprzeczkę wokalną, ale oni - bez wyjątku - ją przeskoczyli. Rewelacyjne są panie: Jagoda Stach (Hermia), Barbara Kurdej (Helena) i Anna Mierzwa (Hipolita, Tytania). Nie ustępują im panowie: Michał Kocurek (Lizander), Łukasz Mazurek (Puk), Radosław Elis (Demetriusz) i Krzysztof Żabka (Tezeusz).

Śpiew nie był jedynym problemem, z którym musieli sobie poradzić aktorzy. Ruch, jaki zaproponował choreograf Janusz Skubaczkowski - choć na początku wydaje się dziwaczny, jakby wyjęty z seriali o sztukach walki - w pewnym momencie zaczyna bawić, ponieważ jest ustawicznie poddawany przełamywaniu konwencji. Tylko w ten sposób można pokazać pokomplikowane relacje uczuciowe bohaterów.

Sprawny, młody, zespół Teatru Nowego wyraźnie dobrze się czuje w formule teatru Kościelniaka, w którym mieszają się języki i konwencje teatralne, w którym bardzo ważne są cudzysłów i nawias. Tylko pozazdrościć im kondycji, aby w takim tempie wytrzymać ponad dwie godziny na scenie. Chociaż nie ukrywam, że przydałoby się wziąć do ręki reżyserskie nożyczki w pierwszej części i zrezygnować z kilku zakończeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji