Artykuły

Teatr z własną publicznością (fragm.)

Redakcja "Polityki", która już w ubiegłym sezonie zaczęła systematycznie in­formować czytelników o wy­darzeniach artystycznych w teatrach pozawarszawskich, wznawia rubrykę poświęconą sprawom teatralnym. Artykuł poniższy poświęcony jest "Teatrowi Wybrzeża", który wzbudził zasłużone zaintereso­wanie w czasie swej ostatniej wizyty w Warszawie.

Teatr Wybrzeża, kierowany przez Zygmunta Hübnera wywalczył sobie pewną pozycję, wychodzą­cą poza ramy sceny ściśle terenowej. Dzięki doborowi repertuaru oraz metodom inscenizacyjnym, których główną wytyczną jest szukanie no­wych dróg i nowych środków wy­razu, teatr na Wybrzeżu potrafił do­trzeć do odbiorcy tak bardzo war­tościowego, i cennego, jakim jest młodzież. Na kilku przedstawieniach warszawskich tej sceny młodzież ta stanowiła na widowni ogromną przewagę i dawała wyraz swemu zadowoleniu. Ten rezonans młodego pokolenia nakłada na scenę Wybrze­ża niemałe obowiązki. Chodzi przede wszystkim o to, żeby kierownictwo korzystając z przychylnie usposobio­nego odbiorcy, nie spoczęło zbyt szybko na laurach, a równocześnie w pogoni za nowatorstwem nie zbo­czyło na manowce łatwego manieryzmu. Na razie manieryzm ten, kła­dący główny nacisk raczej na mo­menty zewnętrzne, niespodziewane i zaskakujące, jest w powijakach. Ale już zauważyć można sygnały mówiace o pewnych niebezpieczeństwach.

Na pierwszy ogień poszła "Zbrod­nia i kara" Dostojewskiego w wer­sji, adaptacji i inscenizacji Zygmun­ta Hübnera. Nie wdając się w kwe­stię, czy tego typu utwory, jak "Zbrodnia i kara" można w ogóle przenosić na scenę (pisałem o tym w "Polityce" z okazji krakowskiej próby ukazania widzowi teatralne­mu genialnego utworu Dostojew­skiego), należy stwierdzić, że inscenizator Teatru Wybrzeża, Hübner poszedł po linii całkowiecie róznej od tej, którą obrał inscenizator kra­kowski Dąbrowski.

Dąbrowski położył główny nacisk na socjologiczną stronę "Zbrodni i kary", dając coś w rodzaju teatral­nego dowodu na to, że nędza jest i musi być matką zbrodni. Hübner postanowił pokazać jedynie we­wnętrzny proces psychologiczny, rozgrywający się w duszy studenta Raskolnikowa, którego do zbrodni popchnęła nie tylko skrajna nędza, ale w równym stopniu przeświad­czenie o własnym nadczłowieczeństwie, pozostającym poza ramami wszelkich norm moralnych.

Jak gdyby na usprawiedliwienie tego swego antysocjologicznego uję­cia Hübner włączył do przedstawie­nia wypowiedzi Dostojewskiego, w których wielki pisarz polemizuje z socjologicznym ujmowaniem proble­mów życia osobistego. Tego rodzaju koncepcja reżyserska pociągnęła za sobą niemal zupełne zrezygnowanie z szerokiego tła nakreślonego przez Dostojewskiego. W rezultacie mamy do czynienia z indywidualnym dra­matem człowieka osaczonego i z góry skazanego na zagładę. Skutek jest taki, że w pewnych momentach au­torem "Zbrodni i kary" mógłby być, zwłaszcza dla widza młodego poko­lenia, raczej Kafka niż Dostojewski.

Reżyserowi i inscenizatorowi przy­szedł z walną pomocą wykonawca roli Raskolnikowa, Edmund Fetting, grą skupioną, oszczędną w środkach wyrazu, przekonywającą w swej pro­stocie i szczerości, potrafił przykuć uwagę widza do swego dramatu in­dywidualnego, zainteresować go nim aż do tragicznego końca. Również scenograf Bunsch potrafił dać środkami względnie prostymi wstrząsa­jące ramy dla stanu osaczenia swe­go bohatera. W sumie widowisko, budzące niejeden sprzeciw (przede wszystkim, jeżeli chodzi o wykonaw­czynię roli Soni), ale pomyślane i zrealizowane konsekwentnie i logicznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji