Artykuły

Bez fałszu o Polakach i Żydach

"Bat Yam"w reż. Yael Ronen w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu i "Tykocin" w reż. Michała Zadary w Teatrze Habima w Tel Awiwie . Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Polscy i izraelscy artyści z ramach projektu "Bat Yam - Tykocin" zapytali udanie i odważnie o sens, intencje i niebezpieczeństwa kryjące się za odgrzebywaniem historii konfliktu

Międzynarodowe projekty o "stosunkach", "dziedzictwie", "tożsamości" często się nie udają. Szeleści w nich papier, zamiast dialogu - powielanie stereotypów i klisz. Na tym tle przedsięwzięcie "Bat Yam - Tykocin'76" Teatru Współczesnego z Wrocławia, Teatru Habimah z Tel Awiwu i Instytutu im. Adama Mickiewicza wypada odświeżająco.

Dwa spektakle zrealizowane przez izraelską reżyserkę Yael Ronen (z polskimi aktorami) oraz Michała Zadarę i Pawła Demirskiego (z zespołem z Tel Avivu) nie projektują utopijnych wizji, jak powinny wyglądać stosunki polsko-żydowskie. Role ofiar i katów nie są z góry rozdane. Bycie "Żydem" czy "Polakiem" to nie jedyne cechy bohaterów.

W "Bat Yam" [na zdjęciu] Ronen rodzina ocaleńca tykocińskiego Jakuba Kozicza (Ryszard Ronczewski) wyrusza z Tel Awiwu do Polski odzyskać utracone mienie. Czego spodziewają się w Polsce? Wnuczka Na'ama (Katarzyna Bednarz) kręcąca film z wyprawy wszędzie wypatruje dowodów antysemityzmu. Jedyne, co akceptuje w Polsce, to sieć sklepów H&M (nieobecna w Izraelu) i przystojny operator Janek (Łukasz Pawłowski). Winę widzi zresztą także w swoim narodzie - nacjonalistycznym, piorącym mózgi młodzieży (np. wycieczkami do Auschwitz tuż przez powołaniem do wojska), powtarzającym wobec Palestyńczyków te same gesty nienawiści, z jakimi spotkał się w przeszłości. Jej moralizm, patos i przerost odpowiedzialności za losy narodu i świata bierze się z młodzieńczej histerii.

Wnuk Itamar (Piotr Łukaszczyk) to nastolatek emo (schludny nadwrażliwiec w czarnych, obcisłych ciuszkach) mający na koncie nieudaną próbę samobójczą - nieudaną tym bardziej, że przeoczoną przez rodzinę. Po Treblince spodziewał się "ostrych przeżyć", Warszawy nie zwiedza, bo ma depresję. Ojciec Dawid (Maciej Tomaszewski) i ciotka Nili (Ewelina Paszke-Lowitzsch), dzieci Jakuba, to emocjonalne wraki ciągnące za sobą ojca jak żywego trupa i wyrzut sumienia.

Spektakl Ronen to nie tylko dramat rodzinny z historią w tle, ale też odpowiedź na pytanie, dlaczego dopiero dziś tak intensywnie powraca się do tematu Polacy - Żydzi - Holocaust. Widać w nim, jak milczenie ocaleńców odbiło się kompleksami i lękami na pokoleniu ich dzieci oraz jaką paniką i nerwicą zaowocowało u wnuków. Każda z generacji pozostała sama ze swoim cierpieniem i niezrozumieniem, żadne nie znalazło języka, by o tym mówić.

"Bat Yam" staje się ostrą, momentami niepokojąco dowcipną opowieścią o samonienawiści przekazywanej w genach przez tych, którzy najbardziej pragnęli przeżyć.

Z kolei w "Tykocinie" Zadary i Demirskiego zamiast terapii rodzinnej znalazło się pytanie o prawdę historyczną. Ile jesteśmy w stanie dla niej poświęcić? Po co walczyć o nią w sprawach małych, mizernych? I skąd wiemy, że walczymy o tę "właściwą"? Grupa dziennikarzy i historyków odnajduje w prasie notkę o przyznaniu tytułu Sprawiedliwej wśród Narodów Świata mieszkance Tykocina. Wedle ich badań kobieta nie mogła jednak ukrywać Żydów w 1943 r., dwa lata po zamordowaniu całej ludności żydowskiej miasteczka. Wymachując legitymacjami prasowymi i dokumentami historycznymi najeżdżają Tykocin, by udaremnić uroczystość.

Ich misja w zderzeniu z szarą, senną rzeczywistością prowincji zaczyna śmieszyć. Ani z burmistrzem, ani z ambasadorem Izraela, ani z rzekomym świadkiem nie udaje im się rozmawiać o ideach. Zderzają się z pragmatyzmem, obojętnością, pijaństwem, poprawnością polityczną. Gdy w końcu odbierają kobiecie tytuł Sprawiedliwej, okazuje się, że mogli się mylić. Ich bitwa o prawdę okazała się walką z wiatrakami. Po co było wracać, wyciągać, odgrzebywać?

Oba spektakle szwankują na poziomie inscenizacji - szkicowej, pobieżnej, z nadwyżką gry psychologicznej i rozwlekłych scen. Wydawało się też, że projekt z góry skazany jest na wtórność, bo po serii przedstawień o tematyce polsko-żydowskiej wywołanych m.in. dyskusją wokół książki "Strach" Jana Tomasza Grossa (spektakle "Nic, co ludzkie", "Żyd", "Ostatni Żyd w Europie") niewiele pozostaje do dodania.

Jednak na poziomie tekstu wydarzyło się coś ciekawego. Trzydziestoletni autorzy mieli odwagę sprawdzić, co kryje się pod potrzebą ciągłego powrotu do traumatycznych historii. Ich diagnozy nie są optymistyczne, ale pozbawione fałszu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji