Artykuły

Ekstrawagancka Frida K.

"Frida K." w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.

Gloria Montero jest autorką u nas nieznaną. Mieszka w Hiszpanii, choć ukształtowała się w Australii i Kanadzie. Na Małą Scenę Teatru Polskiego w Bielsku-Białej trafiła... przez Pragę, gdzie od dwóch sezonów grany jest jej monodram "Frida K." (napisany dla Allegry Fulton, kanadyjskiej aktorki, córki pisarki). Tam właśnie wypatrzono rzecz o Fridzie Kahlo, kontrowersyjnej malarce meksykańskiej, której sława urosła zwłaszcza w ostatnich latach dzięki filmowi biograficznemu z Selmą Hayek i hucznie obchodzonemu w różnych zakątkach świata stuleciu jej narodzin. W ostatnim czasie także wiele gazet i magazynów w naszym kraju poświęciło Kahlo artykuły biograficzne. Jej surrealistyczne obrazy, zwłaszcza liczne autoportrety, uzyskują astronomiczne ceny na aukcjach sztuki, a krytycy nie szczędzą pochwał, zwracając uwagę na związki Kahlo z dziełami wielu innych mistrzów europejskich. Bo w jej twórczości, a i w życiu prywatnym, wątki południowoamerykańskie zrosły się w całość z europejskimi.

Za życia jednak Kahlo pozostawała w cieniu swego sławnego męża, także malarza, Diego Rivery. Dopiero przed śmiercią doczekała się ważnych wystaw. Na scenie poznajemy ją, gdy przygotowuje się do wernisażu. To dobry pretekst do wędrówki pamięci i ułożenia serii retrospektywnych przeżyć, wyrywanych jakby z podświadomości, bez dbałości o kolejność wydarzeń. Ale ten punkt wyjścia jest słabo zaznaczony w sztuce Glorii Montero. Mam nawet podejrzenie, że nie wszyscy widzowie zdołali wychwycić ten moment. Zresztą o malarstwie i sztuce Fridy Kahlo niewiele się dowiemy. Wprawdzie na scenie stoi sztaluga, a Frida przypomni, że to Diego umocnił ją w przekonaniu, że warto malować, to jednak jej filozofii tworzenia nie zgłębimy. No, chyba że od razy zgodzimy się, iż sztuka stanowiła dla niej rodzaj ucieczki przed bólem i kalectwem, samotnością i seksualnymi problemami. Ale to trochę mało i podaje się to nam "na wiarę".

Fridę gra Katarzyna Skrzypek. Z pasją, wielką energią i głębokim przekonaniem, że ekstrawagancką malarkę współczesne feministki nie przypadkiem traktują jak bohaterkę. Ale ten feministyczny rys, który łatwo wyłowić z biografii Kahlo, jest trochę dwuznaczny.

Bielskiej aktorce udało się owo pęknięcie uwiarygodnić, skoro najsilniej wyeksponowała swoje ambiwalentne związki z mężczyznami. Z ojcem, niemieckim Żydem, za którym gotowa byłaby skoczyć w ogień albo i - dosłownie - z okna, no i przede wszystkim z Diego Riverą, jej protektorem i późniejszym mężem. Diego jest niemal cały czas obecny w jej myślach. Determinuje każdy jej krok.

To rodzaj związku toksycznego - miłość miesza się z głęboką niechęcią, zauroczenie i podziw z upokorzeniem, bo Diego zdradza żonę chętnie i często (nawet z jej młodszą siostrą). Czy dlatego Frida nie pozostaje mu dłużna? To nie jest w tym spektaklu jasne. Wydaje się, że do zdrady, także z kobietami, pcha ją poczucie niższej wartości, zaś jej źródło tkwi w tajemnicach dzieciństwa, kalectwie i przekonaniu, że establishment kulturalny czy polityczny - tak jak kiedyś jej dziecięcy rówieśnicy - pogardza nią, w najlepszym przypadku nie docenia, nie mogąc pojąć, co sławnego malarza łączyć może z kobietą, która swą chromą nogę musi skrywać pod szerokimi i długimi sukniami (one stanowią stały element scenograficzny; w interesującym finale Frida zakłada jedną z sukni i energicznie tańczy w rytm klasycznych taktów ludowej muzyki meksykańskiej). Skrzypek chętnie przekracza granice konwencjonalnego zachowania, eksponuje seksualność Fridy, jej drapieżność i skłonność do swoistego ekshibicjonizmu. Mam obawy, że to część publiczności może nawet drażnić, bo aktorka używa silnych środków wyrazu, czasem chyba nadekspresyjnych. Innym zaś razem opowieść jakby zamiera, zapada się w narracyjnej pustce, choć wspomaga spektakl skromna, lecz ciekawa scenografia. Pole gry bywa ograniczane do otwartego prostopadłościanu - rodzaju klatki, z której nie może wyrwać się niepokorna dusza i natura artystki. Skrzypek zręcznie ogrywa też ortopedyczną kulę, którą niekiedy jednak porzuca jakby na fali rewolucyjnej energii. Bo Frida jest też rewolucjonistką, osobą, która chce szczęśliwszego losu dla swej ukochanej meksykańskiej ojczyzny. Szkoda jednak, że hiszpańska autorka czegoś istotniejszego tu nie dodała, bo na przykład związek z Trockim sprowadzony został tylko do romansu, ledwie zasygnalizowanego. Pojawia się też wspomnienie romansu z Picassem. Ale i ono nie wzbogaca artystycznej biografii Kahlo. Jest tylko ciekawostką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji