Artykuły

Kogut z podciętymi skrzydłami

Sean O'Casey jest pisarzem trudnym. O`Casey jest komuni­stą i głosi swoje poglądy w swoich sztukach. O'Casey jest poetą i nadaje swym utworom poetycki kształt. A więc pisarz nam najbliższy, twórca, który łączy w swych utworach nową treść z nową formą, pi­sarz, do którego należy przy­szłość. I choć jego sztuki torują sobie drogę w walce z oporami ideowymi i artystycznymi kon­serwatystów i klerykałów, to jednak mają w całym świecie coraz więcej gorących miłośni­ków, a pogląd, że Sean O'Casey jest dziś największym z żyją­cych dramaturgów, piszących po angielsku, staje się coraz powszechniejszy.

Jest jeszcze jeden powód dla którego Seanowi O`Casey nale­ży się szczególne miejsce w polskim teatrze: bliskość tema­tyki jego sztuk naszym typowo polskim sprawom. O'Casey jest pisarzem irlandzkim, związanym głęboko z problemami swego kraju, w którym wyrósł i doj­rzał, gdzie walczył o wyzwole­nia narodowe i społeczne. I choć dziś żyje, jako dobrowol­ny wygnaniec poza jego grani­cami, przecież każda jego sztu­ka wymierzona jest przeciw wyzyskowi i uciskowi klasowe­mu, przeciw ciemnocie i obsku­rantyzmowi klerykalizmu i ka­tolickiego religianctwa zielonej wyspy, jak dawniej przeciw uciskowi narodowemu, przeciw panowaniu Anglików nad Ir­landią.

Między klimatem psychicz­nym, tradycjami, a nawet hi­storią narodową, polityczną i obyczajami Irlandii i Pol­ski istnieją wielkie podobieństwa. Analizując sztu­ki O'Casey można łatwo prze­konać się nie tylko o tym lecz także o dziwnych zbież­nościach stylu artystycznego twórczości naszych krajów. Swoisty poetycki realizm auto­ra "Koguta", jego specyficzny symbolizm i posługiwanie się efektami osobliwości przypomi­na przecież chwilami do złu­dzenia utwory Szaniawskiego i nietrudno znaleźć w konwen­cji tej sztuki bliskie powiąza­nia artystyczne z "Ptakiem".

"Kogut zawinił"' jest drugą sztuką O`Casey, jaką widzimy na polskich scenach. Pierwszą był "Cień bohatera", wystawiony w roku 1955 również w reżyserii Zygmunta Hübnera. Tamta sztuka reprezentowała pierw­szy okres twórczości O`Casey, w którym dominowała tematyka narodowowyzwoleńcza (było to bowiem jeszcze przed uzyskaniem niepodległości przez Irlandię). Również jej forma była bardziej tradycyjna. Od roku 1928, od sztuki "Silyer Tassie" ("Srebrny puchar") rozpoczyna się zarówno pod wzglę­dem merytorycznym, jak i ar­tystycznym nowy okres dzia­łalności pisarza, kiedy ostrze jego dzieła skierowane jest przede wszystkim przeciw złu społecznemu: niesprawiedliwo­ści społecznej, militaryzmowi, klerykalizmowi, przesądom, za­bobonom i wstecznictwu wszel­kiej maści. Ten okres jego twórczości reprezentuje "Ko­gut" choć nie jest on najwy­bitniejszym utworem pisarza. Przyjmując więc z uznaniem inicjatywę repertuarową Tea­tru Polskiego, który przełamał zmowę milczenia wobec twór­czości O`Casey, jaka od kilku lat panuje na naszych scenach, możemy domagać się od na­szych teatrów dalszej pracy nad jego sztukami, a przede wszystkim zagrania tak świet­nych, ideowo niezwykle cen­nych dzieł, jak "Red roses for me", "The star turns red", "Purple dust", czy "Silver Tas­sie". Nie zapominajmy też o jednej z ostatnich sztuk Seana O'Casey "The Drums of Father Ned", wokół której wybuchła w roku 1958 wielka awantura, kiedy, arcybiskup Dublina za­bronił jej grania tuż przed premierą. Jak widać Sean O`Casey nie przestał być przedmiotem gwałtownych ataków swych wrogów, mi­mo że skończył już w tym roku 80 lat. Jego ciosy są bowiem groźne i bolesne i tam, gdzie rządzą klerykałowie wstęp jego sztukom jest na scenę wzbroniony.

"Kogut zawinił" jest sztuką dość typową dla późnego O`Caseya. Stanowi ona prze­dziwny stop realizmu i poezji, liryki i drwiny, ostrej obser­wacji obyczajowej i krytyki społecznej. Zadanie reżyse­ra i aktorów polegało więc w jej inscenizacji na harmonij­nym zespoleniu dwóch ele­mentów sztuki: ukazania pra­wdy o ciemnocie, zacofaniu, zabobonach i klerykalizmie irlandzkiej wsi w szponach proboszcza i jego pomocników oraz na wydobyciu metafory­cznej treści sztuki, uosobionej w poetyckiej postaci koguta, symbolizującego barwę życia, jego witalne, zdrowe siły.

W podtytule nazwał O'Ca­sey swą sztukę "tragiczną burleską", podkreślając, że trzeba z niej wydobyć oby­dwa elementy. Niestety war­szawskie przedstawienie po­szło w zasadzie tylko w jed­nym kierunku: w stronę do­słownego potraktowania tek­stu, w stronę codzienności i szarzyzny. Były co prawda chwile, w których spektakl podry­wał się w trochę wyższe re­giony (jak na przykład w bar­dzo udanej scenie procesji, czy defilady obrońców starego porządku), ale całość była zbyt ciężka, zbyt wolno grana i skutkiem tego często nużąca. A przydałoby się jej coś z poetyki "Bim-Bomu", który zastosował przecież kiedyś me­taforę o kogucie.

Dotarła do widowni antyklerykalna, społeczna treść sztuki, ale wyparowała poe­zja, co osłabiło oczywiście siłę jej artystycznego oddzia­ływania. Zabrakło jej barwy, blasku, kogucich piór, który­mi mienić się powinien cały spektakl. Zabrakło też, dobrze wykonanych songów, ludo­wych piosenek, do których O`Casey przywiązuje w tej sztuce tak wielką wagę. Po­wszedniość odebrała demaska­torskiej części sztuki jej gro­zę. Były momenty, w których czarne skrzydła sutanny zło­wrogo niszczyły żywych ludzi. Ale nie czuliśmy dostatecznie silnie atmosfery niesamowitości, zaduchu i stęchlizny mo­ralnej, w jakiej żyją bohate­rowie "Koguta", zaś niedosyt poezji i liryki nie pozwolił przemówić z pełną siłą meta­forze o kogucie, wyrywającym się z rąk swych oprawców. A przecież zakończenie sztuki jest pod tym względem bardzo wymowne: polowanie na koguta nie powiodło się. Wszystko co żywe ucieka spod władzy proboszcza, idzie w świat, aby uwolnić się spod jego tępej tyranii... I tylko biedna sparaliżowana Julia, powracająca z bezowoc­nej pielgrzymki do Lourdes zostaje we wsi, skazana na powolne umieranie wśród lu­dzi, martwych i ostygłych za życia.

Trudno mi powiedzieć, czy niepowodzenie spektaklu jest winą reżysera, czy aktorów. Pewne pomysły inscenizacyjne świadczyłyby raczej o tym, że reżyser rozumiał intencje autora, lecz aktorzy nie wykonali po większej części zadań jakie im wyznaczył. Grali ciężko, przyziemnie, w obcej utworowi konwencji artystycznej, pozbawili tekst poezji i dowcipu. Szlachetnymi wyjątkami byli: Jerzy Pichelski w roli sierżanta policji i Zygmunt Listkiewicz, jako Jednooki Larry. Zagrali swe role dowcipnie, wesoło, z krytycznym dystansem do przedstawianych postaci, nie próbowali niczego "przeżywać". Chwilami trafiał w ten ton również Stanisław Jaśkiewicz (Michał Marthraun). Powiew prawdziwej liryki i poezji wnosiła na scenę Hanna Stankówna jako Julia. Gdyby cały zespół zdobył się na taką grę, jak ci aktorzy, mielibyśmy inne przedstawienie, mielibyśmy prawdziwego O`Casey. A tak wciąż jeszcze czekać musimy na pełne odczytanie jego skomplikowanej, dziwnej poetyki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji