Artykuły

W stepie szerokim

Aktorzy Teatru Horzycy i Teatru Wiczy połączyli siły z muzykami HATI i Bardziej. Założyli perkusyjny zespół, który stepuje. - Step staje się kolejnym instrumentem perkusyjnym w naszym zespole i służy jedynie do zabawy z brzmieniami i rytmami. Można to nazwać stepowaniem perkusyjnym, tańcem rytmicznym, choć również stronimy od kroków i choreografii tanecznych. Niektórzy nazywają taką twórczość tańcem synkopowanym albo stepem synkopowanym - mówi aktor Radosław Garncarek, twórca projektu TapAp w rozmowie z Gazeta Wyborczą - Toruń.

Grzegorz Giedrys: Tap.Ap to grupa nietypowa - łączy akustyczne brzmienie perkusji ze stepem. Skakanie w podbitych butach po scenie uchodzi za szczyt kiczu estradowego.

Radosław Garncarek [na zdjęciu w spektaklu "Pakujemy manatki" w Teatrze im. Horzycy]: Tak, weźmy na przykład Freda Astaire'a... I Andrzeja Rosiewicza. Racja, to tandeta, ale ten typ stepu mało nas interesuje. Za wszelką cenę staramy się tej estradowej i kabaretowej formy uniknąć. Ze stepu korzystamy w zupełnie inny, nietradycyjny sposób. Staje się kolejnym instrumentem perkusyjnym w naszym zespole i służy jedynie do zabawy z brzmieniami i rytmami. Można to nazwać stepowaniem perkusyjnym, tańcem rytmicznym, choć również stronimy od kroków i choreografii tanecznych. Niektórzy nazywają taką twórczość tańcem synkopowanym albo stepem synkopowanym. Na pewno w Polsce jesteśmy jednym z niewielu, jeśli nie jedynym, zespołem, który się tym zajmuje.

Skąd czerpiecie inspiracje?

Błażej Wdowczyk: Słuchamy się po prostu nawzajem.

Garncarek: Na próbach kierunek wyznacza ten, kto opracował rytm. Stepujący układa motyw, dopracowuje go samodzielnie, a później stara się przekazać innym.

Wdowczyk: Później do akcji włączam się ja, przygotowuję podkład muzyczny do ruchu i dodaję do niego kolorów. Wszystko - cała muzyka - idzie bezpośrednio pod step, choć mamy jeden utwór, w którym najważniejsza jest gitara Unikam grania typu: zwrotka - refren, bo to nudne. Szukam po prostu motywu, który najlepiej oddaje klimat ruchu.

Pozwalacie sobie na improwizacje?

Garncarek: Czasami tak. Improwizacja to ważny element, ale pod jednym warunkiem - musisz wiedzieć, co robisz. Dobrych efektów nie da się osiągnąć bez odpowiednich umiejętności.

Długo pracujecie nad choreografią?

Garncarek: Nie, nie. Wolałbym nie określać tego, nad czym pracujemy, mianem choreografii. Ta nazwa wydaje mi się tu nieco niestosowna. Na naszych koncertach nie znajdziesz wymachiwania rączkami i paluszkami, nie znajdziesz meloników i laseczek. Nie ma tu tańca. A praca nad poszczególnymi kawałkami zajmuje nam kilka tygodni. Na razie cały nasz materiał koncertowy pozwala nam na półgodzinny występ.

Radku, kiedy wpadłeś na pomysł, żeby zrobić coś ze stepem?

Garncarek: Nie pamiętam. Może po tym, jak w szkole aktorskiej miałem zajęcia ze stepu? Gdy znalazłem się w Toruniu, pomyślałem, że czas zacząć występować. Na początku próbowaliśmy coś wspólnie zrobić z Radkiem Smużnym, Krystianem Wieczyńskim i dziewczynami ze starego składu Teatru Wiczy, ale jakoś nie udało się nam zgrać. W tym czasie dogadałem się z Matyldą Podfilipską - aktorką z Teatru Horzycy, która tak jak ja uczyła się stepu w Łodzi. Rok temu w wakacje - po pierwszej edycji Wolnego Rynku Poetyckiego w Toruniu - na temat założenia wspólnego zespołu porozmawiałem z Błażejem Wdowczykiem. Wtedy narodził się nasz wspólny projekt.

W składzie zespołu znalazło się aż troje aktorów. Przypadek?

Garncarek: Na pewno nie. Krystian z Teatru Wiczy świetnie myśli rytmicznie. Matylda Podfilipska ma wykształcenie muzyczne. A ja? Też w sumie mam jakieś doświadczenie...

Wdowczyk: I dlatego najbardziej się kłócisz z wszystkimi o wszystko (śmiech).

Garncarek: Jest jeszcze znakomita Justyna Ziemkiewicz - studentka administracji, a także Kasia Rasiewicz-Wdowczyk, która kiedyś uczyła się baletu.

Czyli publiczność na scenie zobaczy aktorstwo?

Garncarek: Na razie nie. Nie pokazujemy spektakli teatralnych. Mamy w planach przygotowanie widowiska offowego, ale na razie trudno powiedzieć, czy w takim kierunku będzie ewoluował nasz zespół. Zastanawiamy się nad włączeniem do naszych koncertów nowych elementów, np. nietypowych perkusjonaliów. Na pewno pozostaniemy przy występach przed kameralną widownią, bo do takiej najłatwiej nam przemówić.

Skoro nie jesteście zespołem tanecznym i teatralnym, to może lepiej nazywać was grupą muzyczną?

Wdowczyk: Jestem jak najbardziej za. Niewykluczone, że w przyszłości przy motywach muzycznych i rytmicznych pojawi się tekst.

W zasadzie masz bardzo perkusyjny styl gry na gitarze.

Wdowczyk: Taką mam po prostu technikę. Takie granie do mnie najsilniej przemawia. Wychowałem się na motoryce punka i reggae i zawsze w muzyce poszukiwałem czegoś nowego, nieoczywistego i świeżego. To samo podejście mają pozostali instrumentaliści TapAp.

Jak dobraliście muzyków?

Wdowczyk: Najpierw nakłoniliśmy do współpracy Rafała Sabona Kołackiego z HATI i Jana Stępnia z mojego zespołu Bardziej. Obaj są perkusistami. Zamierzamy nadal rozszerzać instrumentarium perkusyjne.

Radku, na tobie spoczywa zadanie poprowadzenia stepujących. To trudna rola?

Garncarek: Bywa z tym naprawdę różnie. Z początku musieliśmy się sami siebie nauczyć - dziś motywy, których opanowanie przychodziło nam z trudem, wykonujemy niemal bez wysiłku. Najpierw pracowaliśmy na tematach, które pamiętałem jeszcze ze szkoły. Rozkładaliśmy je na części i montowaliśmy z nich własne układy. Później zaczęliśmy pracować nad autorskim materiałem.

Wdowczyk: Ostatnio ciekawy układ przywiozła nam Justyna z warsztatów stepowych.

Garncarek: TapAp to praca zbiorowa.

Wdowczyk: W praktyce wygląda to tak, że dużo rozmawiamy i przez to tracimy czas.

Właśnie: Kłócicie się na próbach?

Garncarek: Czasami. Mój nauczyciel powtarzał, że sztukę trzeba robić z prawdziwą pasją, nie wolno pracować na zimno. Emocje są ważne. Step to droga zabawa? Garncarek: Każde hobby jest drogie. Raz na rok musisz wydać cztery albo pięć stówek na buty i kostiumy. W butach najważniejsze są blachy. Sami je mocujemy.

Czy da się nastroić ich brzmienie?

Wdowczyk: W ograniczonym zakresie.

arncarek: Nowych brzmień lepiej szukać przez dobór podłoża. Inaczej brzmi deska, inaczej blacha. Zaczynamy właśnie eksperymenty, dzięki którym step przypomina grę na perkusji - słychać coś w rodzaju stopy i tomów.

Zadebiutowaliście na benefisie Jadwigi Oleradzkiej, dyrektor Teatru Horzycy.

Garncarek: Tak, to był krótki występ, ale dobrze przyjęty przez widownię. Później zagraliśmy na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.

Wdowczyk: I - szczerze mówiąc - akustycy dali nam nieźle popalić. Nie potrafili nas odpowiednio nagłośnić.

Garncarek: Żart polega na tym, że nie możesz sobie pozwolić na obcego akustyka. Step ogranicza nas technicznie i musimy z akustyką radzić sobie sami.

W czasie waszego ostatniego koncertu w ruinach zamku krzyżackiego zauważyłem, jak chętnie młodzi słuchacze podrywali się do ruchu. Nie uważacie, że ktoś może stwierdzić, że step to łatwa sprawa?

Garncarek: Trzeba miesięcy ćwiczeń, żeby przygotować kilka dobrych układów, które doskonale da się powtórzyć. Najprostszy krok - tzw. shuffle, który polega na uderzeniu palcami

- to bity miesiąc pracy. Po naszych występach podchodzi do nas wiele osób z pytaniem, gdzie się można tego nauczyć.

Wdowczyk: Gram już długo, ale pierwszy raz widziałem taką sytuację, że publiczność na koncercie nie może wytrzymać w jednym miejscu. Jak oglądasz step, nie pozostajesz obojętny

- zrywasz się z krzesła, wchodzisz w rytm. To naprawdę świetne doświadczenie.

Czy perkusistom łatwiej nauczyć się stepu?

Wdowczyk: Nie wiem. Jeśli chodzi o rytm, to nie miałbym z tym żadnego problemu. Niezbyt pewnie się czuję jako ktoś w rodzaju tancerza. Nie wiem też, jak wyglądałyby moje ruchy na scenie.

Step to wyrażanie żywiołowych emocji. Czy da się poprzez niego zakomunikować coś spokojniejszego, refleksyjnego, melancholijnego?

Garncarek: Nigdy tego nie próbowaliśmy z TapAp. Na zajęciach z panią Jiriną Nowakowską uczyliśmy się stepowania do różnych utworów - nawet do "When I Fall In Love" Nata Kinga Cole'a. A to przecież klasyczna miłosna piosenka. Na ogół wykonanie utworu utrzymanego w podobnym nastroju polega na wyśpiewaniu zwrotki i refrenu, a dopiero później można pozwolić sobie na układ choreograficzny. Nie czuję potrzeby, aby wyrażać ekstremalne i trudne uczucia poprzez step.

Wdowczyk: Jest też inny problem. Aby oddać dramatyczny klimat utworu, trzeba dobrze się znać i długo ze sobą grać. To najtrudniejsze emocje do przekazania publiczności. W muzyce istnieje pewna niepisana zasada: im wolniejszy jest kawałek, tym trudniej go wykonać. Technika musi stać na wysokim poziomie.

Garncarek: Na razie nasze zainteresowania koncentrują się wokół szybszych gatunków, np. mocnych wpływów flamenco.

Zastanawiacie się nad realizacją płyty?

Garncarek: Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nagranie wideo miałoby sens - tylko w ten sposób chyba moglibyśmy przekazać energię słuchaczom.

Wdowczyk: Mnie się ten pomysł podoba.

Słyszałem wasze nagrania demo. Nie miałem problemu z energią.

Garncarek: Nie zależy mi na nagraniach. To moje zdanie. Przede wszystkim przełamujemy schemat stepu jako totalnej scenicznej tandety, z publicznością staramy się komunikować poprzez ruch, natomiast my na scenie to przekaz skondensowany i pełny, którego żadne nagranie nigdy nie odda.

Jak wasze środowiska przyjęły wiadomość o powstaniu tak niespotykanego projektu?

Garncarek: Aktorom na ogół TapAp się podoba.

Wdowczyk: Moi znajomi muzycy, jak usłyszeli, że zagram do stepu, powiedzieli mi, że to strasznie lamerskie. Zmienili zdanie po koncercie w klubie eNeRDe. Gratulowali mi, gdy zobaczyli, że to projekt przede wszystkim muzyczny, który porywa widownię. W eNeRDe wystąpiliśmy na koncercie formacji hardcorowych. W pewnym momencie poważnie pomyśleliśmy: "Co my tu, do cholery, robimy? Przecież oni nas wyśmieją".

Garncarek: Sala była wypełniona po brzegi. Bisowaliśmy.

***

Kim są

Tap.Ap

Radosław Garncarek - absolwent łódzkiej szkoły teatralnej. W latach 1991-1995 członek zespołu folkowo-szantowego Jollers, aktor Teatru im. Wilama Horzycy, założyciel i siła sprawcza projektu TapAp;

Błażej Wdowczyk - muzyk i performer Teatru Wiczy, perkusista zespołów Dziurawe Futerko, Jemjajka, Polopiryna S, Chwila w Ciszy. Założyciel i lider zespołu Bardziej. Stypendysta artystyczny Torunia w dziedzinie muzyki.

Katarzyna Rasiewicz - zajmuje się tańcem od 15 lat. Specjalizuje się w tańcu współczesnym. Z wykształcenia jest filologiem angielskim. Tłumaczka.

Rafał Kołacki - członek zespołów HATI, Molok Mun i Tap.Ap, perkusista hardcorowego zespołu Stagnation Is Death. Archeolog, etnolog. Producent koncertów i festiwali.

Justyna Ziemkiewicz - studentka wydziału prawa i administracji UMK w Toruniu. Od czasów szkolnych interesowała się tańcem współczesnym. Miała również przygodę z capoeirą. Uczyła się stepowania w szkole Dance Factory w Glasgow. Uczestniczyła w warsztatach stepowania prowadzonych przez Jirinę Nowakowską.

Krystian Wieczyński - aktor Teatru Wiczy, performer, mim. W przeszłości członek zespołu Rebelion, w którym grał na instrumentach perkusyjnych. Stepuje od 2006 r.

Matylda Podfilipska - absolwentka liceum muzycznego, łódzkiej szkoły teatralnej, aktorka Teatru im. Wilama Horzycy i Teatru Wiczy. Cyklicznie uczestniczy w międzynarodowych warsztatach tańca organizowanych przez Polski Teatr Tańca w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji