Artykuły

Tylko człowiek - felieton przedpremierowy

ŁACIŃSKIE przy­słowie głosi, że dzieła literackie mają swoje wła­sne losy, że ich życie jest dłuższe niż życie ich twórców i pokoleń, do których należeli, a nawet niż epok historycznych w których powstały. W dziełach bowiem naprawdę wielkich zawsze, jak owad w bursztynie, zamyka się jakaś prawda, bodaj jedna z wielu do końca przecież nigdy nie zbadanych prawd - o człowieku. Utwór taki nieraz przesłania sobą swego twórcę, nieraz po wie­lu latach wydobyty z za­pomnienia, jak owo ziarno pszeniczne z grobowców fa­raonów, ożywa na nowo.

Do takich utworów należy dramat Karola Huberta Rostworowskiego "Kajus Ce­zar Kaligula", którym Teatr "Wybrzeże" inauguruje no­wy sezon teatralny swej gdańskiej sceny.

Nie wiem, czy na Wybrze­żu znajdzie się wielu wi­dzów teatralnych, którzy widzieli jedną z sześciu do­tychczasowych inscenizacji "Kaliguli" (cztery w Krako­wie w reżyserii Stanisławskiego, Solskiego, Piekarskiego i Radulskiego oraz dwie w Warszawie w reżyserii Solskiego i Schillera). Tea tromanom może nie całkiem obce będzie nazwisko jego autora, przypomniane po wojnie wznowieniami jego "Przeprowadzki" i "Niespo­dzianki". Z pewnością już tylko wśród starszego pokolenia widzów można by jeszcze znaleźć pamięć sylwetki hrabiego - ascety, o profilu Rzymianina, "polskiego Savonaroli" - jak ochrzcili go jedni, największego po Wy­spiańskim dramaturga pol­skiego - na jakiego paso­wali go drudzy, drabiniastym wozem wędrującego na miejsce wiecznego spoczynku na starym krakowskim cmentarzyku, u stóp kopca Kościu­szki, jednego z pretorianów narodowej demokracji.

Dwadzieścia lat zaledwie minęło od śmierci Rostworowskiego, a ogromna więk­szość jego pełnej pasji twórczości zapadła się w nie­pamięć. Pozostało z niej - i pozostanie - to, co w niej miało wartość nieprzemija­jącą - surowy realizm psychologiczny, połączony z żar­liwością etyczną. W "Kaliguli" szczery artyzm zwy­ciężył ideologa o zachowaw­czych poglądach. Sam Rostworowski określił "Kaligulę" jako ogniwo cyklu dra­matycznego, rozpoczętego "Judaszem z Kariothu", którego bohaterem miała być etyka chrześcijańska. Po­tem przyznał, że pisząc ten utwór w oblężonym w 1916 roku Krakowie, wyrazić nim chciał oburzenie na politykierów galicyjskiego formatu. Przeciwnicy polityczni Rostworowskiego dopatrywali się w "Kaliguli" apo­teozy tyraństwa, historycy uznali ten dramat za próbę rehabilitacji postaci history­cznej, podobną tej, jaką L. H. Morstin poddał Sokratesową Ksantypę.

Wszystkie te interpretacje możemy spokojnie odrzucić. Nie potrzebne nam one, jak i nie na wiele przyda się nam wiedza o historycznym cezarze - szaleńcu i zwyrodnialcu, zaczerpnięta z "Żywotów cezarów" Swetoniusza. "Magia teatralna" te­go dramatu nic na tym nie straci. A magia ta przewyższa - moim zdaniem - gło­śnego "Kaligulę" Camusa. Rostworowskiemu oczywi­ście, nie śnił się nawet egzystencjalizm, ani jego sformułowanie "piekło to są inni". Autor "Kaliguli" nie pretendował także do roli wieszcza, wróżącego "kult jednostki". To chyba jednak pewne, że porwał i przykuł go człowiek. Straszliwy niemal tragizm sytuacji człowieka, który stracił, bo musiał stracić, wiarę w czlowieka stał się potworem i - odzyskując ją - sam prowokuje swą śmierć. Kaligula w dramacie Rostworowskiego nie jest bohaterem pozy­tywnym - to jasne. Dziś ta­ka postać, jak on nie ma u nas żadnych szans, by mo­gła ubiegać się o takie miano. Nie jest bohaterem pozytywnym również szlachet­ny Regulus. Jest dla nas zbyt naiwny, zbyt kryształowy. Nasze trudne życie kryształy takie głębokie rysuje - lub je rozbija. Oczywiście nie jest bohaterem szalony do cna senat rzymski. Hra­bia Rostworowski nie my­ślał naturalnie szukać bo­hatera pozytywnego w lu­dzie rzymskim, którego da­leki pomruk dobiega na scenę.

A przecież dramat wstrząsa, budzi grozę i współczu­cie, zapiera dech w piersiach współczesnym brzmieniem zawartego w nim krzyku o jedność etyki indywi­dualnej i społecznej, roz­wiązuje się w otwierającym szerokie perspektywy, nie pozwalającym spokojnie za­snąć i zobojętnieć, ostatnim słowie Demetriusa: "Tylko człowiek". "Magnetyczna si­ła i popularność teatru pisał Rostworowski w 1919 roku - polega prawdopo­dobnie na fakcie, że ogląda­nie scenicznych dzieł nie jest niczym innym, jak rzutem oka na samego siebie". To zdanie potwierdza "Kaligula".

Jest jeszcze w "Kaliguli" jeden element niezmiernie cenny, formalny, zaskakują­cy swą nowoczesnością, od­krywczością i oryginalno­ścią. Rostworowski zbudo­wał swój utwór wykorzy­stując swe uzdolnienia kompozytorskie. Muzykolog, prof. Zdzisław Jachimecki, jeden z pierwszych, od ra­zu po krakowskiej prapre­mierze "Kaliguli" w 1917 r. zwrócił uwagę na muzyczny operowy czy symfoniczny, charakter tego dramatu. Tę muzyczność kompozycji dramatu posuwa nieraz autor tak daleko, że rezygnuje niemal z pojęciowej zawartości słów, składając je w sym­foniczną kompozycję orkie­strową, to znów wyakcentowując poszczególne posta­cie niby solowe instrumen­ty, z tła akompaniujących im scen zbiorowych. W tej "symfoniczności" "Kaliguli" ogromną rolę odgrywa, oczywiście, przejmująco używa­na, o niespotykanym wprost ładunku dramatycznym - pauza.

Z tego, co tu zapowiadam, nie trudno już domyśleć się - co zresztą od dawna już zelektryzowało miłośników teatru - że "Kaligula" mu­siał żywo zainteresować Zygmunta Hübnera, który znalazł w tym dramacie zarówno kontynuację myśli - lub jeszcze lepiej: prowokacji do myśli - poruszonych "Makbetem" i "Zbrodnią i karą", jak i nowe cieka­we zagadnienia formalne. Wyrażenie napięcia drama­tycznego "Kaliguli" języ­kiem plastycznym, kolorem - bielą, czernią i czerwie­nią - to znów pasjonujące zadanie, którego podjął się scenograf Ali Bunsch.

Całkowicie współczesnym językiem aktorskich środków wyrazu Kaligulę wciela w na­szym przedstawieniu, jako siódmy z kolei jej odtwór­ca, po Bończy - Stępińskim, Stanisławskim, Solskim, Pie karskim, Junoszy Stępowskim i Karbowskim - Bogumił Kobiela. Lolią - po Ewie Kuninie, Stanisławie Wysockiej, Irenie Eichlerównie, Zofii Jaroszewskiej - będzie Mirosława Dubrawska, Regulusem - po Bole­sławie Mierzejewskirn. Je­rzym Kreczmarze i Z. Mo-dzelewskim - Zenon Dądajewski. Caesonią - po Kon­stancji Bednarzewskiej, Ma­rii Gorczyńskiej i Teresie Sucheckiej - Krystyna Łubieńska, a pierwsze po wojnie wznowienie "Kaliguli" zapowiada się jako nowe, wielkie przeżycie teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji