Dramat wladcy i człowieka
Zapowiedź wystawienia przez Teatr "Wybrzeże" na początek nowego sezonu dramatu KAROLA HUBERTA ROSTWOROWSKIEGO "KAJUS CEZAR KALIGULA" zaintrygowała teatromanów trójmiasta. Dla jednych atrakcja tkwiła w przypomnieniu utworu głośnego przed wojną dramaturga, którego twórczość ze względów nie tylko artystycznych w ostatnich czasach pomijana była głuchym, jakże dla pisarza tragicznym, milczeniem. Innych zaciekawiała możliwość ujrzenia interesującego warsztatu reżyserskiego Zygmunta Hübnera. Wreszcie ta część społeczeństwa Wybrzeża, która pamiętała, jaką sensacją stał się powrót do pracy w teatrze gdańskim Zbyszka Cybulskiego ("Kapelusz pełen deszczu"), z niecierpliwością oczekiwała na pierwszy po przerwie występ Bogumiła Kobieli.
Wybór z dość bogatego dorobku dramatycznego Karola Huberta Rostworowskiego właśnie ,,Kaliguli" nie zdziwił mnie. Cała złożoność problemu cezaryzmu zyskała w naszych czasach aktualizujące zabarwienie (chyba nie przez przypadek po ten sam temat co Rostworowski sięgnął pisarz tak czuły na współczesne problemy moralne jak Albert Camus). Prócz tego, jak zauważył w "Głosie Wybrzeża" Walerian Lachnitt, kierownika artystycznego Teatru "Wybrzeże" i zarazem reżysera sztuki Zygmunta Hübnera od dawna pasjonowało zagadnienie jednostki uwikłanej w sprzecznościach moralnych życia. Jako dowód można przypomnieć ostatnie głośne realizacje Hübnera - "Makbet", "Zbrodnia i kara", obecnie ,,Kaligula" oraz, w projektach, na zakończenie sezonu - "Hamlet".
Swojego czasu "Kaligula" stanowił wydarzenie literackie. Stosunek Rostworowskiego do dobrze znanej z historii postaci szokował publiczność i krytyków. Z dwóch osądów, jakie padają pod adresem postaci tytułowej w ostatniej scenie dramatu: "Potwór" i "Tylko człowiek" pisarz przychylił się do tego drugiego stwierdzenia. Dramatowi człowieka, który stracił wiarę w ludzi, przeciwstawił Rostworowski grupę Rzymian, którzy upodleni, zastraszeni i skłóceni nie zdolni są do czynu, który uwolniłby ich z przerażającego bytowania.
Dzisiaj "Kaligula" wydaje mi się nie do przyjęcia w takim kształcie, jaki mu nadał autor. Doświadczenia historyczne naszych czasów, których nie mógł przewidzieć Rostworowski pisząc w r. 1916 "Kaligulę", zmuszają nas do spojrzenia z innych perspektyw na problem jednostki posiadającej nieograniczoną władzę nad społeczeństwem.
ZYGMUNT HÜBNER dostrzegł to niebezpieczeństwo tkwiące w tekście Rostworowskiego. I dlatego w przedstawieniu gdańskim doszło do dość znamiennego przesunięcia akcentów. Bogumił Kobiela w roli Kaliguli stworzył studium człowieka wewnętrznie zwichniętego, chorego, budzącego chwilami litość swym strachem i bezradnością i współczucie, gdy szukał jakiejś moralnej czystości wokół siebie, chwilami wywoływał strach swą bezwzględnością i grozę swą okrutną wiedzą o życiu. Postać ta raczej była bliższa historycznemu Kaliguli, niż bohaterowi Rostworowskiego. Jednocześnie spiskowcy stali się partnerami niemal godnymi Kaliguli. Kallistus (JÓZEF CZERNIAWSKI) energicznie motał nici spisku, Minucianus (KAZIMIERZ TALARCZYK) i Asprenas (MIECZYSŁAW NAWROCKI) dumnie nosili togi senatorów a Cherea (PAWEŁ BALDY) budził litość i współczucie swym wewnętrznym rozdarciem spowodowanym miłością do małego Kaliguli i nienawiścią do tyrana. Cienie i blaski zostały mniej więcej równomiernie rozłożone po obu stronach. Lecz racji nie przyznał reżyser żadnej stronie. Zademonstrował ich prawdy, a ocenę pozostawił widzowi. Po okresie, w którym bardzo nachalnie stawiano wszystkie "kropki nad i" taka postawa budzi szacunek, lecz w tym wypadku również i pewne opory. Mówiłem już o nieprzewidzianym przez Rostworowskiego zaktualizowaniu się w naszych czasach problemu cezaryzmu. I dlatego Kaliguli dzisiaj niesposób oceniać tylko w kategoriach psychologicznych, gdyż narzucają się skojarzenia polityczne. A polityka nie znosi stanowiska obserwatora. Hübner zrezygnował z humanistycznej wyrozumiałości Rostworowskiego, a nie doszedł do obsesyjnej wizji camusowskiego Kaliguli. I takie stanowisko godzi, moim zdaniem, w przedstawienie.
Pisząc o gdańskiej inscenizacji "Kaliguli" nie można pominąć milczeniem pewnych osiągnięć formalnych w przedstawieniu. Już w recenzji z prapremiery, przytoczonej zresztą w programie, ZDZISŁAW JACHIMECKI zwrócił uwagę na rolę dźwięku i rytmu w wierszu tego dramatu, przypominającą kompozycję muzyczną, a może ściślej - symfoniczną.
Zygmunta Hübnera zafrapowała ta właściwość tekstu Rostworowskiego. Stąd bardzo dużą uwagę zwrócił na recytację wiersza zarówno zbiorową jak indywidualną, osiągając w tym bardzo ciekawe wyniki. Dbałość o wydobycie walorów muzycznych poezji Rostworowskiego obróciła się jednak przeciw wykonawcy roli tytułowej. Bogumił Kobiela operował bardzo współczesnymi środkami aktorskimi co pociągało za sobą, zwłaszcza w pierwszych przedstawieniach po premierze, dążenie do jak najbardziej naturalnego podawania tekstu. Kłóciło to się z recytacją pozostałych wykonawców. Kobiela dostrzegł jednak to niebszpieczeństwo i w późniejszych przedstawieniach nie odbiegał pod tym względem od swych partnerów.
Scenografia ALEGO BUNSCHA opierała się na ustawieniu na pustej scenie płaszczyzn utrzymanych w trzech zasadniczych kolorach: czerni, bieli i czerwieni. Na tym tle scenograf i reżyser próbowali wygrać wartości dramatyczne koloru kostiumów aktorów (biel tóg spiskowców, purpura płaszcza Kaliguli, czerń ubioru Regulusa).
Przedstawienie "Kaliguli" jest niewątpliwie wydarzeniem teatralnym, choć prowokuje do dyskusji. Dyskusją z twórcami tego przedstawienia ma też być niniejsza recenzja. Mimo wszystkie zastrzeżenia ostatnia premiera w Teatrze "Wybrzeże" świadczy, że placówka ta podtrzymuje swą pozycję, którą wywalczyła w ubiegłym sezonie. Widzimy, że teatr gdański odznacza się oryginalnym, bardzo interesującym repertuarem, że możemy na Wybrzeżu podziwiać ciekawe osiągnięcia reżyserskie i aktorskie, że zespół gdański uparcie poszukuje formuły teatru współczesnego, o którym bardzo interesująco pisał Zygmunt Hübner w programie do "Kaliguli".