Artykuły

Ciało to mięso z duszą

- Oczekiwanie ode mnie gry z teatrem Jerzego Grzegorzewskiego uważam za banalne - mówi ANTONINA GRZEGORZEWSKA przed premierą własnej sztuki "Ifigenia" w warszawskim Teatrze Narodowym.

Do tej pory twoje pisanie dla teatru ograniczało się do pisania monodramów. "Ifigenia" jest pierwszym utworem dramatycznym, w którym zdecydowałaś się porzucić tę formę.

Antonina Grzegorzewska: Monolog jest głosem, który nie znosi sprzeciwu, nie daje szansy na ripostę, na przerwanie. Jest pozorną władzą nad zakneblowanym słuchaczem, zakneblowanym adresatem monologu. Złudzenie tej quasi-terrorystycznej władzy monologu, wiara w jego interwencyjną moc, prawo do neurastenii i egocentryzmu, to wszystko wydaje mi się zachwycające. Po napisaniu "Onego" otrzymałam półroczne stypendium z Ministerstwa Kultury, podczas którego zamierzałam napisać pierwszą sztukę dialogową. Nie do końca to się udało. Powstał monodram "Zapnij się, ze skrótami". Znudzona i zniechęcona, odłożyłam na jakiś czas pisanie dla teatru. Parę miesięcy później przypadkowo przeczytałam sztukę Heinera Mullera "Hamlet - maszyna". Zaproponowana przez tego autora forma, której punktem wyjściowym jest poemat; rozbita, a przy tym bardzo napięta, wstrząsnęła mną,

przywróciła odwagę w pisaniu dla teatru i wolność wobec myślenia o formie i konstrukcji utworów dramatycznych. Przekroczyłam w sobie w naturalny sposób formę monologu, był we mnie już dialog. Bo uważam, że w "Ifigenii" dialog jest żywy.

Czemu podjęłaś temat z mitologii?

- Postanowiłam odwołać się do źródeł teatru i najlepszych wzorców dramatycznych, czytając Ajschylosa, Eurypidesa i Sofoklesa. Zainteresował mnie wątek niedoszłego ślubu Ifigenii z Achillesem w "Ifigenii w Aulidzie" Eurypidesa. Wiedziałam, że muszę napisać tę historię.

"To jest tekst o klaustrofobii (...), zawężeniu możliwości między dwoma osobnikami tego samego gatunku, w wyniku okoliczności, na które nie mamy wpływu" - piszesz w manifeście otwierającym twój dramat.

- Klaustrofobia, rozumiana nie jako lęk przed ciasnotą, a raczej ciasnota jako naturalne środowisko, dotyka bohaterów mojego dramatu - Agamemnona w relacji z córką Ifigenia i z żoną Klitajmestrą, Klitajmestrę w relacji z Agamemnonem, który jest wielkim nieobecnym, Menelaosa w relacji z Heleną, a raczej z cierpieniem, jakie ona mu zadaje w chwilach własnej cielesnej rozkoszy. "Zawężenie możliwości" dotyka w szczególnie dotkliwy sposób Ifigenię: zarówno w relacji z ojcem, jak i z matką. Droga Ifigenii jest próbą wyjścia poza świat ,w którym brak, niespełnienie i tęsknota są jedynym możliwym wyrazistym doświadczeniem.

Czy jej to się udaje?

- Nie dostaje miłości, ale przez traumatycznego kosza ze strony Achillesa, skonfrontowanie się z prawdą o ojcu, który zdecydował, że za wygraną wojnę wyda córkę na śmierć, przez zamianę nijakości na intensywne doświadczenie nieszczęścia, Ifigenia zyskuje skórę nosorożca, dystans i siłę ludzi wolnych.

Wydaje mi się, że jednym z kluczy, który otwierałby Twój dramat, jest pojęcie ciała.

- Ciało i rana w ciele, ciało jako samookaleczenie, ciało jako atawizm... Ciało to mięso z duszą, ale w konfrontacji dwóch osób - ciało jest mięsem, którego zabicie przyniesie ulgę. Jest coś zdrowego w antycznym pojęciu zemsty: za wyrządzone krzywdy wbija się siekierę w kark. Zemsta przywraca równowagę w przyrodzie, jest naturalnym elementem nieszczęścia i zniewagi, jak naturalnym elementem bólu jest krzyk. W moim dramacie nie wybrzmiewa to do końca: Klitajmestrą nie zabija Agamemnona w wannie, ale zrobi to minutę później. W "Ifigenii" jest raczej mowa o tym, dlaczego Agamemnon musiał zostać zabity przez Klitajmestrę. Dramat jest dla mnie polem do dokonywania całkowicie bezkarnej zemsty, w sposób najbardziej brutalny i sadystyczny; do rozliczania porachunków, jest upustem złych instynktów równoważonych przez poczucie humoru i tonację buffo, które każą widzieć ciało niejako z innej strony, bardziej przez taniec.

W jaki sposób wpisujesz konteksty współczesne w sztafaż mitologiczny?

- Myślę, że proporcja jest odwrotna - w konteksty współczesne wpisuję elementy z mitologii. W przedstawieniu ważny jest podział na sferę sacrum i profanum w stosunku do tego, czym jest antyk. Z jednej strony profanum, czyli obyczajowość i codzienność, postać Klitajmestry - emblemat matki-histeryczki, matki-zrzędy i niespełnionej kobiety, Ifigenia słuchająca Janis Joplin, pyskująca i trzaskająca drzwiami; z drugiej - nienaruszalna sfera sacrum w osobie Artemidy czy Klitajmestrą jako heroina "Orestei". Nowoczesność jest dla mnie podstawowym motorem w tworzeniu, ale staram się widzieć ją szerzej niż jako publicystykę. Pojęcie "wojna" nie oznacza u mnie wojny w Iraku, a zostaje sprowadzone do haseł: "jęk Troi" i "wypływające oko", do przeczucia masowej śmierci, do świadomości destrukcji i cierpienia, które nie mieszczą się w głowie, a jednocześnie zawsze występują TAM, nigdy TU. Przynajmniej moje pokolenie ma takie doświadczenie. TAM to znaczy historia albo jakiś daleki rejon świata, zagrożenie nie jest bezpośrednie, dlatego wojnę widzi się niejako politycznie. Oddech okrucieństwa, rozrywanie ludzi na strzępy w zamachach, eskalacja wojennych zdarzeń - to rzeczy, które łączą współczesność i starożytność. Gra z antykiem istnieje także poprzez chór - element szalenie ważny z punktu widzenia struktury dramatu, który u mnie łączy funkcję proroczą i komentatorską z nowoczesną frazą nieobawiającą się pokoleniowych sformułowań. W artystycznych przedsięwzięciach nie znoszę dętego koturnu. Współczesność jest więc także wpisana w język dramatu.

Jak nad nim pracujesz?

- Język jest rysowaniem żelazem po szkle. Mam w sobie żywioł poetycki, z którym muszę się brutalnie rozprawiać. Szybko sprowadzam do parteru wysokie tony, poetyckie metafory i obrazy, i dzięki temu mogę sobie na nie pozwalać. Nie lubię grzecznego języka, dlatego staram się rozbijać stereotypy, utarte zbitki słowne; równocześnie próbuję utrzymać wysoki poziom kultury językowej. Kocham brutalizm, a nie znoszę wulgaryzmu.

Do "Ifigenii" przebudowałaś całą przestrzeń sceny przy Wierzbowej, rozmieściłaś w niej też rzeźby twojego autorstwa.

- Praca w przestrzeni, której wszystkie możliwości zostały już praktycznie wcześniej wykorzystane, byłaby trudna. Dzięki pomysłowi Basi Hanickiej, autorki scenografii, zyskałam ogromną swobodę. Rzeźby psów są częścią mojego dyplomu w Akademii Sztuk Pięknych. Ich obecność potęguje autorski charakter przedsięwzięcia.

Pracujesz na scenie noszącej imię twojego ojca Jerzego Grzegorzewskiego.

- Scena przy Wierzbowej jest największym spadkiem, jaki dostałam od ojca. Spadkiem jest także życzliwość dyrekcji i zespołu Teatru Narodowego. Zostałam obdarzona ogromnym kredytem zaufania.

Nie czujesz presji związanej z ciężarem nazwiska?

- Nie, czuję się wolna. Z nazwiska jestem dumna, a oczekiwanie ode mnie kontynuacji czy gry z teatrem Jerzego Grzegorzewskiego uważam za banalne i karkołomne, choćby przez fakt kompletnie innych czasów i fascynacji, które mnie kształtowały. Przyznaje jednak, że jedną z takich fascynacji był teatr ojca, a zwłaszcza jego przedstawienie "Opera za trzy grosze". Mam nadzieję, że nazwiska nie skompromituję, a jednocześnie, że nie będzie ono działało na niektóre kręgi jak płachta na byka. W moim przedstawieniu wykorzystuję cytat sytuacyjny w wykonaniu pary tych samych aktorów, którzy wystąpili w ostatnim przedstawieniu ojca - "On. Drugi powrót Odysa". To jest dwadzieścia sekund przeciągnięcia przez scenę Ifigenii, czyli Anny Gryszkówny, przez Jacka Mikołajczaka, który w obu przypadkach gra Żołnierza. Chęć wykorzystania tego obrazu powstała w czasie pisania dramatu i od samego początku była z nim integralnie związana. Zastanawiam się, czy ojciec nie zostawił mi zaszyfrowanego spadku w postaci tej sceny. Obraz przywołany w "Onym" był już wtedy sceną z "Ifigenii", Gryszkówna - Ifigenią, a Mikołajczak - żołnierzem Agamemnona... Wydaje mi się to bardzo piękne i wzruszające. Spadek ojca wypełnił się w momencią kiedy to sobie uświadomiłam, czyli dopiero ponad trzy lata po jego śmierci.

"Ifigenią" jest twoim reżyserskim debiutem.

- Jestem szczęśliwa - mówię to z głębi serca - bo czuję się bardzo spełniona dzięki tej reżyserii. Marzę o reżyserowaniu swoich sztuk w przyszłości; chciałabym, żeby prapremiera "Ifigenii" otworzyła takie drzwi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji