Artykuły

Dla młodego widza

"Kordian" w reż. Bożeny Suchockiej w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Recenzuje Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej-Częstochowa.

Teatr im. Mickiewicza ma w swoim repertuarze "Kordiana" Juliusza Słowackiego. Spełnia swój obowiązek wobec tradycji kultury polskiej: mieć romantyka na afiszu powinno być ambicją stacjonarnej sceny

Ale obowiązki wypełniać można różnie. Częstochowa stara się, żeby jej realizacja była atrakcyjna dla odbiorcy - głównie młodego, który w Kordianie zechce zobaczyć samego siebie. Taki zamiar ogłosiła reżyser Bożena Suchocka. Podkreślając, że eliminować będzie z dramatu elementy obce świadomości młodego Polaka - traktujące o walce narodowowyzwoleńczej. I rzeczywiście, tekst Słowackiego został z tych treści mocno wyczyszczony. To znak czasu, bo tradycją wystawień romantyków w naszym kraju było eksponowanie tych treści.

Skróty są koniecznością. Zaprezentowana inscenizacja i tak trwa prawie trzy godziny, przecięta jedną przerwą. A przecież nie ma Księcia i Cara, zniknęło sporo innych wątków - choćby w pierwszym akcie z opowieści sługi Grzegorza został tylko Janek, co psom szył buty. I tak dalej, i tak dalej.

Powstała spójna treściowo całość. Jeśli w drugim akcie pojawia się motyw spisku i zamachu na cara, to zachowany raczej dla zilustrowania determinacji młodzieńca i jego wierności idei - za wszelką cenę. A także dla urody inscenizacyjnej. Bo scena spiskowa ma bardzo dobry klimat i dynamikę. Ale za chwilę zaćmiewa ją wyobrażenie przedpokojów carskich i czyhających tam na zamachowca demonów. Scenografia - do tej pory wydająca się dziwna - zaczyna mówić całą pełnią. Poszczególne segmenty tej scenografii - teraz klatki pełne demonów - zaczynają żyć własnym życiem i stają bohaterowi na drodze do spełnienia celu. To inscenizacyjny majstersztyk. Ale i wyraz znakomitego zrozumienia intencji reżysera przez scenografa Marię Kanigowską.

Z widocznym udziałem plastyka (kostium) wykreowana została postać Papieża. Przypomina mi duchownych z filmów Felliniego. Mamy tu barok i burleskę w jednym. Odtwórca - Robert Rutkowski - nadaje Papieżowi wyraźny rys komediowy. To nie jest ktoś lekceważący sprawy Polaków jako odległe od Wiecznego Miasta. To błazen zbyt zajęty doczesnością, również z jej zabronionymi urokami... Najwyższy dostojnik Kościoła ugania się za małym, psotnym ministrantem - to interpretuje się bardzo niepokojąco.

Drugą postacią zwracającą uwagę jest kloszard (w oryginale sztuki - dozorca ze sceny w Londynie). Ta zamiana postaci dramatu w kogoś zupełnie innego to bardzo dobry, uwspółcześniający pomysł. I znakomicie zrealizowany przez Adama Łoniewskiego niedawny nabytek naszej sceny.

Dobrze z trudnym zadaniem poradził sobie Kordian - Nikodem Kasprowicz. Na jego barkach spoczął wielki ciężar, ale aktor go udźwignął, sprostał mu swoim warsztatem. Zarazem jednak była to jedyna postać, przy której widz czuł niedosyt. Bo nie warsztatu trzeba, żeby być Kordianem. Trzeba jakiejś szlachetności, iskry - tej zaś zabrakło młodemu człowiekowi.

Chwaląc kolejne elementy przedstawienia, nie sposób pominąć muzyki Macieja Makowskiego. Uroczą harmonię chowa ona za rytmem. Jej niepokojący i współczesny puls towarzyszy scenicznym wydarzeniom, współtworzy dramatyzm, ekspozycja melodii zaś podkreśla liryzm.

Tego "Kordiana" naprawdę warto obejrzeć, nie tylko jako lekturę szkolną. Ale wybierając się do teatru, dobrze byłoby przypomnieć sobie tekst Słowackiego. Nie wszystkie bowiem kwestie Kordiana są dobrze słyszalne, czasem słowa gubią się w scenach dynamicznych, a sam wiersz nie zawsze jest oczywisty dla współczesnego słuchacza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji