Artykuły

Eryk albo obłęd

Mówi Eryk: "Świat jest obłąkany, albo ja jestem obłąkany". Nie każdy wariat jest Hamletem. Nawet nie każdy, kto udaje wariata. U Szekspira są trzej naczelni aktorowie historii: król, oprawca i błazen. Z tej trój­cy zawsze szalonym jest błazen i nigdy nie jest szalonym oprawca. "Nawet największy władca świata - pisał Montaigne o. Aleksandrze Macedońskim - usiąść może tylko na własnym zadku". Tym językiem przemawiają błazny u Szekspira. Bo trzeba być szalonym, żeby tak mówić do króla. Ale właśnie w tym szaleństwie, i tylko w tym szaleń­stwie, jest metoda.

"Eryk XIV" Strindberga rzuca mło­tem i różnymi innymi ciężkimi przedmiotami ze swojego królew­skiego balkonu. Jest chorobliwie zazdrosny, płacze i tupie nogami. Kocha dzieci i morduje arystokra­tów. Zdarza się. Strindberg pokazu­je pajdę historii w tym znaczeniu, w jakim naturaliści mówili o paj­dzie życia. Strindberga fascynowa­ły krwawe jatki w szasnastowiecznej Szwecji, nienawidził mieszczan i kobiety uważał za istoty demo­niczne. Był człowiekiem nieśmia­łym i bał się widoku krwi, ale nie­raz marzył, jakby to było przyjemnie zamordować paru filistrów, albo przynajmniej porazić ich grozą. Żył w czasach zanadto spokojnych. Szesnastowiecznych władców wyobra­żał sobie w postaci dekadentów, którzy zasiedli na tronie. Jego Eryk przypomina najbardziej "mocnych ludzi" Przybyszewskiego, i to nad ranem. Dla historyka literatury ten modernistyczny Szekspir mógłby być tematem bardzo interesującego studium. Dla reżysera jest to halucynacyjny surowiec dramatyczny, z którego stworzyć można wielkie i bardzo różne w swoim wyrazie widowisko. Od wagnerowskiej ope­ry po rewolucyjne misterium.

Wachtangow pokazał w "Eryku XIV" rasputinowski, obłąkany carski dwór i tłum wściekły i głodny, który wtargnął do Zimowego Pałacu. O takim "Eryku XIV" ma­rzył zapewne i Leon Schiller. Po­chód kalek, obszarpańców, dziew­cząt z zamtuza i żebraków koń­czyłby o drugiej w nocy ten wstrzą­sający spektakl. "Eryka XIV" oczy­wiście można wystawiać. Ale trze­ba wiedzieć, po co się wystawia? Trzeba mieć reżysera albo aktorów. Teatr Polski miał tylko scenografa.

Otto Axer zaprojektował dekora­cje o rzadkiej malarskiej piękności; była w nich zieleń szmaragdów i arabeski na kolumnach; groza i widmowość; pejzaż pre-rafaelitów i motywy północnej secesji, przełożone na współczesną wrażli­wość. Była to dekoracja dla wagne­rowskiej opery. Ale wagnerowskiej opery także nie było. W tej wspa­niałej dekoracji rozegrane zostały rodzajowe sceny ponurego i bardzo nudnego historycznego dramatu.

Chwilami wydawało się, że to ja­kiś prowincjonalny zespół zaproszony został rm gościnne występy do Teatru Polskiego. Aktorzy, zwła­szcza w drugiej części, zupełnie już nie wiedzieli, co mają ze sobą zro­bić na tej ogromnej scenie. Stawali, oglądali się na siebie, milczeli; zbie­rali różne przedmioty pozostawio­ne przez swoich poprzedników. W ostatniej odsłonie reżyser wprowa­dził tłum statystów, który prze­szedł dwa razy, tam i z powrotem, po czym posadzony został w głę­bi, tyłem do widzów. To miała być właśnie owa wsitrząsająca uczta pospólstwa na weselu obłąkanego Eryka.

Trudno mieć nawet pretensje do aktorów wobec absolutnej i żałosnej nieudolności reżysera, który nie po­trafi rozwiązać najprostszych sytu­acji scenicznych, gubi fabularne wątki i do końca nie wie, jaką sztukę wystawia i dlaczego. Nie miał być "Eryk" halucynacyjną ope­rą? Dobrze. Nie miał być misterium rewolucyjnym? Dobrze. Nie miał być psychopatologicznym studium obłędu? Dobrze. Ale czym miał być? Tego nie wiem i obawiam się, że reżyser tego także nie wiedział.

Albo ja jestem obłąkany, albo obłąkany jest ten teatr, bo w koń­cu w szpitalu głupich, jak taki lo­kal nazywał Krasicki, ktoś z nas musi się znaleźć. Od roku bowiem między Teatrem Polskim i Teatrem Narodowym trwa nieustający wy­ścig, kto wystawi sztukę najdowolniej wybraną, najfałszywiej obsa­dzoną, najnieudolniej wyreżysero­waną i przede wszystkim najnudniejszą. W okresie wiosennego wy­lewu O'Neila wydawało się, że wy­ścig ten nie zostanie nigdy rozegra­ny. Po ostatniej prapremierze "Ery­ka" Teatr Polski zdecydowanie prowa­dzi o pierś Stanisława Witolda Balickiego. W tym smutnym spektaklu tylko klaka była dobrze wyreżyse­rowana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji