Artykuły

Sekrety ścieżek

250. Krakowski Salon Poezji. Listy i wiersze Zbigniewa Herberta czytali: Tomasz Międzik, Tomasz Augustynowicz i Krzysztof Orzechowski. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Jaką drogą musiało iść jego zdumienie i jego zachwyt, w jak potężnych kopcach słów wyobraźnia jego musiała ryć tunele, że niedługo, a może bardzo długo po chwili, w której pierwszy raz zobaczył Wielki Kanion Kolorado - w pamięci swej wreszcie dołożył doń obraz godny realności - zwielokrotniony obraz gotyckiej katedry- i napisał, że Wielki Kanion "jest jak sto tysięcy katedr zwróconych głową w dół"? Pomiędzy zobaczonym a napisanym - jakie prowadziły ścieżki? Wedle jakich reguł u Zbigniewa Herberta słowa skakały między realnością a metaforą?

Chwalić Boga - niedocieczone to sekrety. I nie tylko, gdy o Herberta idzie. One są niedocieczone w ogóle. Wszystko, co nam pozostaje, to zdumienie, spokojne zdumienie. Właśnie tym był ostatni Salon Poezji. Z jednej strony fragmenty listów Herberta do najbliższej rodziny, wybrane z świeżo przez Wydawnictwo Gaudium przygotowanego tomu korespondencji Herberta. Z drugiej - garść wierszy jego. W listach - monotonna szarość zdań najprostszych, przedszkolnych wręcz, zdań o mozole włóczenia się po świecie, banał płaskich komunikatów o różnych drzazgach wiecznie uwierającej codzienności, marność iście kapralskich doniesień o planach ciężkich do zrealizowania, napomknięć o byle czym, dygresji o wszystkim, o całym tym mętnym piachu dni. W wierszach - nieogarniony, powolny taniec obrazów nie do zapomnienia. Pomiędzy - niedocieczony sekret przejść wiodących od pierwszego do drugiego.

Tomasz Międzik, Tomasz Augustynowicz i Krzysztof Orzechowski - tak to odczytywali. Jakby chcieli dać odczuć przepaść. Orzechowski - był głosem listów. Międzik i Augustynowicz - byli brzmieniami tańca metafor. I nie szło o to, że fragment listu okazywał się suchą notatką czegoś konkretnego - wrażenia, zachwytu, smutku, obojętności, widoku, myśli wreszcie - co dopiero później obracało się w metaforę, w wiersz, odczytywany tuż po fragmencie listu. Nie. Taka lekcja poglądowa o łażeniu między życiem a twórczością - to by nieznośnie naiwny banał był. Co zatem się stało? Co Międzik, Augustynowicz i Orzechowski dali? Asumpt do naszego zdumienia.

Tu, w epistolografii, "kwadratowe" notki o biedowaniu w Paryżu, o planach podróży do Londynu, o kolosalnym "burdelu" Neapolu - a za chwilę cytowana wyżej "Modlitwa Pana Cogito - podróżnika" i ten jej rytm jak szmer pluszowej szaty kogoś, kto idzie bardzo wolno... "Panie/ dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny (...) - że nocą w Tarquinii leżałem na placu przy studni i spiż/ rozkołysany obwieszczał z wieży Twój gniew lub wybaczenie// a mały osioł na wyspie Korkyra śpiewał mi ze swoich/ niepojętych miechów płuc melancholię krajobrazu (...) - proszę Cię żebyś wynagrodził siwego staruszka który nie/ proszony przyniósł mi owoce ze swego ogrodu na spalonej/ słońcem ojczystej wyspie syna Laertesa// a także Miss Helen z mglistej wysepki Mull na Hybrydach/ za to że przyjęła mnie po grecku i prosiła żeby w nocy/ zostawić w oknie wychodzącym na Holly Iona/ zapaloną lampę aby światła ziemi pozdrawiały się".

Jak pieprz suche komunikaty o ojcu w szpitalu - a obok to: "Rozmyślania o ojcu", słowa, których nie da się czytać spokojnie. "Myślałem że usiądę po jego prawicy/ i rozdzielać będziemy światło od ciemności/ i sądzić naszych żywych/ - stało się inaczej// (...) w nieważnym miejscu jest cień pod kamieniem// on sam rośnie we mnie jemy nasze klęski/ wybuchamy śmiechem/ gdy mówią jak mało trzeba/ żeby się pojednać". Co jeszcze?

W listach o podróżach włoskich właściwie tylko "toporny" katalog przystanków - Neapol, Rzym, Siena, Florencja, Wenecja - i równie "topornie" nakreślony cień nostalgii. A po małej chwili ciszy - bolesny okruch "Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta". "Gdybym tam wrócił/ pewnie bym nie zastał/ ani jednego cienia z domu mego (...)// wszystko co ocalało/ to płyta kamienna/ z kredowym kołem/ stoję w środku/ na jednej nodze/ na moment przed skokiem// (...) kredowe koło rudzieje/ tak jak stara krew/ wokół rosną kopczyki/ popiołu/ do ramion/ do ust". Tyle. Nic więcej.

Tak więc - czytali listy i wiersze, a po naszej stronie narastało zdumienie na widok przepaści, na brzmienie sekretu przepaści, co się między realnością a metaforą - światem a światem napisanym - otwierała. Skąd Herbert wziął te do ust rosnące kopczyki popiołu albo miejsce, gdzie jest cień pod kamieniem? Po jakich drogach przyszedł doń obraz stu tysięcy katedr zwróconych głową w dół? A cała reszta?... Zdumienie. I żadnej nadziei na odpowiedź.

Teatr im. Juliusza Słowackiego. 250. Krakowski Salon Poezji. Listy i wiersze Zbigniewa Herberta czytali: Tomasz Międzik, Tomasz Augustynowicz i Krzysztof Orzechowski. Grali: Grzegorz Piętak na kontrabasie i Bohdan Lizoń na gitarze. Gospodarze Salonu: Anna Dymna, Anna Burzyńska i Józef Opalski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji