Artykuły

Teatr na wysokim krześle

252. Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Słowackiego. Wiersze Bertolta Brechta czytał Krzysztof Orzechowski. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Gdy wycharczał "Ja, Bertolt Brecht!", stało się jasne, że nie można powiedzieć: Krzysztof Orzechowski, nie można dodać: czytał, nie można szepnąć: wiersze. Aktor. Tyle da się rzec. Aktor Stary na wysokim krześle z baru w dalekim mieście i nie w naszym czasie. Ciemna koszula. Papieros w palcach dygoczących na kieliszku podłej brandy. I jad. Stary Aktor, lepiej - Stara Samotność z jadem w oku. "Ja, Bertolt Brecht!". Spocona miedź? Ta gorycz zawisła w powietrzu?

Tak. Zapachniało mulistą wodą Izary i karmazynowymi burdelami, zapachniało listopadową wilgocią ulic ciemnych, dalekich, zapachniało spoconą miedzią nocnych barów artystycznej dzielnicy Schwabing w Monachium lat 1917, 1918, 1919, 1920. "Ja, Bertolt Brecht!". Kto wie, może ta gorycz, kwaśność lepka, którą ostatniej niedzieli w złotej bombonierce foyer Teatru im. Juliusza Słowackiego dało się wyczuć, gdy Stara Samotność wycharczała pierwszy takt swej godzinnej spowiedzi - była zapachem, co przybył z mitycznej knajpy "Bombonierka" w zamierzchłym Monachium, gdzie student Brecht, z jadem w głowie, jadem w oczach i jadem w gardle kamieniał, słuchając i patrząc, jak jego bóg ówczesny, Frank Wedekind, z wierszy swych, śpiewu metalicznego i nut samotnie lepi nie piękno zwiewne, ale gęste, namacalne plastry wszystkich namiętności świata?

Jego wysokość Samotność Stara, jego wysokość Stary Aktor - przez godzinę spowiadał się z wszystkich namiętności świata, które wielbił i zarazem nienawidził. Kobiety i szyderstwo z kobiecości. Sentymentalne łuny księżyca i bezlitosna kpina z łun księżyca. Troska, współczucie, delikatność - a za chwilę branie tych cudowności w nawias pogardliwy. Owszem, w spowiedzi tej, jak to w spowiedzi, był szept. Ale też tkwiło w niej wszystko, co może pomieścić ludzkie gardło. Wrzask, skowyt, pisk wysoki, rzężenie, matowy śpiew, cisza wreszcie. Cisza ciemna.

Gdy przychodziła, Stary Aktor jednym trzepnięciem palców budził swych knajpianych grajków (Halina Jarczyk, Jacek Bylica, Jacek Hołubowski, Grzegorz Piętak, Tomasz Suchowiejko) i śpiewaków (Dorota Godzic, Joanna Mastalerz, Krzysztof Jędrysek, Tomasz Wysocki, Tadeusz Zięba), by mu nucili songi z "Opery za trzy grosze". On wtedy papierosa zapalał, pił lichą brandy, mruczał. A gdy milczenie zbyt mocno dławiło gardło - kolejnym trzepnięciem palców gasił śpiew i wracał do spowiedzi, do zmieniania wierszy Brechta w ogromne, wspaniałe cielsko uczuć, którego on, Aktor Stary, był częścią każdą.

Wściekłością i spokojem, pogardą i czułością, bluźnierstwem, łzą, lękiem, bezradnością, tęsknotą, furią jadowitą i śmiechem. Mówił tak, jakby z wersów wydłubywał wnętrzności. I w gestach, tikach warg, spojrzeniach był taki, jakbyśmy mu - struchlała widownia - nie byli do niczego potrzebni. Pokazywał nam język. On, Stary Aktor, on, teatr samotny na wysokim krześle z pachnącego spoconą miedzią baru w Schwabing. Pokazał Brechta nieogarnionego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji