Artykuły

Starzy kontra młodzi

"Szarańcza" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Magdalena Talik w portalu Kultura online.

"Szarańcza" serbskiej dramatopisarki Biljany Srbjanović to uniwersalna opowieść, która mogłaby się zdarzyć w każdym miejscu na świecie. Bo wszędzie starość budzi lęk, a młodość często wiąże się z zagubieniem.

Tekstem "Szarańczy" zafascynował się Paweł Szkotak, reżyser i dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu. Przeczytał go najpierw po słowacku, a potem nakłonił Dorotę Jovankę-Cirlić, tłumaczkę dzieł Srbajanović, by spolszczyć jedną z najnowszych sztuk pisarki. Po obejrzeniu "Szarańczy" na scenie wiem, że było warto.

Serbska autorka, nieakceptowana w ojczyźnie (m.in. z powodu drażliwych tematów, jakie podejmuje w swoich dramatach), została jednak doceniona na świecie. Nie bez powodu, bo potrafi pisać doskonałe historie przeznaczone na scenę. Bez sztucznego budowania napięcia, bez cienia moralizatorstwa czy chęci pouczania widza. Za to z pełnymi humoru dialogami. Mamy tu również sporą dozę nienachalnej refleksji nad tym, jacy naprawdę jesteśmy.

Świat "Szarańczy" zbudowany jest na kontrastach: starzy kontra młodzi, rodzice kontra dzieci, samotni kontra ci będący w związkach. W tej opowieści o starości i samotności paradoksalnie najbardziej spełnieni i spokojni są starsi ludzie. Młodzi miotają się, chcą coś udowodnić, narzucić swoją wolę, wykorzystać innych, ale nic im się nie udaje.

Nadeżda (bardzo dobra Anna Walkowiak) nie potrafi zmusić Maksa (Andrzej Szubski) do otwartego okazywania uczuć. Bierny Milan (Piotr Kaźmierczak) jest domową ofiarą, nie umie negocjować z władczym ojcem (Zbigniew Waleryś), okiełznać przedsiębiorczej żony Dady (Magdalena Płaneta) czy rozpieszczonej i złośliwej córki Alegry (rewelacyjna Katarzyna Bieniek). Z kolei Żana (Barbara Krasińska), zamiast nawiązać dialog z matką (Małgorzata Peczyńska), która przyjechała w odwiedziny, nieustannie ją rani.

Większość bohaterów "Szarańczy" jest samotna, nie potrafi otworzyć się na drugiego człowieka. Winna jest temu duma, może źle rozumiana asertywność. Lepiej nie pokazywać, że nam na czymś zależy ani tym bardziej, że coś bezpowrotnie przegraliśmy. Tak więc gwiazdor Maks wstydzi się sympatii do zwykłej wizażystki Nadeżdy, ona natomiast czuje obrzydzenie, kiedy staje się obiektem zalotów starszego pana (świetny Edward Warzecha). Ignoruje też obecność swojej babci. Zmienia podejście dopiero wtedy, kiedy jest już za późno.

Starość nie jest atrakcyjna, nie jest trendy. Zwłaszcza kiedy ojciec Dady i jej brata Frediego (Piotr Szrajber) wymaga nieustannej opieki, bo stracił kontakt z rzeczywistością. W końcu jednak jego syn podejmuje wyzwanie i staje się dla niego pielęgniarzem.

Paweł Szkotak ograniczył scenografię do minimum. Najważniejsza w "Szarańczy" okazała się dla niego dobra interpretacja tekstu, wzbogacona umiejętnie o ruch sceniczny i kostiumy, świetnie komentujące styl życia bohaterów. Nie ma tu, całe szczęście, cienia sztucznego aktorstwa. To dzięki temu losy postaci zaczynają nas obchodzić, jesteśmy ciekawi, jak się rozwiną. Przerwa w spektaklu jest właściwie zbędna, można spokojnie oglądać tę sztukę bez przerywnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji