Artykuły

Nieśmiała inscenizacja

Augusta Strindberga dzisiej­sza publiczność teatralna pamięta głównie z drama­tu "Ojciec". "Eryka XIV", historyczny dramat Strindberga widzimy u nas po raz pierwszy w przedstawieniu zre­alizowanym na scenie Teatru Pol­skiego. Sztuka ta, często grywana w całym świecie, ma swoje bogate dzieje. Nie to jednak jest najbar­dziej interesujące, i nie najbardziej interesująca jest pozycja polskiej inscenizacji "Eryka XIV" w dzie­jach tej sztuki. Warto spojrzeć na tę sztukę i tę inscenizację w oderwaniu od tradycji. Zwłaszcza że tradycja związana z samym imieniem autora także prawie niko­go już dzisiaj nie obchodzi. Strindberg, tak niegdyś popularny, jedna z kluczowych postaci literatury eu­ropejskiej ostatniego przełomu wie­ków - zgasł razem z całą tą epoką. Pisarz fascynujący swoich współ­czesnych, potomnym niewiele zosta­wił. Na porównaniu z naszym Przybyszewskim wychodzi korzystniej ale nie o wiele lepiej.

Można by powiedzieć, że zasłużył się naszym czasom pisząc "Eryka XIV" - ale jego "Eryk", a "Eryk" w naszych oczach, to w gruncie rze­czy dwie różne sztuki. Inscenizację tego dramatu w Teatrze Polskim dlatego nazywam nieśmiałą, że w zbyt małym stopniu reżyser do­strzegł i podkreślił tę zasadniczą różnicę. Strindberg w swoim "Eryku XIV" zajął się, w sposób w jego czasach gustowny i ważny, proble­mami dusz i charakterów ludzkich, złożył też ukłon historii swojej oj­czystej Szwecji, naświetlając we­dług własnego rozumienia pewien ciemny wątek jej dziejów. Nie to może nas najbardziej dotyczyć. Dla nas Strindberg miał przede wszyst­kim wspaniały pomysł, do dziś świeży i aktualny; napisał sztukę o człowieku, który walczy o wła­dzę, ma władzę - i zupełnie się do tego nie nadaje. Ten zwariowa­ny król jest kompletnym nieporozu­mieniem na tronie. Sztuka ma zało­żenie groteskowe. Pokazuje człowie­ka, który rządzi - i zupełnie nie potrafi tego robić. Jest to tak samo śmieszne, jakby ktoś z nas, lub i naszych najbliższych znajomych zo­stał nagle królem Szwecji. Erykowi wszystko rwie się w rękach. Cokol­wiek zarządzi, robi głupstwo. Ruj­nuje najlepsze zamierzenia swojego szlachetnego doradcy. Nie potrafi być ani królem wspaniałomyślnym, ani terrorystycznym - w ogóle nie potrafi być królem. "Eryk XIV" to po prostu komedia polityczna. Zyg­munt Hübner, który reżyserował to przedstawienie, był na najlepszej drodze do zrobienia mądrej współ­czesnej zabawy z politycznym mo­rałem. Obsadził w głównej roli Wieńczysława Glińskiego, aktora komediowego z wielkim doświadcieniem estradowym. Gliński poka­zał bardzo ładnie tę szaloną w sen­sie politycznym i historycznym fi­gurę - a jednocześnie tak dla nas sympatyczną i tak bliską tym wszystkim, którzy nie potrafią rzą­dzić. Król Eryk to człowiek, który zetknął się z potęgą władzy zacho­wując prostą i wzruszającą mental­ność przeciętnego obywatela. Zagadkowość i odczuwany dziś lekki bezsens żądzy władzy - które to pojęcie tak często spotykamy w li­teraturze - sprawdza się na jego przykładzie. Król z takim charakte­rem, to satysfakcja dla współczesne­go widza.

Niestety, mury Teatru Polskiego chyba jakiś urok rzucają na inscenizatorów, skoro nie wyciągają oni koniecznych konsekwencji z dobre­go posunięcia. Jeśli Gliński zagrał główną rolę - i to zagrał ją wła­śnie tak ładnie i przekonywająco współcześnie - należało poprowa­dzić w tym duchu całe przedstawie­nie. Ale do tego nie doszło. Spek­takl jest w rezultacie eklektyczny.

Gliński jest komediowy i grote­skowy. Hanna Stankówna w roli Karin, królewskiej kochanki i mat­ki dzieci króla, jest bardzo piękna i trafna w swojej koncepcji roli - ale niestety rolę ma ustawioną cał­kiem serio i poważnie, w duchu ra­czej tragicznym. Mariusz Dmochowski, który gra królewskiego doradcę, szarą eminencję dworu - jest tak­że doskonałym aktorem, ale z ko­lei wnosi na scenę jeszcze jeden nowy styl i inny temat: prezentuje w sposób historycznie uzasadniony pewne tendencje ludowej ideologii w okresie feudalizmu. Każdy przyzna, że wszystko to razem nie bardzo się składa. A przecież te trzy osoby to jeszcze nie całe przedsta­wienie. Jest jeszcze lud, panowie możnowładcy, żołnierze - wszyscy oni są w tym przedstawieniu na scenie trochę po to, by pokazać, jak to kiedyś byto naprawdę, a trochę po prostu dla widowiska, nie zaw­sze zresztą udanego i ciekawego.

Ale komediowy pomysł Hübnera w inscenizacji "Eryka XIV" i ko­mediowy Gliński w roli Eryka to jednak poważne osiągnięcie w dzie­dzinie interpretacji dramatów hi­storycznych na naszych scenach. Szkoda, że żart nie został doprowa­dzony do pełnego triumfu.

W tekście sztuki kilkakrotnie wspomina się Polskę i Polaków, z wielkim szacunkiem dla potężnego mocarstwa Jagiellonów (akcja roz­grywa się w wieku szesnastym). Wi­dzowie prostują się dumnie w krze­słach na te słowa. Przyjemnie sły­szeć, jak zagraniczny autor czuje mores wobec naszej potęgi, choć i autor i potęga zdążyły już się zde­zaktualizować. Oprócz tych akcen­tów wspomnieniowych przydałoby się w przedstawieniu więcej akcen­tów adresowanych bezpośrednio do naszej współczesności, korespondu­jących z gustem współczesnego wi­dza i jego poglądami na życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji