Artykuły

[23 V...]

23 V - W Roku Wyspiańskiego oglądamy w TV programy ukazujące nie szczytowe wprawdzie, ale za to dość rozległe i mniej znane połacie jego twórczości. Do styczniowego "Cyda" oraz widowiska-montażu Hanuszkiewicza "O Wyspiańskim" dołączył teraz z Krakowa Zygmunt Hubner z "ZYGMUNTEM AUGUSTEM". Nie tragedia to wprawdzie, w sensie klasycznym, lecz raczej sceny historyczne, w których Wyspiański ukazał dramat osobisty i polityczny ostatniego z Jagiellonów: miłość, walkę z przeciwnymi królowej gnatami i rozpacz po zgonie Barbary, którą jeno oddanie sprawom publicznym przezwyciężyć mogło...

Nie wiem, czy wszystko to - wyłożone wierszem jędrnym i czystym, ale... "wyspiańskim" i, wbrew pozorom, niełatwym (z ulubieniem rymów męskich, jednosylabowych, z nieomijaniem rymów gramatycznych), brzmiącym dziś podniośle, lecz już archaicznie - przyjęte i pojęte by zostało przez tzw. popularnego odbiorcę, do którego chce trafić Teatr TV - gdyby nie powszechna niemal znajomość legendy o zakochanym monarsze Zygmuncie, złej Bonie-trucicielce i słodkiej a nieszczęsnej Barbarze. Melodramatyczną tę historię z życia sfer koronowanych - tym smutniejszą, że za tło miała bezpotomność ostatniego z rodu i późniejsze klęski narodowe ("Ty śpisz, Zygmuncie, a twoi sąsiedzi..." etc, pisał Franciszek Karpiński) - utrwalił w świadomości polskiej Jan Matejko, przedstawiając zbolałego króla przy zwłokach żony.

Dziś - przebrzydli odbrązawiacze - wiemy, że nie wszystko w dostojnym mariażu wyglądało tak sielsko-anielsko, że ani Barbara nie była tak bardzo cacy, ani Bona tak bardzo be. Ale te "rewizjonizmy'" historyczne nie dotarły do ogółu i po prawdzie nie bardzo go chyba obchodzą - więc wersja tradycyjna odpowiadała jego przekonaniom i musiała nią przypaść do gustu. Choć na obrazie czarno-białym, była jak trzeba kolorowa, a barwę zastąpił przepych dekoracji i kostiumów. Nawet w pewnym momencie Walczewski-Zygmunt zasiadł na łożu Mikołajewskiej-Barbary jak na obrazie mistrza Jana z ulicy Floriańskiej - co było oczywiście świadomym zabiegiem reżysera i scenografa (A. Cybulskiego). W Krakowie ma się pod tym względem dobre rozeznanie i wyczucie...

Ale przedstawienie musiało się podobać także bardziej wyrobionym widzom, którzy odbierali nie tylko melodramat w rodzinie królewskiej, lecz i głębsze treści dzieła Wyspiańskiego. Hubner wyakcentował związki i zależności miedzy osobistym a publicznym, miłością a obowiązkami władzy; po równi potraktował tkliwe wyznania swego królewskiego imiennika - i jego gniewne mowy tronowe. August - i choć w utworze o kompozycji rwanej, "obrazowej" - wypadł pełnie, oglądaliśmy go z rożnych stron i w rożnych wymiarach; Barbara okazywała i miłość, i dumę (bardziej kobiecą niż królewska), i rezygnację w scenie przedśmiertnej. Tylko Bona była namalowana jedną barwą, bo przez jej upór i zawziętość nie przebijała krzta miłości do syna, lecz ciasny i pyszny egoizm. Ale za to jak świetnie tę, "jednobarwną'* wściekłą, starą Włoszkę zasrała Zofia Jaroszewska!

Te trzy żywe portrety - na tle bogatej, pięknie filmowanej scenografii - będziemy pamiętać. Lecz godni pamięci byli i inni wykonawcy, świetnie zróżnicowani i, rzecz nieczęsta, znakomicie dający sobie radę z wierszem W ogóle nikt nie celebrował języka poetyckiego - i może, w tym także tkwiła jedna z tajemnic sukcesu przedstawienia. Akcentowanie fraz i rymów dodałoby mu patosu i niezwyczajności - a to sprzeciwiałoby się zamiarowi odtworzenia treści i uczuć ludzkich i "powszednich"; tymczasem "poezja jak proza" upowszechniła miłość i dramat koronowanych ludzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji