Artykuły

Lublin. Za miesiąc premiera "La Traviaty"

Na razie jest w miarę spokojnie, bo do premiery "La Traviaty" na Globusie jest jeszcze sporo czasu. Śpiewacy w przerwach między próbami spokojnie jedzą zupę, solistka ćwiczy w sportowych butach, a kostiumy są dopiero fastrygowane. Ale muzycy przyznają, że temperatura powoli rośnie, bo opera ma być wydarzeniem na europejską skalę.

- Nie chodź tak! Stój w miejscu, bo depczesz sobie po muzyce - krzyczy choreograf Joanna Niesobska na Joannę Horodko [na zdjęciu], która ćwiczy rolę Violetty.

Jest 28 października, godz. 13, do premiery pozostał dokładnie miesiąc i siedem godzin. Solistka właśnie śpiewa arię Violetty "Sempre libera" z pierwszego aktu opery Verdiego. Na premierze zastąpi ją gwiazda przedstawienia - Joanna Woś.

Sala prób jest prawie pusta: na środku stoi tylko ubrana w suknię na kołach, dżinsy i sportowe buty sopranistka. Akompaniuje jej przy fortepianie prof. Grzegorz Siedlaczek. Podłoga zaklejona jest liniami z taś­my - to szkic scenografii.

- Graj! Jeszcze raz, tylko teraz chcę, żebyś nie kręciła się w szaleństwie w tym walcu, tylko dała się unieść muzyce, lekko popłynęła - mówi choreograf, chwytając dziewczynę za dłoń i pokazując jej następny krok.

"Sempre libera" to jedna z najważniejszych scen, w której główna bohaterka obiecuje sobie żyć beztrosko i szaleńczo mimo śmiertelnej choroby.

Sopran zaczyna od nowa. Po pełnym melizmatów fragmencie "... będę wciąż wynajdywać nowe przyjemności", nagle zza drzwi sali dobiega mocny głos tenora: "miłość jest biciem serca wszechświata" i wchodzi Adam Sobierajski - odtwórca roli Alfreda, kochanka Violetty. Pani choreograf grozi mu z uśmiechem palcem, a ten dośpiewując słowa zdejmuje jak gdyby nigdy nic kurtkę, po czym wychodzi z pomieszczenia.

Pytamy go, czy nie boi się premiery. Zastanawia się długo.

- No cóż, trochę się obawiam. Czasem w Teatrze Muzycznym, gdy akurat się nie śpiewa, można podejść do chóru i chwilę odpocząć, zapytać o wczorajszy mecz - mówi tenor.

- A w Globusie nie będę mógł niczego ukryć. Zwłaszcza że będą pracować dwie kamery i zbliżenia twarzy będą widoczne na olbrzymich telebimach. Na dodatek będziemy pracowali z mikroportami (przyczepianymi mikrofonami) i słychać będzie dosłownie wszystko.

Dyrektor Teatru Muzycznego Krzysztof Kutarski jest mniej zmartwiony. Nie boi się nawet ogromnej publiczności: na widowni zasiądzie ok. 4 tys. osób.

- Noc przed premierą mam zamiar przespać spokojnie - mówi.

- Bo wtedy już wszystko będzie zapięte na ostatni guzik. Stres czy raczej pewien rodzaj napięcia mam teraz. Bo ciągle próbujemy coś ulepszać, zmieniać. "La Traviata" to dla nas nieznany ląd, poruszamy się po bardzo delikatnym gruncie.

Próba czasu dla krawcowych. Nad kostiumami pracują od ponad miesiąca.

- Ten biały i ten fioletowy są dla pani Woś, solistki i pierwszej odtwórczyni roli Violetty - instruuje nas Helena Mizerska, kierowniczka pracowni damskiej krawieckiej.

O jedną rzecz nikt nie musi się martwić: o sukces komercyjny przedsięwzięcia. - Bilety sprzedają się świetnie, pewnie też dlatego, że dostosowane do lubelskich warunków, choć mamy jeszcze miejsca - mówi dyrektor.

Ale, jak twierdzi, o tym, że Lublin potrzebuje opery, świadczy frekwencja na innych przedstawieniach Teatru Muzycznego. - Niedawno gra­liśmy "Carmen" i na całej sali były... trzy wolne miejsca - dodaje nie bez satysfakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji