Artykuły

Lubelska kultura 2020

Sytuacja Lublina na tle innych miast starających się o miano Europejskiej Stolicy Kultury jest wyjątkowo zła. Z drugiej jednak strony doświadczenia minionych 19 lat gospodarki wolnorynkowej pokazują, że bez poważnego wsparcia finansowego z funduszy miejskich, wojewódzkich, ministerialnych bądź europejskich nasza kultura nie ma szans przetrwania. Nasza sytuacja jest tu istotnie gorsza od najbogatszych polskich miast nie tylko ze względu na skromniejszy budżet. W Lublinie brakuje przedsiębiorstw gotowych do sponsoringu, nieliczne bogate przedsiębiorstwa inwestują w kulturę ostrożnie lub wręcz manifestują brak zainteresowania sponsoringiem - pisze Michał Miłosz Zieliński w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Próba przewidzenia stanu lubelskiej kultury w 2020 roku przypomina wróżenie z fusów. Życie artystyczne nigdy nie było obiektem długodystansowych prognoz, do przeprowadzenia których nie mamy żadnych narzędzi analitycznych. Co gorsza, w przypadku przyszłości kultury Lublina pojawia się kilka istotnych niewiadomych, które mogą znacząco wpłynąć na przyszłość naszego miasta. Dlatego też niniejszy tekst będzie przede zbiorem wskazówek, na co należy zwrócić uwagę w najbliższych latach, tak, abyśmy w roku 2020 byli miastem, które słynie ze swojego życia artystycznego.

W mojej wizji przyszłości Lublina najpoważniejszym znakiem zapytania jest oczywiście nasze ubieganie się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. W chwili pisania tego tekstu Urząd Miasta nie ma jeszcze spójnej i przekonującej strategii działania, jest także zdecydowanie za wcześnie, żeby ocenić kroki podjęte przez naszą konkurencję (przypomnijmy, o miano ESK 2016 stara się oprócz Lublina Gdańsk, Łódź, Poznań, Szczecin i Toruń). Fakt przyznania bądź nieprzyznania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 będzie miał kluczowe znaczenie dla naszego miasta - nie tylko w roku 2016, ale i dla tego, co będzie się działo wcześniej i później. Przypomnę tutaj, że komisja oceniająca każde miasto bierze pod uwagę trzy rzeczy: życie kulturalne przed złożeniem wniosku konkursowego, program artystyczny przygotowany na prezentację Europejskiej Stolicy Kultury ale także to, co pozostanie w życiu miasta po zakończeniu roku 2016. Musimy zatem wierzyć w sukces Lublina, on bowiem najlepiej rokuje rozwojowi lubelskiej kultury. Nie znając wyników konkursu musimy niestety założyć dwa warianty: optymistyczny i pesymistyczny.

Zacznijmy od wariantu optymistycznego, czyli od przyznania Lublinowi tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. W chwili pisania tego tekstu minęło półtora roku od momentu ogłoszenia naszych starań o ten chlubny tytuł. Już dziś widać bardzo pozytywne zmiany, jakie ta decyzja wniosła do życia miasta. Nie chodzi tu tylko o lepsze finansowanie kultury, największe zmiany widać w mentalności lublinian. Jeszcze kilka lat temu uważaliśmy się za "miasto, w którym się nie da". Nie da się żyć, nie ma po co studiować, nie ma gdzie pracować i - co najważniejsze dla tego tekstu - nie da się tworzyć, działać, animować. Ten czarny wizerunek Koziego Grodu zmieniał się na moich oczach, dziś większość osób zaangażowanych w kulturę wierzy bądź chce wierzyć, że uda nam się pokonać inne miasta w wyścigu do miana Europejskiej Stolicy Kultury. O ile wśród ludzi niezwiązanych z kulturą cały czas słyszę - wyjeżdżamy, Warszawa, Kraków, Poznań, emigracja i tak dalej, o tyle wśród artystów coraz częściej pojawiają się głosy odwrotne: przyjeżdżamy, chcemy zaczepić się w Lublinie, bo to tu jest prawdziwe życie kulturalne, tu czujemy się częścią bohemy artystycznej... takiej, jak ta, o której czyta się w młodopolskich wspomnieniach i powieściach. Takie coraz częstsze deklaracje dobrze wróżą przyszłości życia kulturalnego naszego miasta, nie tylko w kontekście starań o tytuł ESK 2016. To one uzmysławiają nam, że dysponujemy potencjałem ludzkim, który jest tak naprawdę podstawowym czynnikiem kształtującym życie kulturalne. Bez środowiska twórczego i bez wyrobionej, aktywnej publiczności nawet potężne środki finansowe musiałyby ulec zmarnowaniu. I tu dochodzimy do pierwszego wniosku: jeśli chcemy być miastem liczącym się na mapie kulturalnej Polski, musimy dbać o ludzi. Część osób zaangażowanych w kreowanie wydarzeń artystycznych będzie z czasem kończyć swoją działalność, przechodzić na emerytury. Jeśli do tego weźmiemy pod uwagę nienajlepsze - delikatnie rzecz ujmując - płace w kulturze możemy być pewni, że wielu innych, które swoje doświadczenie zdobywało przy organizacji wydarzeń kulturalnych, będzie się przebranżawiać bądź też szukać swojego miejsca w bogatszych miastach. Oczywiście możliwości finansowania kultury są w Lublinie ograniczone, pozostaje zatem pytanie, jakim sposobem można zatrzymać tych już aktywnych a także jak zachęcić przyszłych animatorów i artystów do wybrania Lublina jako przestrzeni swoich działań. Jeśli nie znajdziemy rozwiązania tego problemu Lublin za kilka lat może okazać się martwy.

Zacznijmy od kwestii animatorów kultury. Jednym ze sposobów na wzmocnienie oferty kulturalnej Lublina jest "importowanie" sprawdzonych managerów spoza naszego miasta. Jest to rozwiązanie gwarantujące sukces, ale nie należy ono do rozwiązań tanich. Dobrego managera trzeba "podkupić" oferując mu sensowne zarobki i pokaźne środki na prowadzenie swojej działalności. Co gorsza, zostanie on w Lublinie tak długo, jak długo nikt nie przebije naszej oferty. Innym wyjściem, które wydaje mi się rozsądniejsze w długoterminowej perspektywie jest opracowanie programu aktywizującego i umożliwiającego młodym ludziom zdobycia pierwszego doświadczenia zawodowego. Opowiadam się za tą drogą nie tylko ze względu na swój względnie młody wiek. Ludzie, którzy tutaj zdobyli wykształcenie akademickie i zahaczyli się w swojej pierwszej pracy raczej zostaną na stałe w Lublinie - tutaj przecież mają znajomych, tutaj mają pracę, dla nich decyzja o opuszczeniu miasta będzie trudniejsza, niż dla tak zwanych wolnych strzelców. To oznacza, że nasze nakłady i wysiłek włożony w ich wyszkolenie będzie z czasem procentował. Dziś tylko nieliczne ośrodki kulturalne zdają sobie z tego sprawę. Dobrym przykładem jest tutaj działalność Akademii Obywatelskiej Teatru NN czy też istniejącego przy Centrum Kultury Inkubatora Animacji i Ośrodka Animacji Kultury. Obie jednostki, choć różnią się w swoich założeniach, stały się swoistymi szkołami managerów i animatorów kultury, którzy zdobywają w nich swoje pierwsze zawodowe szlify. Innym sposobem na zatrzymanie młodych animatorów w Lublinie jest szersze wykorzystanie staży realizowanych w ramach programu "Pierwsza Praca". Warunki przyznania stażu narzucone przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej są co prawda dalekie od idealnych (niskie zarobki, zakaz podpisywania umów w trakcie stażu) niemniej jednak już dziś część placówek kultury korzysta z takiej możliwości zdobycia taniej (darmowej?) siły roboczej. Równie często zdarza się zatrudnianie młodych ludzi na umowy, najczęściej odnawiane co miesiąc. Również ta forma pracy nie jest sprzyjająca dla zdobywania doświadczenia (brak ubezpieczenia zdrowotnego, duża niepewność co do przyszłości zatrudnienia itp.) niemniej jednak dla młodych ludzi jest to jakaś szansa na start. Pytanie tylko: co dalej? W porównaniu z przedsiębiorstwami prywatnymi placówki kulturalne są dosyć statyczne: zwolnienie pracowników, którzy nie wykazują się odpowiednią aktywnością graniczy z cudem, zatrudnianie nowych ludzi też nie jest proste - każda jednostka miejska bądź marszałkowska ma najczęściej określoną z góry i nieprzekraczalną liczbę pracowników. W tej sytuacji młodzi ludzie, nawet jeśli wykazali się dużymi zdolnościami w trakcie stażów bądź pracy na umowy czasowe, najczęściej nie mają perspektyw na dalsze zatrudnienie. To niebezpieczna sytuacja, oczekując dalszego rozwoju życia kulturalnego musimy nie tylko wykształcić, ale i zatrzymać w Lublinie nową kadrę, która w przeciągu najbliższych kilkunastu lat będzie stopniowo przejmować już istniejące projekty (np. festiwale, wydarzenia plenerowe itp.) oraz tworzyć nowe zjawiska.

Nieco inaczej wygląda sytuacja artystów. Dla nich kluczowym argumentem za zostaniem w Lublinie są nie tylko ewentualne zarobki. Ważna jest także odpowiednia przestrzeń twórcza oraz możliwość zaprezentowania swojej pracy szerszej, nie tylko lubelskiej publiczności. Z jednej strony potrzebujemy zatem dobrego programu stypendialnego, ale także sprawnego systemu promocji lokalnych artystów. Ze strony władz miasta można oczekiwać pomocy przy organizacji wystaw, spektakli czy też koncertów pozamiejscowych (w przypadku debiutujących artystów taka pomoc jest wręcz konieczna). Odpowiedzialność za promocję spoczywa także na tych, którzy organizują wydarzenia kulturalne w Lublinie. Często nawet bardzo ważne i dobre imprezy odbywające się w naszym mieście są zupełnie niezauważane przez media ogólnopolskie - zarówno te powszechne (prasa, telewizja, rozgłośnie radiowe) jak i te specjalistyczne (miesięczniki poświęcone sztuce, teatrowi czy muzyce). To niezauważanie Lublina szkodzi zarówno samym artystom jak i wizerunkowi Lublina jako potencjalnej Europejskiej Stolicy Kultury.

A propos ludzi młodych, Lublin trapi jeszcze jeden problem. Biorąc pod uwagę olbrzymią ilość studentów uczących się w naszym mieście zastanawiać może ich stosunkowo niewielka reprezentacja na imprezach kulturalnych. Standardową odpowiedzią, której udzielają przyparci do muru studenci jest brak pieniędzy na bilety. Jest to oczywista bzdura, bo choć zdarzają się wydarzenia kulturalne na których wejściówki kosztują ponad sto złotych, cena wstępu do teatru czy na koncert jest najczęściej równowartością dwóch czy trzech piw wypitych w knajpie. Z takimi wydatkami studencki portfel radzi sobie zawsze. Gdzie zatem leży pies pogrzebany? Z jednej strony do tej pory większość ludzi nie zauważa, że współczesna "kultura studencka" ogranicza się do imprez klubowych i koncertów, teatr czy sztuka młodych ludzi już w zasadzie "nie kręci". Warto to wziąć pod uwagę i lepiej promować czy wręcz dofinansować wartościowe imprezy klubowe (do Lublina dość często zawijają czołowi dj'e z Anglii, Hiszpanii czy Niemiec) i najlepsze koncerty. Jeśli chodzi natomiast o tzw. "kulturę wysoką" podstawowym problemem jest brak "mody na kulturę". Po części winni są zapewne sami organizatorzy wydarzeń kulturalnych, którzy nie potrafią odpowiednią promocją trafić do młodych ludzi. Być może problem leży też w podejściu mediów, które kulturę traktują najczęściej w sposób marginalny. Bez względu na źródło problemu trzeba go jak najszybciej rozwiązać. Pięć lat, które studenci spędzają na uczeniu się i imprezowaniu powinny być dla nich także okazją na wyrobienie sobie własnego wyczucia kultury. Ci, którzy w szkole czy na studiach nauczą się uczestniczyć w życiu artystycznym w przyszłości pozostaną wiernymi widzami. O takich odbiorców musimy powalczyć.

Kolejną kwestią warunkująca przyszłość naszego życia kulturalnego jest problem przestrzeni artystycznych. Również w tej dziedzinie widać pierwsze pozytywne zmiany - ruszył remont Teatru Starego, swoje miejsce znalazła lubelska Zachęta, duży potencjał kryje się w dawnych warsztatach Zespołu Szkół Mechanicznych (obecnie squot "TOWOT"), w najbliższych latach w końcu ma przestać straszyć Teatr W Budowie (w przyszłości Centrum Spotkań Kultur). Jeśli ruszy od dawna zapowiadany remont budynku Centrum Kultury, możemy założyć, że w przeciągu najbliższych kilku lat sytuacja przestrzeni artystycznych powinna się radykalnie poprawić. Pozostają jednak pytania: czy to wystarczy i na jak długo? Każda nowa przestrzeń działań artystycznych z czasem wytwarza własne środowisko artystyczne, zapełnia się, generuje nowy potencjał. Jeśli na poważnie myślimy o Europejskiej Stolicy Kultury 2016 nie możemy spocząć na laurach - z czasem będą potrzebne nowe przestrzenie, dlatego też warto zawczasu zacząć myśleć o kolejnych miejscach oraz środkach finansowych na ich remonty, przebudowy czy też dostosowania do potrzeb konkretnych działań artystycznych. Nawet w ścisłym centrum miasta można znaleźć niewykorzystane miejsca doskonale nadające się na ośrodki kulturalne (choćby hale produkcyjne Cukrowni Lublin, czy też stara słodownia przy ulicy Misjonarskiej). Tylko od władz miasta będzie zależało, czy powstanie w nich kolejny hotel lub galeria handlowa (co oznacza poważne wpływy do budżetu Lublina), czy też znajdą się pieniądze na utworzenie mniej lub bardziej komercyjnych placówek kultury. Znając realia naszego budżetu trudno jest mi być optymistą... mimo wszystko mam nadzieję, że Lublin nie osiądzie na laurach a przestrzeni kultury będzie przybywać zgodnie z zapotrzebowaniami artystów i publiczności.

Nowe przestrzenie twórcze to tylko część problemu. Warto również zwrócić uwagę na właściwe wykorzystanie tego, czym dysponujemy w dniu dzisiejszym. O ile część jednostek działa na tyle prężnie, że boryka się z brakiem miejsca na realizację przygotowanego programu, o tyle inne ledwie żyją... bądź też umarły już dawno temu. Dom Kultury Kolejarza zniknął z lubelskiej mapy kulturalnej a - pomimo nienajlepszej lokalizacji - jego sale kryją w sobie spory potencjał. Podobne zastrzeżenia można mieć do Akademickiego Centrum Kultury "Chatka Żaka", które dysponuje niezłą salą teatralno-kinową, praktycznie niewykorzystywaną przestrzenią po dawnym Art-Bis Clubie i olbrzymim zapleczem socjalnym. To miejsce powinno być jedną z najpotężniejszych instytucji kulturalnych Lublina - miasta, w którym uczy się przeszło 100 tysięcy studentów. Tu powinni szkolić się przyszli managerowie kultury, tutaj pierwsze kroki artystyczne powinni stawiać studenci. Tak niestety nie jest, "Chatka Żaka" jest równie martwa, co kultura studencka w Lublinie. A szkoda, bo kilka naprawdę dobrych propozycji programowych (Międzynarodowe Dni Filmu Dokumentalnego "Rozstaje Europy", Studencki Ogólnopolski Festiwal Teatralny "Kontestacje", Festiwal Kultury Alternatywnej "Zdaerzenia"czy też działalność kina i Dyskusyjnego Klubu Filmowego) mogłoby być trzonem znacznie bardziej rozbudowanego programu. Co gorsza, w obliczu problemów finansowych UMCS'u najbliższa przyszłość "Chatki Żaka" nie wygląda dobrze. Uważam, że UMCS i Lublin powinien powalczyć o mocniejszą pozycję tej instytucji. Wystarczy spojrzeć ilu dzisiejszych artystów i animatorów kultury zaczynało właśnie od "Chatki Żaka". Dziś, nie wykorzystując potencjału tego miejsca i pozwalając na degrengoladę kultury studenckiej, negatywnie wpływamy na przyszłość naszego miasta. Ostatnią zagadnieniem, na które chciałbym zwrócić uwagę przy okazji przestrzeni artystycznych jest problem Osiedlowych Domów Kultury. Ich działalność ogranicza się do mocno ograniczonej edukacji kulturalnej dla najmłodszych i zupełnie niszowych, często niezauważanych, wystaw lub imprez. Tak być nie musi, weźmy przykład przyzwoitej sceny Domu Kultury LSM, która mogłaby być prężnie działającą sceną teatralną i salą kinową. Niestety, przez większość czasu stoi jednak pusta i niewykorzystana. W przyszłości tego typu miejsca muszą stać się aktywne, ich działalność nie może się ograniczać do prowadzenia lekcji gry na pianinie czy też zajęć modelarskich. Aktywizacja tych miejsc wpłynie korzystnie nie tylko na życie konkretnych dzielnic ale i całego miasta.

W każdym dotychczasowym paragrafie jak bumerang wracała kwestia finansowania kultury. Aby właściwie spojrzeć na ten czynnik wpływający na życie Lublina trzeba mieć w pamięci dwie rzeczy. Z jednej strony środowiska kulturalne zdają się zapominać, że budżet nie jest z gumy a sytuacja Lublina na tle innych miast starających się o miano Europejskiej Stolicy Kultury jest wyjątkowo zła. Z drugiej jednak strony doświadczenia minionych 19 lat gospodarki wolnorynkowej pokazują, że bez poważnego wsparcia finansowego z funduszy miejskich, wojewódzkich, ministerialnych bądź europejskich nasza kultura nie ma szans przetrwania. Nasza sytuacja jest tu istotnie gorsza od najbogatszych polskich miast nie tylko ze względu na skromniejszy budżet. W Lublinie brakuje przedsiębiorstw gotowych do sponsoringu, nieliczne bogate przedsiębiorstwa inwestują w kulturę ostrożnie lub wręcz manifestują brak zainteresowania sponsoringiem (z własnego doświadczenia mógłbym wymienić kilka niechlubnych przykładów). Co gorsza, kwoty pozyskiwane w ten sposób są istotnie mniejsze niż w przypadku dużych miast i wahają się najczęściej w zakresie od 2 000 do 20 000 złotych. Biorąc pod uwagę, że zainteresowanie mecenasów wzbudzają imprezy z kilkusettysięcznymi budżetami... jest to zaledwie kropla w oceanie potrzeb. Warto tutaj też zaznaczyć, że ci sami sponsorzy w zasadzie nie są zainteresowani wydarzeniami przygotowanymi dla kilkuset widzów, na wsparcie mogą liczyć imprezy masowe (festyny, koncerty) bądź też rozbudowane, kilkudniowe festiwale. Do rzadkości należy dofinansowanie pojedynczych wydarzeń czy też objęcie mecenatem całej działalności konkretnej galerii, teatru lub domu kultury. Z tej niewątpliwie trudnej sytuacji w zasadzie nie ma wyjścia. Pewnym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie doświadczonych i dobrze wyszkolonych specjalistów od marketingu i PR'u, na takie rozwiązanie mogłyby sobie pozwolić jedynie największe i najbardziej prężne instytucje (instytucjonalne teatry, Centrum Kultury w Lublinie itp.) Jednak nawet w ich przypadku pojawia się problem, którego do tej pory nie udało się przeskoczyć: dobrzy specjaliści od pozyskiwania sponsorów oczekują adekwatnych do swoich umiejętności płac oraz typowych bonusów (służbowy samochód, telefon, laptop itp.). W przypadku instytucji miejskich, w których zakresy możliwych pensji są ustalane odgórnie, przez miasto takie warunki trudno spełnić. W przypadku małych instytucji zatrudnianie wysoko wykwalifikowanego specjalisty byłoby po prostu nieoplacalne - koszta jego pracy byłyby wyższe od potencjalnych wpływów, które mógłby wygenerować. Pewnym rozwiązaniem byłoby tu wytworzenie spójnej, prężnie działającej jednostki miejskiej, która zajmowałaby się kompleksowym wspieraniem wszystkich instytucji kulturalnych. Obecnie każdy artysta czy animator kultury musi równocześnie opracować program artystyczny, przygotować kilkadziesiąt zróżnicowanych i często niezwykle skomplikowanych wniosków o dofinansowanie, znaleźć i przekonać do swojego pomysłu sponsorów i wreszcie poprowadzić pełną księgowość. Takie warunki pracy są dalekie od komfortowych, dla wielu artystów są wręcz niemożliwe do spełnienia. Jedno centrum zajmujące się wszystkimi kwestiami finansowymi (od wniosków miejskich, ministerialnych i europejskich po pozyskanie sponsorów) byłoby istotną pomocą.

Podsumowując, jeśli uda nam się rozwiązać wyżej wymienione problemy a swoim myśleniem choć trochę wyprzedzimy rozwój kultury mamy szanse nie tylko na Europejską Stolicę Kultury 2016. Przede wszystkim możemy mieć nadzieję na jeszcze bardziej żywe i aktywne kulturalnie miasto. Środowiska, które wytworzą się w najbliższych latach mogą przetrwać niejeden kryzys, zmiany w koncepcjach rozwoju miasta a nawet przegranie w wyścigu o rok 2016. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Wierzę, że to Lublin zostanie Europejską Stolicą Kultury. Jeśli tak się stanie już w roku 2016 powinniśmy być w kulturalnym raju, w którym każdy widz znajdzie coś dla siebie. Bez względu na to, czy oczekuje dobrej wystawy, koncertu, spektaklu czy imprezy klubowej.

Niestety, oprócz wizji optymistycznej jest też scenariusz czarny. Obawiam się, że w przypadku przegrania konkursu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 może dojść do regresu w życiu kulturalnym. Obecnie hasło ESK 2016 wywołało pospolite ruszenie - zarówno środowiska kulturalne jak i władze miasta zdają sobie sprawę z szansy, jaką może być dla Lublina ten tytuł. Już w 2008 roku budżet przeznaczony na działalność kulturalną był istotnie wyższy, niż w latach ubiegłych. Zgodnie z deklaracjami włodarzy miasta ten trend ma się utrzymywać również w latach następnych. Jeśli jednak nasze starania nie skończą się sukcesem jest więcej niż prawdopodobne, że względnie dobra sytuacja finansowa lubelskiej kultury ulegnie pogorszeniu. W takim wypadku władze miasta mogą podjąć decyzję o zmianie strategii miasta i przekazania części środków finansowych na inne cele (infrastruktura, edukacja itp.). W takiej sytuacji - nawet pomimo najlepszych chęci działaczy kulturalnych - życie naszego miasta ulegnie znacznemu spowolnieniu jeśli nie zatrzymaniu. Wtedy może się okazać, że w 2020 roku jeździmy nowoczesnymi autobusami po doskonale utrzymanych ulicach, każdy może znaleźć pracę w nowo powstających przedsiębiorstwach... tylko z rozrywek kulturalnych pozostanie nam piwo z przyjaciółmi lub tania komedyjka na ekranach multipleksów.

***

Michał Miłosz Zieliński - jest redaktorem naczelnym Lubelskiego Informatora Kulturalnego ZOOM

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji