Artykuły

"Traviata". To nie Wrocław. Ale dlaczego nie!

Oboje wierzą, że sukces "Traviaty" będzie sukcesem lubelskiego Teatru Muzycznego i że w końcu będzie się o nim mówiło nie w kontekście awantur czy niesnasek, tylko jako o miejscu, w którym powstają spektakle wartościowe - małżeństwo śpiewaków ELŻBIETA i TOMASZ JANCZAKOWIE czekają na premierę opery.

- Będziesz studiował na wydziale wokalno-aktorskim w Łodzi - powiedział. Tak też się stało, ale nawet tata nie przewidział, że syn rozpoczynający łódzkie studia jako baryton, ukończy je we Wrocławiu jako tenor. Wrocław jest ważnym miejscem w życiu Tomasza Janczaka. Podobnie jak w życiu jego żony, Elżbiety.

Poznali się na kursie wokalnym. - Wiem, że to banalne - śmieje się Tomasz. -Ale za to w pięknych okolicznościach przyrody! - dodaje Elżbieta. - Byliśmy wtedy studentami. Historia przedziwna, bo przez cały tydzień kursu w Dusznikach ani razu się nie spotkaliśmy, jedliśmy na osobnych turach stołówkowych, spaliśmy w innych domkach. Zawsze na koncertach kończących kursy śpiewają najzdolniejsi, więc my chyba też byliśmy zdolni, bo oboje się zakwalifikowaliśmy. Pamiętam, że stałam za drzwiami podczas próby i posłyszałam, jak jakiś męski głos śpiewa pieśń Straussa. Otworzyłam po cichutku drzwi, które oczywiście zaskrzypiały i zobaczyłam wysokiego, szczupłego chłopaka. Pomyślałam: Boże, jak pięknie śpiewa. Musi być wewnętrznie fajnym człowiekiem. Ale to tylko tak mi przeszło przez myśl. Potem był pożegnalny wieczór, który przetańczyliśmy we dwoje

Tomasz Janczak: - No i tak tańczymy do tej pory. To był mój piąty rok w Łodzi, gdzie studiowałem jako baryton. Byłem pełen rozterek, że to nie mój głos. Przyszła żona namówiła mnie na zmianę pedagoga, a także uczelni. Przeniosłem się do Wrocławia, udało mi się dobrze jak na swoje możliwości zaśpiewać egzamin i zacząłem szósty rok studiów. "Przerabianie się" na tenora zajęło mi dwa lata.

Tuż po studiach Tomasz Janczak dostał propozycję pracy solisty w Teatrze Muzycznym w Łodzi, a kilka miesięcy po ślubie oboje śpiewali już we Wrocławiu: on w Operetce, ona - w Operze. - Te siedem lat to był fantastyczny czas, zupełnie inny od tego, który jest teraz, kiedy jesteśmy ciągle w rozjazdach. Wspominam to z rozrzewnieniem- mówi Elżbieta.

Tomasz Janczak do Lublina przyjechał sześć lat temu. Przez kilka sezonów śpiewali tutaj gościnnie razem z żoną w "Baronie cygańskim", "Carmen", "Strasznym dworze".

- Tak mi się spodobało miasto, ludzie i sam Teatr, że postawiłem na pracę w Lublinie. Jak do tej pory nie żałuję - mówi.

Elżbieta nie ukrywa, że przyjechała do Lublina za mężem. Niektórzy się dziwią: artystka, która śpiewała z Placido Domingo, występowała w Deutsche Oper am Rheim, nagrała płyty - śpiewa w Lublinie. Ale dla niej liczy się zespół, repertuar i realizacja - składowe udanego spektaklu. Musi być dobra orkiestra, bardzo dobry dyrygent i świetna reżyseria.

- Ściągnął nas tutaj na premierę "Barona cygańskiego" Zbigniew Czeski, wspaniały człowiek - mówi Elżbieta. - Zakochałam się w zespole natychmiast. To jest mały zespół, wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Opera Wrocławska jest przepięknym gmachem ze wspaniałym zespołem artystycznym - według mnie jednym z najlepszych w Polsce, z doprowadzoną do perfekcji logistyką. Tam odpoczywam od małych kłopotów organizacyjnych, z którymi spotykam się tutaj. Ale tutaj na tym naszym "minus jeden" są wspaniałe garderobiane, wspaniali techniczni, dziewczyny z chóru, z baletu, wszystko to razem się przenika. Taka rodzinna atmosfera od razu mi się spodobała.

Jako małżeństwo artystów wspierają się nawzajem. Przed premierą jednego drugie schodzi mu z drogi; po premierze idą na kolację z przyjaciółmi.

- Wracam do domu, nastawiam pranie i życie toczy się dalej - mówi Elżbieta. Tuż za rogiem czekają kolejne wyzwania.

We Wrocławiu mają dom z ogródkiem, zaprzyjaźnionych sąsiadów (chyba się już na nas obrazili - mówi Elżbieta), tam też mieli ukochanego psa, którego musieli oddać rodzinie w Warszawie, odkąd zaczęły się wyjazdy.

- Ceny wynajmu są w Lublinie tak wysokie, że kiedy dostaliśmy etaty, wzięliśmy kredyt i kupiliśmy mieszkanie. We Wrocławiu mamy parterowy domek, a tu mieszkamy na czwartym piętrze bez windy!- śmieje się Elżbieta.

Wrocław jest ważny dla państwa Janczaków jeszcze z jednego powodu. To tam obserwowali jak powstają superwidowiska operowe, prowadzone przez Ewę Michnik.

- Nazywają Was desantem z Wrocławia. To Was nie obraża? - pytam.

Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak: - Wręcz przeciwnie, bardzo się z tego cieszymy, bo większość życia spędziliśmy we Wrocławiu. Tym desantem jestem chyba głównie ja, bo Tomek już na stałe osiadł w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Nie tylko śpiewa, ale od kilku miesięcy jest pełnomocnikiem do spraw artystycznych i praktycznie nie wychodzi z Teatru. A ja jestem ciągle w drodze z Wrocławia do Lublina i z powrotem. Marzy mi się autostrada, którą pokonywałabym tę trasę w trzy godziny, a nie w sześć, jak teraz. Te sześć godzin to wersja dla męża; naprawdę jadę pięć (śmiech). Wrocław jest wspaniałym miastem, warto z niego czerpać wzór, bo wypromował się jako miasto kultury. My staramy się przenieść te wzorce na Lublin, który jest przepięknym miastem o wspaniałych tradycjach.

Tomasz Janczak pierwszy raz zobaczył halę Globus w lutym tego roku, kiedy śpiewał gościnnie z innym teatrem "Barona cygańskiego".

- Na gabaryty hali tamta inscenizacja była jak pudełko od zapałek przy kontenerze - mówi. - Pomyślałem o spektaklach wrocławskich. Gdyby udało się wykonać ogromną scenografię i przyciągnąć ludzi nie tylko piękną muzyką, ale też właśnie rozmachem Pierwszą osobą, z którą się podzieliłem tym szalonym pomysłem była żona. Zaraz po niej - dyrektor naczelny Krzysztof Kutarski.

- Co na to powiedziała żona?

- Powiedziałam: fantastyczny pomysł! A za chwilę: Boże, ale to nie Wrocław, jeszcze za chwilę: a dlaczego nie?

Od początku, wraz z naczelnym postanowili, że pieniądze na "Traviatę" pozyskają od sponsorów. Będzie to prezent dla miasta i dla teatru. W ich poszukiwanie osobiście zaangażowała się Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak. - Mąż zawsze mówił, że umiem wydawać pieniądze, ale okazało się, że umiem je też zdobywać. Mamy dwóch głównych sponsorów, o których będzie głośno przy okazji plakatów i programów. Sama zdobyłam setki tysięcy złotych i od razu zrezygnowałam z ewentualnej nagrody, by za te pieniądze kupiono piękne buty, czy welon dla Violetty, bo głównym celem jest, żeby "Traviata" była wspaniała i było o niej głośno w całej Polsce.

- Na co konkretnie będą przeznaczone pieniądze od sponsorów? - pytam.

- Przede wszystkim na realizatorów, kostiumy i scenografię: oświetlenie, nagłośnienie i multimedia, czyli dwa ogromne telebimy, na których będą sceny zbiorowe i kameralne - mówi Tomasz Janczak.

- A co z honorariami dla artystów - śpiewaków, pracowników teatru? - dopytuję.

Tomasz Janczak: - Nie będę ukrywał, że najdroższa jest główna gwiazda, czyli Joanna Woś.

Elżbieta Janczak: - Na warunki polskie wcale nie jest droga. Przyjęła tę propozycję, bo jest naszą koleżanką i suma, jaką jej zaproponowaliśmy, nie jest powalająca.

Tomasz Janczak: - Gaże wszystkich gościnnych solistów oraz muzyków orkiestry, których doangażujemy, będą z pieniędzy sponsorskich. Cały nasz zespół artystyczny opłacamy normalnie, czyli z pieniędzy teatru według obowiązujących stawek. Jest to przecież nasza kolejna premiera, którą w styczniu przeniesiemy na scenę. Jeśli oba spektakle dobrze się sprzedadzą, uczciwie rozdysponujemy te pieniądze wśród wszystkich ludzi teatru, którzy ciężko pracowali na sukces.

Elżbieta Janczak: - We Wrocławiu już nie pytamy pani dyrektor, czy będzie pojedyncza, czy podwójna stawka. Wiemy, że wszystko zależy od sponsorów i od wpływów z biletów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji