Artykuły

Umarł król, niech kwili król

'Król umiera, czyli ceremonie" w reż. Piotra Cieplaka w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Kiedy przed laty Jerzy Grzegorzewski przygotowywał w Starym Teatrze swoją inscenizację "Dziadów", rolę Guślarza powierzył Jerzemu Treli. Podczas próby aktor zaczął mówić tekst. W pewnym momencie zamilkł. Przerwał, bo poczuł, że wywołuje duchy postaci, które niegdyś grywał na tej scenie w przedstawieniach Konrada Swinarskiego. Podobno odczuł niemal fizyczną obecność Konrada z "Wyzwolenia" i Gustawa-Konrada z "Dziadów". Doznanie było tak żywe i bolesne, że aktor poprosił o zmianę roli.

Legenda Starego Teatru. Wspomnienia wielkich przedstawień, niezapomnianych kreacji i metafizycznych przeżyć dziś konfrontowane są z buńczuczną młodością reżyserów, którzy wtargnęli na scenę przy ulicy Jagiellońskiej.

Rozpychają się, panoszą, próbują wyważać otwarte już dawno drzwi. Aktorzy, którzy pamiętają jeszcze, czym jest prawdziwy teatr, patrzą na to z boku, z dystansem i ze? smutkiem. Jednak teraz znaleźli powód, żeby znowu wyjść na scenę.

W sztuce Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie", w reżyserii Piotra Cieplaka, spojrzeli "młodym gniewnym" prosto w oczy i pokazali, że wciąż są. A to ich bycie znaczy więcej niż wszystkie podskoki i podrygi żądnych sławy "młodziaków". W spektaklu Cieplaka symbolizuje ich nowoczesny zespół baletowy.

Jednak na przekór ich mało oryginalnej szamotaninie Anna Polony pokazała, że wciąż jest pełną temperamentu aktorką, która nie straciła nic ze swojej kąśliwości. Z wrodzoną sobie lekkością wcieliła się w rolę Małgorzaty, pierwszej żony króla, tej odrzuconej, ale równocześnie tej, która racjonalnie myśli i nawet za cenę okrucieństwa stara się poprowadzić królewski ceremoniał do końca.

Siedząca na wózku inwalidzkim Anna Dymna gra drugą żonę Marię, tę piękną i wrażliwą, która kocha króla, nie zważając na nic, i chce, by każdy jego dzień był przyjemny. By go rozbawić, zaintonuje nawet swawolne piosenki, wprowadzające na scenę humor.

Jest również fantastyczna Dorota Segda, z czerwonymi szpilkami w kieszeni, która przywołuje tu swoją niegdysiejszą Albertynkę z "Operetki" Gombrowicza. Kiedyś jej nagość w tym przedstawieniu wzbudzała w Krakowie emocje. Dziś wydaje się ona niewinna, w porównaniu z tym, co można zobaczyć w teatrze. Dlatego też całkiem niewinnie schowa głowę w jej obnażonych piersiach Jerzy Trela - przerażony, trzymający się za wszelką cenę życia, pozbawiony królestwa władca dziecko.

I tu wchodzimy na kolejny poziom spektaklu Cieplaka, w którym zapominamy o konfrontacji nowego ze starym. Król Treli wie, że za chwilę umrze, dokładnie wtedy kiedy skończy się przedstawienie. Jest wobec nieuchronności śmierci bezradny. Na nic mu miłość żony ani resztki władzy królewskiej.

Zdaje sobie sprawę z tego, że w tej jedynej chwili będzie wyłącznie sam. Każde drgnienie przeoranej zmarszczkami twarzy starego aktora zwiastuje potworny strach. Strach, który będzie najintymniejszym doświadczeniem każdego z nas. Dlatego w akcie rozpaczy zwraca się do duchów tych, którzy znaleźli się już po drugiej stronie, którzy wiedzą, jak się tam dostaje i co nas tam czeka.

W tym momencie przechodzą po plecach ciarki. Emocje, które emanują się ze sceny, sięgają zenitu i wbijają widzów w fotele. Nim zdąży wybrzmieć wielki monolog Treli, na scenie pojawia się "nowe". Ceremonia umierania, tak jak w spektaklach Klaty, Zadary czy innych "młodszych zdolniejszych", przerodzi się w cyniczny pokaz mody trumiennej.

Demoniczne maski, rozłożyste kapelusze, czarne tiule i falbany, których nie powstydziłyby się słynne domy mody. Danse macabre w drodze

na parnas teatru.Wielki ironiczny finał wielkiego przedstawienia...

Niestety, reżyser nie zaufał inteligencji widzów. Postanowił dopowiedzieć wszystko do końca. Kazał znowu pojawić się na scenie Annie Polony. Wnosi ona ze sobą karton z kostiumem i peruką z przedstawienia Swinarskiego, które, wzdychając, mierzy.

Za chwilę zza kulis wychodzi Jerzy Trela, z szablą, której już nie ma siły trzymać. Jest żałosny i zmęczony. Polony bierze go za rękę, przeprowadza przez widownię, wskazując drogę w zaświaty. Z foyer bije jasny płomień światła, z którego dochodzi kwilenie niemowlęcia. Następuje wymiana pokoleń. Bolesna oczywistość, bez mgły tajemnicy, która podczas prób do "Dziadów" Grzegorzewskiego przeraziła niegdyś starego aktora.

I tu wchodzimy na kolejny poziom spektaklu Cieplaka, w którym zapominamy o konfrontacji nowego ze starym. Król Treli wie, że za chwilę umrze, dokładnie wtedy kiedy skończy się przedstawienie. Jest wobec nieuchronności śmierci bezradny. Na nic mu miłość żony ani resztki władzy królewskiej.

Zdaje sobie sprawę z tego, że w tej jedynej chwili będzie wyłącznie sam. Każde drgnienie przeoranej zmarszczkami twarzy starego aktora zwiastuje potworny strach. Strach, który będzie najintymniejszym doświadczeniem każdego z nas. Dlatego w akcie rozpaczy zwraca się do duchów tych, którzy znaleźli się już po drugiej stronie, którzy wiedzą, jak się tam dostaje i co nas tam czeka.

W tym momencie przechodzą po plecach ciarki. Emocje, które emanują się ze sceny, sięgają zenitu i wbijają widzów w fotele. Nim zdąży wybrzmieć wielki monolog Treli, na scenie pojawia się "nowe". Ceremonia umierania, tak jak w spektaklach Klaty, Zadary czy innych "młodszych zdolniejszych", przerodzi się w cyniczny pokaz mody trumiennej.

Demoniczne maski, rozłożyste kapelusze, czarne tiule i falbany, których nie powstydziłyby się słynne domy mody. Danse macabre w drodze na parnas teatru.Wielki ironiczny finał wielkiego przedstawienia...

Niestety, reżyser nie zaufał inteligencji widzów. Postanowił dopowiedzieć wszystko do końca. Kazał znowu pojawić się na scenie Annie Polony. Wnosi ona ze sobą karton z kostiumem i peruką z przedstawienia Swinarskiego, które, wzdychając, mierzy.

Za chwilę zza kulis wychodzi Jerzy Trela, z szablą, której już nie ma siły trzymać. Jest żałosny i zmęczony. Polony bierze go za rękę, przeprowadza przez widownię, wskazując drogę w zaświaty. Z foyer bije jasny płomień światła, z którego dochodzi kwilenie niemowlęcia. Następuje wymiana pokoleń. Bolesna oczywistość, bez mgły tajemnicy, która podczas prób do "Dziadów" Grzegorzewskiego przeraziła niegdyś starego aktora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji